Wczorajszy pucz w Rosji co prawda po kilkunastu godzinach się zatrzymał, ale prawdopodobnie nie na długo.
Sytuacja w Rosji w sobotę zmieniała się bardzo szybko. Najpierw szef grupy Wagnera, czyli prywatnej armii Jewgienij Prigożyn zapowiedział bunt wobec władz na Kremlu, gdyż rosyjska armia ostrzelała pozycje jego wojsk. Jak zapowiedział, tak zrobił. Rano jego żołnierze zajęli trzecie co wielkości miasto w kraju - zamieszkały przez ponad milion mieszkańców Rostów nad Donem i ruszyli na Moskwę. Robili to raczej bez problemów, gdyż większość rosyjskiej armii jest zajęta działaniami na Ukrainie, więc w kraju poza policją i nieliczną Rossgwardią, czyli ochroną Putina, nie ma za bardzo kto pilnować stolicy.
Ostatecznie jednak konflikt udało się zażegnać dzięki mediacji innego dyktatora Aleksandra Łukaszenki. Dzięki jego rozmowom z Prigożonem. Szef grupy Wagnera chciał się w ten sposób pozbyć dwóch swoich głównych oponentów na Kremlu. Chodziło mu o usunięcie Siergieja Szojgu, ministra obrony Federacji Rosyjskiej. Drugą osobą, którą chciał się pozbyć był szef Sztabu Generalnego Rosji Walerij Gierasimow. Jak widać dopiął swego, bo dziś obu już we władzach wojska w Rosji nie ma, a rządy przejmą raczej twardogłowi wojskowi, którzy zaostrzą kurs wobec Ukrainy.
Władimir Putin się więc uratował, ale tylko na chwilę. Już w sobotę podczas całej akcji z moich astrologicznych prognoz wynikało, że Prigożyn rzeczywiście się za chwilę wycofa z marszu na Moskwę, choć nie na długo. Sytuacja wróci ze zdwojoną siłę za kilkanaście tygodni, prawdopodobnie w okolicach września. Według mnie szef grupy Wagnera nie działał sam, a udało mu się zmontować jakąś grupę oligarchów niezadowolonych z tego w jakie sankcje gospodarcze wepchnął kraj Władimir Putin i po prostu zorganizowali wojskowy zamach stanu. Na razie nie udany, ale sytuacja w kraju nadal jest nerwowa.
Na razie to jednak przed Ukrainą bardzo trudne momenty, o czym piszę już od dłuższego czasu. Właśnie teraz po rewolcie Prigożyna we władzach armii nastąpiła poważna zmiana, a Rosja może zacząć na Ukrainie używać nie tylko broni konwencjonalnej. Także za naszą wschodnią granicą czeka nas od lipca znacznie poważniejsza wojna niż tą, którą mieliśmy do tej pory. Jest też raczej przesądzone, że do wojny dołączy kilka państw NATO. Mogą one nawet wjechać na Ukrainę, ale po jakimś czasie raczej się wycofają i do starcia z armią rosyjską nie dojdzie, gdyż tego nikt nie będzie chciał i nikomu na tym nie zależy. Choć sytuacja w okresie lipiec-październik może wyglądać na znacznie gorszą niż w ostatnich miesiącach.
A los Putina raczej jest już przesądzony. Jego rządy nie potrwają długo i wcale bym się nie zdziwił jeśliby upadłby przed końcem tego roku w przypadku na przykład rewolucji sterowanej przez miejscowych oligarchów. Także bunt Prigożyna to raczej początek wojny domowej w Rosji, która teraz przeszła w stan jawny.
Inne tematy w dziale Polityka