W ciągu kilku dni (30 maja - 3 czerwca) notowania giełdowe ropy Brent spadły aż o 12 procent. Jak podaje Bank Morgan Stanley, od 1984 roku miało miejsce tylko 48 podobnych zdarzeń.
Kumulacja spadku notowań ropy Brent nastąpiła w ciągu trzech dni sesyjnych. Nawet podczas załamania się cen ropy w latach 2014-2015 nigdy nie spadła tak szybko.
Dwadzieścia dziewięć zdarzeń tak szybkiego spadku notowań miało miejsce podczas recesji i azjatyckiego kryzysu finansowego, czyli było wynikiem słabości popytu. Kolejne trzynaście wystąpiło podczas kryzysu cen ropy w 1986 roku, który był niezwykłym okresem w historii rynku ropy naftowej, z dużą nadwyżką podaży. Pozostało tylko sześć takich wyprzedaży w „normalnych” warunkach w ciągu ostatnich 35 lat, a najnowsza z nich miała miejsce w 2004 roku, ponad 15 lat temu.
Zwykle unikam interpretowania krótkookresowych wahań cen ropy i paliw, jeśli mieszczą się w intuicyjnym przedziale zmienności wokół dłuższych trendów, kształtowanych przez czynniki fundamentalne. Miesiąc temu zrobiłem wyjątek, bo cena ropy dotykała górnego krańca mojego subiektywnego przedziału zmienności i w kolejnym ruchu powinna się obniżyć. Tak też się stało i nie byłoby o czym pisać, gdyby nie zaskakująca skala spadku: 10$/b w ciągu miesiąca, oraz 15$/b od szczytu z końcu kwietnia.
Co to zdarzenie mówi o rynku ropy? Analitycy Morgan Stanley widzą trzy możliwości:
Po pierwsze, być może jest to zwyczajne wydarzenie na „normalnym” rynku. Jednak jeśli tylko sześć z poprzednich 48 wyprzedaży miało taki charakter - a te 48 wyprzedaży to zjawiska niezwykle rzadkie - nie jest to oczywisty punkt wyjścia do analizy.
Po drugie, może to być spowodowane nadmierną podażą. Jednak to też wydaje się mało prawdopodobne. Za wzrostem cen ropy od początku stoją czynniki ograniczające podaż ropy z Iranu, Wenezueli, Afryki Północnej oraz cięcia wydobycia uzgodnione przez Arabię Saudyjską, Rosję i pozostałe kraje OPEC. Do tego trzeba dodać spadki wydobycia w Kanadzie i w Norwegii. IHS Markit ocenia, że od początku roku spowodowały one ubytek ropy na rynku w wysokości 2 mbd (milionów baryłek dziennie). To nie jest powtórka z 1986 r.
Pozostaje hipoteza, że popyt rośnie znacznie wolniej, niż się spodziewaliśmy. Biorąc pod uwagę najnowsze dane, zarówno specyficzne dla rynku ropy, jak i makroekonomiczne, wydaje się to coraz bardziej prawdopodobne. Ze względu na to, że szacunki globalnego popytu na ropę są dostępne z dużym opóźnieniem, rynki kierują się informacjami szczątkowymi, na podstawie których budują sobie oczekiwania, dotyczące tendencji zmian popytu. W przeciwieństwie do samego popytu, który jest dość inercyjny, oczekiwania te mogą ulec zmianie praktycznie z dnia na dzień, pod wpływem kolejnej niekorzystnej informacji, a informacji podkopujących siłę popytu nie brakuje.
Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że nad rozwojem gospodarki globalnej ciążą pogarszające się relacje pomiędzy USA a Chinami. Wojna handlowa USA-Chiny wkroczyła w nową niebezpieczną fazę. Rosnące bariery w handlu międzynarodowym, poczynając od ceł po restrykcje związane z bezpieczeństwem narodowym podważają wzajemne zaufanie i skutkują kolejnymi barierami celnymi. Szybkie rozwiązanie jest nadal możliwe, a prezydenci Donald Trump i Xi Jinping spotkają się na szczycie G-20 w przyszłym miesiącu. W tym momencie wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że wojna handlowa będzie długa, chaotyczna i droga. Ekonomiści Bloomberga obliczyli, że jeśli taryfy wzrosną, by objąć cały handel USA-Chiny, a rynki spadną w odpowiedzi, koszt pochłonie 600 miliardów dolarów globalnego PKB w 2021 r. (roku największego wpływu). Patrząc z obecnej perspektywy, widać, że rywalizacja USA-Chiny wykracza daleko poza cła i nadwyżki handlowe, a obie strony utwardzają się w przekonaniu o nieuchronności odsuwania na bok współpracy.
Źródłem niepewności w relacjach międzynarodowych, rzutującej na popyt globalny, jest duża podatność na zmiany amerykańskiej polityki wobec partnerów handlowych. Wydane niedawno ostrzeżenie, że administracja prezydenta Donlada Trumpa nałoży z powodów pozahandlowych cła na import z Meksyku, włączając ropę naftową, jest najnowszym przykładem, że w handlu międzynarodowym przestają istnieć normy, jakie znamy z przeszłości. Niepewność odnośnie podstawowych reguł handlu międzynarodowego i głębokie pęknięcie w relacjach USA – Chiny są dużym zagrożeniem dla silnego wzrostu globalnego popytu na ropę, który był podstawą odbudowy cen ropy od 2016 r.
Chiński popyt wykazuje oznaki osłabienia. IHS Markit podaje, że w kwietniu tego roku sprzedaż lekkich samochodów w Chinach spadła o 17% w ujęciu rocznym i był to 10 kolejny spadek sprzedaży z miesiąca na miesiąc. W 2018 r. sprzedaż samochodów lekkich w Chinach spadła po raz pierwszy od 2000 r., kończąc erę wzrostu globalnej sprzedaży lekkich samochodów. Obawy nie ograniczają się do Chin. Dane Międzynarodowej Agencji Energii wskazywały w maju na spadek konsumpcji ropy naftowej oraz benzyny w USA w ujęciu rocznym, a zapasy ropy naftowej w USA są obecnie 32 mbd powyżej pięcioletniej średniej, do czego w części przyczynił się wzrost amerykańskiego wydobycia.
Co dalej z cenami ropy? Jeśli cena ropy Brent powróci do 70 dolarów za baryłkę, będzie to znaczyło, że obawy o globalny wzrost gospodarczy zelżały, popyt na ropę trzyma się mocno (w granicach 1,5-1,6 mbd), a powodem do zmartwień jest ponownie dostępność podaży. Taki rozwój wydarzeń zakłada bazowy scenariusz globalnego rynku ropy sprzed miesiąca. W tym scenariuszu zmieniła się jednak obsada. Obecnie główną rolę grają w nim Chiny (popyt) a nie kartel OPEC.
Od 2007 roku jestem głównym ekonomistą w PKN ORLEN. Specjalizuję się w przemianach globalnego sektora energii pod wpływem polityk gospodarczych oraz rewolucyjnych innowacji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka