Żyjemy w dziwnym kraju w którym pewien uczony teolog doszedł do wniosku, że Boga nie ma. Zrzucił sutannę i zaczął zajmować się „pytaniami granicznymi” na Uniwersytecie w Johannesburgu. Spory udział w tej transformacji miała jedna z uczennic nieocenionej profesor Marii Janion. Cóż, jaki Luter taka Katarzyna von Bora. Wnioski do których doszedł uczony profesor teologii nie zdziwiły ludzi wierzących bowiem już Eklezjastes pisał, że „nie ma Boga rzekł głupiec w sercu swoim”. Spowodowały natomiast konsternację u zawodowych wrogów pana Boga- skoro Go nie ma to kogo będą teraz zwalczać? Panią profesor Senyszyn przeraziło to tak bardzo, że postanowiła wdać się w spekulacje teologiczne na swoim blogu. http://senyszyn.blog.onet.pl/.
Do tej pory można tam było wyczytać o dobroczynnym wpływie skrobanek oraz o zagrożeniach jakie stwarza dla Polski Kościół katolicki. Teraz pojawił się tekst o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. Początkowo myślałem, że jest to polemika z kultowym w latach 70-tych cyklem "wykładów" radiowych „samodzielnej katedry mniemanologii stosowanej" Jana Tadeusza Stanisławskiego pt. "O wyższości Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia". Okazało się jednak, że w przeciwieństwie od zmarłego w zeszłym roku świetnego satyryka pani profesor ekonomii potraktowała zagadnienie całkiem serio pisząc między innymi: Kiedyś było inaczej. Nikt nie wątpił w wyższość Świąt Wielkiej Nocy nad Świętami Bożego Narodzenia. Ludzie rozumieli, że narodziny Chrystusa to warunek konieczny, acz niewystarczający chrześcijaństwa. Nadzieja zmartwychwstania dawała siły do życia pełnego trudu i znoju. Była obietnicą. Światełkiem w tunelu. Dzisiaj, kiedy dylemat być czy mieć został rozstrzygnięty na rzecz mieć, jest inaczej. Implikacje tego sięgają do wszystkich sfer naszego życia. Jest to postawa, przy której trudno osiągnąć szczęście, a tym bardziej spokój. Chcemy być młodzi, piękni, zdrowi, bogaci. W to, że jesteśmy mądrzy, nie wątpimy. Nie chcemy myśleć o śmierci, o której przypomina wielkanocny czas. Pragniemy atrakcyjniejszego życia tu i zaraz.
Jak widać nawet ateiści i zacięci wrogowie kościoła dostrzegają fatalne skutki dechrystianizacji współczesnego świata. Być może kiedyś ta banalna prawda dotrze do panów Węcławskiego i Obirka.
Pani profesor twierdzi, że Człowiek doby postmodernizmu, nawet wierzący, nie pragnie zmartwychwstania. Chce nieumieralności.
Trudno się z tym nie zgodzić, miałbym jednak parę uwag. Nie tylko człowiek współczesny chciałby „nieumieralnośći”. Podobne pomysły pojawiły się już w XVII wieku i miały ścisły związek z kryzysem chrześcijaństwa. Polemizował z nimi Błażej Paskal pisząc „lekarze nie uleczą cię, umrzesz” co przyniosło mu u współczesnych opinię fanatyka religijnego i mizantropa. Tą samą myśl w sposób trochę bardziej dosadny wyraził władca Prus Fryderyk II, który w bitwie pod Lutynią zachęcał swoich żołnierzy do walki wołając: „bydlaki czy chcecie żyć wiecznie!?” Skutecznie zmotywowani w ten sposób pruscy grenadierzy roznieśli wojska austriackie.
Inne tematy w dziale Polityka