Czy za pomocą pięciuset złotych PiS chciało kupić wyborców? Takie pytania pojawiają się od chwili, gdy tylko został zapowiedziany program 500+. A co o programie napisali sami jego twórcy? Pierwsze zdanie, jakie można przeczytać na stronie internetowej: "Rodzina 500+ to długofalowy program, który pomoże ci pokryć wydatki związane z wychowywaniem dzieci". Tylko tyle, czy aż tyle? Czy można mówić o poprawie jakości życia, gdy chodzi o kwotę pięciuset złotych? Czy, jak to niektórzy uważają, tak małe pieniądze mogą cokolwiek zmienić? Czy pięćset złotych może mieć wpływ na domowy budżet? A na powiększenie rodziny? Niniejszy wpis jest kontynuacją mojej wcześniejszej notki. Przedstawione poniżej informacje nie są danymi statystycznymi. Opierają są na moich rozmowach z rodzicami korzystającymi z programu Rodzina 500+. A, że większość z tych osób jest antyrządowa, antypisowska, to ich ocenie 500+ nie można zarzucić przekłamania z powodu sympatii do partii rządzącej. Miłośnikom ścisłego trzymania się statystyk pragnę przypomnieć, że właściciel psa ma ze swoim pupilem statystycznie po trzy nogi.
Pamiętam doskonale wprowadzenie 500+. Jaką sensację to wywołało. Szczególnie mocno w pamięci zapadła mi w rozmowa z jednym rodzicem, nie kryjącym się ze swoją nienawiścią do obecnej władzy. Rodzic ten stwierdził, że może uda mu załapać się na świadczenie już na pierwsze dziecko. Dlaczego? Otóż jego współmałżonek od pewnego już czasu pracuje na niepełnym etacie. To jest informacja oficjalna. Nieoficjalnie, pracuje dłużej niż wynosi pełen etat, a pieniądze za ten czas otrzymuje do ręki. Uprzedzając pytania, nie mam dowodów, jedynie same słowa tegoż rodzica. I tenże rodzic wystąpił o przyznanie 500+, także na pierwsze dziecko. I je otrzymał. Łącznie tysiąc pięćset złotych. To nie wszystko. Jak pamiętamy, pieniądze nie trafiły do beneficjentów z chwilą ruszenia programu, tylko z przesunięciem o kilka miesięcy. W tym samym czasie pojawiły się głosy, że, z powodu niewystarczającej ilości środków w lokalnych budżetach, gminy mogą nie zdążyć z przekazaniem świadczeń na czas. Co w tej sytuacji stwierdził nasz bohater? Jeżeli nie dostanie pieniędzy w ustawowym czasie, wystąpi o wypłacenie odsetek za zwłokę. Identycznie jak to można robić w przypadku innych zasiłków. I jak to skomentować?
Wspomnę również o kilku związkach, zarówno luźnym jak i małżeństwach, które zdecydowały się na powiększenie rodziny. Wiem od nich, że od pewnego czasu myśleli o kolejnym dziecku. W jednym przypadku była rozważana kwestia pomieszczenia się w obecnym mieszkaniu. Czy nie okaże się, że będzie za małe? Natomiast pozostali skupili się na kwestii czysto finansowej. Wszakże same środki czystości, pieluchy, pochłaniają znaczą część rodzinnego budżetu. Czy będzie ich teraz stać na większe wydatki? Szczególnie małżeństwo, które nieznacznie przekroczyło próg przyznania świadczenia na pierwsze dziecko? Ostatecznie wszyscy się zdecydowali. I tak, część już cieszy się nowym potomkiem, część musi jeszcze chwilę poczekać. Przyznaję, ich decyzje były podjęte wcześniej, jednakże wykonanie zostało odłożone w czasie, aż "warunki pozwolą". W teorii. W praktyce często okazuje się, że takie plany odkłada się at calendas graecas. I choć o tych przypadkach nie można powiedzieć, że to program 500+ zadecydował o pojawieniu się następnego dziecka w rodzinie, to jednak przyspieszył realizację tego planu. Można nazwać to sukcesem 500+?
To tylko kilka przykładów. Kto wie ile jest takich rodzin, jak opisane powyżej? A ile jest takich, które faktycznie zdecydowały się na dziecko po wprowadzeniu Rodziny 500+? Tego żadne statystyki nie obejmują. Tak, jak nie obejmują zmian, jakie zaszły w rodzinnych budżetach. Nie przeczytamy w roczniku statystycznym, co dana rodzina zrobiła z pięciuset złotymi. To jak się tego dowiedzieć? Porozmawiać. Z kim? Ze znajomi, a nawet z przypadkowo spotkanymi rodzicami. Gdzie? W domu. W sklepie. W parku. U lekarza. Wszędzie. Ludzie chcą rozmawiać, trzeba tylko spróbować.
Te pięćset złotych. To w końcu mało, czy dużo? Dla osoby z minimalnym wynagrodzeniem jest to podwyżka o przeszło trzydzieści procent. Trzydzieści procent. Wartość rocznego świadczenia odpowiada czterem miesiącom pracy. A co, jeśli w rodzinie jest więcej dzieci lub pracuje tylko jeden z rodziców? Podwyżka rzędu stu i więcej procent? Z takiej perspektywy kwoty te robią zupełnie inne wrażenie. No dobrze, a ten, który załapał się na drugi próg podatkowy, jak potraktuje dodatkowe pięćset złotych co miesiąc? Zignoruje? Nie będzie schylać się po drobne? Dobrowolnie odpuści sobie sześć tysięcy rocznie? Albo i dwanaście, jeśli nie więcej? Zadaj też sobie to pytanie. Jaka będzie odpowiedź? Oczywiście, że nie. Nawet najbardziej zatwardziali krytycy programu 500+ "zhańbią się" wyciągnięciem ręki po te środki. Wolą pieniądze niż odznakę "nie biorę 500+ pisowskiej łapówki". Nawet "dobro budżetu", o którym tyle potrafią mówić, przestanie ich obchodzić. Pisałem już o tym w mojej ostatniej notce. Nie zrezygnują z "przytulenia pięciu stów".
Czy kogoś za to potępiam? Skądże znowu. Nie rozumiem jedynie totalnej niekonsekwencji. Czy ktoś odmówi przyjęcia podwyżki od szefa, który ma inne poglądy polityczne? Uniesie się swoim honorem? Może będzie jeszcze działać w kierunku zniszczenia jego biznesu? Z pewnością nie. A tak jest z krytykantami 500+. Z jednej strony krytykują, narzekają na wypłacanie świadczeń, że po co, że to wspiera patologię. Z drugiej, czerpią z nich pełnymi garściami. Ba! Kombinują jakby tu wyciągnąć więcej. Mam czasem wrażenie, że miotają się jak totalna opozycja, która jednego dnia jest za, następnego już przeciw, niemal codziennie ma nowy program wyborczy. I tak jest zarówno z opisanymi związkami, jaki i tym bohaterem negatywnym. Wszyscy oni są przeciwko, ale przyznają, że pięćset plus im się przydało. Mogli dzięki niemu spłacić część długów, nawet zamienić wynajmowanie mieszkania na kupno na kredyt własnego domu. Wysłać dzieci na obóz, kupić prezenty na święta, wyremontować mieszkanie i wreszcie, mieć następne dziecko. A to tylko kilka przykładów. Podają ich więcej. Są zadowoleni. I tylko, gdy wspomnę o pomyśle zmiany świadczenia pieniężnego na bony, wyprowadzam ich z równowagi. Jak to, "ktoś będzie decydować, co mam zrobić z moimi pieniędzmi"?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo