Słabe notowania Trzeciej Drogi i Lewicy pokazują, że tak naprawdę jedynym wygranym marszu 4 czerwca jest Koalicja Obywatelska i Donald Tusk.
Co prawda na ostatnim marszu w obronie demokracji zjawiły się praktycznie wszystkie siły opozycji demokratycznej. Były nawet partie poza parlamentarne jak Agrounia i inne mniejsze siły polityczne. Jednak większość występowała w roli statystów, a głównym bohaterem był były premier Donald Tusk i jego Koalicja Obywatelska. Co prawda przemawiał Włodzimierz Czarzasty i mówił coś o budowie Polski państwa opiekuńczego, ale tak naprawdę jego wystąpienie i przemowa wiceprzewodniczącego OPZZ nie wzbudziło aplauzu wśród publiczności. Po prostu w Warszawie demonstrowała głównie wyższa klasa średnia, której raczej te sprawy nie interesują.
Jak widać po sondażach głównym jak na razie wygranym jest Koalicja Obywatelska. W niektórych sondażach partia Donalda Tuska zaczyna się już zrównywać się z Prawem i Sprawiedliwością, a nawet lekko go wyprzedzać. To oczywiście nie gwarantuje jeszcze samodzielnych rządów jak obecnej władzy, ale daje dobrą pozycję wyjściową na przyszłość i złapanie przysłowiowego wiatru w żagle. Koalicja Obywatelska na tej fali marszu może zdobyć jeszcze kilka procent głosów. Szacowany przez socjologów główny maksymalny procent poparcia to mniej więcej 35%. Donald Tusk będzie więc potrzebował koalicjantów.
Jednak właśnie ci tracą najwięcej. Trzecia Droga, pomimo połączenia sił PSL i Hołowni zaczęli obijać się już o próg wyborczy dla koalicji, który wynosi 8% procent. Obecnie sondaże wskazują poparcie dla centrowej koalicji na poziomie około 10-11%. To za mało, aby stworzyć koalicyjny rząd z Koalicją Obywatelską. Potrzebny byłaby trzecia partia, czyli Lewica Razem, która też w sondażach zaczyna szorować po dnie i nie wiadomo, czy w ogóle dostanie się do Sejmu. Jak widać Donald Tusk zaczyna pożerać swoich koalicjantów. Zresztą taki sam plan miał od początku, bo lider KO za bardzo nie lubi dzielić się władzą.
Ewentualny sojusz z liberałami z KO nie podoba się również części wyborców Lewicy. Zwłaszcza tych, którzy popierają głównie partię Razem, a tych można liczyć w okolicach kilku procent. Oni nie wyobrażają wręcz sobie wspólnej listy z partią, która podczas swoich rządów podwyższała wiek emerytalny oraz pałowała związkowców, którzy protestowali przeciwko tym zmianom oraz jej minister Jacek Rostowski mówił, że na świadczenia socjalne pieniędzy nie ma i nie będzie. Także podobną opinie może mieć część wyborców dawnego SLD, których również umizgi do "libków" z KO mogą się nie za bardzo nie podobać.
Jak widać najpierw KO zaczęło pożerać Trzecią Drogę. Teraz zapewne przyjdzie czas i na Lewicę Razem. Sęk w tym, że bez tych dwóch partii raczej trudno będzie stworzyć nową rządową koalicję. Chyba, że KO nastawia się na koalicję z Konfederacją, a dużemu liberalnemu-konserwatywnemu skrzydłu PO jest tam znacznie bliżej niż do Lewicy. Takie rozwiązanie by mnie nie zdziwiło.
Inne tematy w dziale Polityka