IV rozbiór polski w 1939 roku był logiczną konsekwencją błędnej i w gruncie rzeczy prorosyjskiej polityki sanacji. Józef Piłsudski, który nie miał złudzeń co do poziomu rządzącej ekipy, krótko przed śmiercią przestrzegał swoich współpracowników mówiąc „be ze mnie w wojnę nie leźcie bo ją przegracie”. Stało się niestety dokładnie tak jak przewidywał. Zaufany człowiek Komendanta, minister spraw zagranicznych Józef Beck odrzucił niemieckie żądania w sprawie Gdańska i eksterytorialnej autostrady przez polskie Pomorze do Prus Wschodnich. W słynnej mowie sejmowej wygłoszonej 5 maja 1939 roku powiedział: „My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.” Trudno z tym się zgodzić. O ile honor rzeczywiście jest bezcenny dla jednostki o tyle dla całego państwa kategoria ta nie ma zupełnie zastosowania. W życiu całych narodów liczy się zbiorowy interes a ten w 1939 roku wymagał od Polski identycznego wyboru jakiego dokonali Finowie, Węgrzy, Bułgarzy i Rumuni, którzy woleli raczej podporządkować się III Rzeszy niż paść ofiarą sowieckiej agresji. W przeciwieństwie od nich wybraliśmy wariant najgorszy z możliwych czego skutki odczuwamy do dzisiaj.
Kiedyś czytałem opowiadanie z gatunku fantastyki historycznej w którym III Rzesza sprzymierzona z Polską błyskawicznym atakiem niszczy Związek Radziecki. W 1944 roku Amerykanie miażdżą Niemców przy pomocy bomb atomowych. Na placu boju pozostaje Polska oczywiście od morza do morza. Tak dobrze to by pewnie nie było i wszystko by się skończyło tak jak się skończyło. Jednak zadane nam straty zwłaszcza ze strony okupanta sowieckiego byłyby mniejsze i chociażby dlatego warto było postąpić tak jak inne państwa, które znalazły się w potrzasku pomiędzy dwoma złowrogimi totalitaryzmami.
Stanisław Cat-Mackiewicz uważał, że ministra spraw zagranicznych, który nie uchronił swojego kraju od wojny należałoby rozstrzelać. Moim zdaniem należałoby to samo zrobić z naczelnym wodzem, który wydaje rozkaz o nie podejmowaniu walki z agresorem. Marszałek Edward Rydz-Śmigły wydał 17 września następującą dyrektywę: „ Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami - bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii.” Jeszcze większym błędem był brak publicznego ogłoszenia przez rząd RP stanu wojny ze Związkiem Radzieckim. Ci, którzy posłuchali zbrodniczego rozkazu Rydza tym samym skazując swoich podwładnych na śmierć ( tak jak to zrobił generał Langner we Lwowie) pewnie uważali się za realistów wolnych od rusofobii. Postępowanie polskich przywódców politycznych i wojskowych musi budzić zdumienie, ponieważ z pewnością wiedzieli oni, że Rosja sowiecka prowadzi politykę ludobójcza na szeroka skalę. Nie mniej dziwi postępowanie części kadry oficerskiej, która bez protestów zaakceptowała poddanie się Rosjanom.
Zasadne staje się pytanie jaki sens miałby zbrojny opór na wschodzie Rzeczpospolitej. Jerzy Łojek w swojej świetnej książce „Agresja 17 września 1939. Studium aspektów politycznych” wysuwa tezę, że było to jedyne sensowne wyjście. Armia Czerwona pomimo przewagi liczebnej miała ograniczona wartość bojową po tym jak Stalin wymordował w 1937 roku większość kadry dowódczej. Potwierdzają to niepowodzenia Rosjan w wojnie z Finlandią. Rząd Rp powinien wypowiedzieć wojnę ZSRR i zamknąć się we Lwowie, którego zdobycie mogłoby stanowić dla najeźdźcy nie lada problem. Według Łojka zmieniłoby to stosunek światowej opinii publicznej do napaści na Polskę uświadamiając wszystkim, że agresorem jest nie tylko Hitler ale i Stalin. Niestety w polski rządzie i dowództwie zwyciężył „realizm”, którego prostą konsekwencją był Katyń.
Inne tematy w dziale Kultura