Maruti zwykle celnie punktuje swoich interlokutorów i mimo tego, że aż za często mnie łapie na skrótach myślowych lub temu podobnych nieścisłościach (a czasem i błędach, ale to zawsze bardzo lubię - "Uratować kogoś przed omyłką to podarować mu raj" :) ), zawsze warto z nim podyskutować. I może coś mimo wszystko przedrze się na drugą stronę? ;)
Rozumiem krytyczną postawę wobec UPR i JKM - choć pan ten piastuje w UPR stanowiska wyłącznie honorowe - ponieważ dla kogoś, kto nie rozumie tej... dychotomii poglądowej zwolenników UPR może to być po prostu trudne.
A trudne dlatego, że UPR to partia, która jest nastawiona na gospodarkę i prawo, a religia i moralność jest sprawą raczej indywidualną (a przynajmniej tak osobiście to widzę). Dlatego na przykład nie komentuję pomysłów JKM dotyczących równouprawnienia płci, aborcji, kary śmierci czy religii w szkołach, bo to są jego poglądy i można się z nimi zgadzać lub nie. Ponadto, ponieważ nie mają one tak naprawdę wpływu na gospodarkę, można bezpiecznie uznać, że nie mają znaczenia dla dyskusji...
Ale jestem jak najbardziej za likwidacją socjalu w Polsce - zasiłków dla bezrobotnych, obowiązkowych składek ubezpieczeniowo-emerytalnych i innych temu podobnych. Dotyczy to też uproszczenia lub likwidacji podatków osobistych i innych pomysłów z tej sfery.
Problem z wytłumaczeniem na przykład podatków leży w tym, że na hasło" "Zlikwidować podatki osobiste" bardzo często w odpowiedzi słyszę pytanie: "Jak?" albo "A co w zamian?" lub w ogóle litanię powodów na "nie". I tu się plączę - i nie tylko ja - bo na to odpowiedź jest albo bardzo prosta: "No po prostu - zlikwidować" albo "No na przykład... (i tu wstawić dowolny pomysł z dowolnej rozmowy o podatkach)". I robi się nieciekawie...
Zbyt wielu ludzi - być może maruti również - uważa, że publiczna służba zdrowia czy ZUS to zdobycze cywilizacyjne i ich likwidacja oznacza de facto powrót do barbarzyńskich czasów dziewiętnastowiecznego kapitalizmu. Albo jeszcze wcześniejszych. Tymczasem te "zdobycze cywilizacyjne" to po prostu stryczek, jaki sami sobie zakładamy na szyję (no, ja chyba nie, bo zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństw) i który będzie - albo już jest - gwoździem do trumny w której sama się pochowa Cywilizacja Zachodnioeuropejska (i do której można już zaliczać również USA).
Między innymi dlatego, że nie widzimy w tym wielu działań, które tradycyjnie do "osłon socjalnych" nie są zaliczane - no bo kto powiąże cło z dotacjami do eksportu, dotacje z podatkami a podatki z cenami towarów a te poprzez zasiłki na powrót z cłami? - mimo że są przecież elementami tego samego systemu.
Socjalizm ma to do siebie że uważa że nigdy nie ma go zbyt wiele w gospodarce i zawsze można więcej - dlatego na przykład minister Religa ciągle powtarza że nie ma więcej pieniędzy na służbę zdrowia. I czemu się dziwić: przecież w obecnie funkcjonującym systemie tych pieniędzy ZAWSZE będzie za mało, podobnie jak na emerytury, renty i zasiłki.
A nawet na tym niekoniecznie musi się skończyć - bo co za problem uświadomić ludziom że niesprawiedliwością społeczną jest to, że niektórzy mają w szkole lepsze stopnie niż inni i należy wprowadzić w miejsce ocen indywidualnych jednakową dla wszystkich: średnia klasowa, średnia szkolna... Absurd? Jak dla kogo - dla mnie jest to naturalnym trendem w rozwoju tego sztucznego tworu o - na przykład lansowanej ostatnio - nazwie "solidarność społeczna".
Taka mała dywagacja: jak to się w ogóle stało, że wychodzący po -nastu latach ze szkoły młody człowiek zamienia system wolnej konkurencji (wiem, wiem: nie do końca) na system równania w dół (redystrybucja dochodów itp) praktycznie bez szemrania? I w którym ci, którzy nie chcą się dostosować są wyrzucani na margines?
Solidarne państwo, socjalizm czy jak kto chce nazywać popularny obecnie trend polityczno-gospodarczy jest systemem wybitnie niesprawiedliwym dla wszystkich uczciwych ludzi, na którym pasą się (dosłownie) wyłącznie (również dosłownie, czyli to nie pomyłka) politycy. Wszyscy inni są przez nich albo oszukiwani jałmużną albo oskubywani z własnych ciężko zarobionych pieniędzy... albo jedno i drugie. Bez wyjątku. I na dokładkę serwuje im się, przykładowo, bzdury że wysokie ceny w sklepach to przez bezlitosnych, krwiopijczych i nieuczciwych przedsiębiorców. Lub inne hasła na podobną nutę.
Tym sposobem społeczeństwo - lub jej istotna część - zamiast się pytać polityków: "Ile chcesz nam zabrać?" chce wiedzieć jedno: "Ile nam chcesz dać?". Co jest kolejnym, lecz już nieuświadomionym absurdem, bo żadne państwo nie da więcej niż zabierze. Nigdy. A komuś przecież musi zabrać, żeby komuś dać.
Nie będę się produkował na temat tego, że ludzkość bez socjalizmu rozwijała się przez kilka tysięcy lat i było dobrze bo - prawdę mówiąc - gdyby nie ten socjalizm to wszyscy teraz mieliby o wiele lepsze szanse niż kiedykolwiek wcześniej w historii na zostanie milionerami. A nawet multimilionerami.
Gospodarka każdego państwa to niesłychanie skomplikowany organizm, którego działania tak naprawdę nigdy nie uda się dokładnie opisać w całości. Jedyne co tak naprawdę można to trzymać się kilku generalnych zasad, z których pierwsza powinna brzmieć: "Jak najmniej ingerować". Socjalizm ma to do siebie, że każdy efekt swojej wcześniejszej ingerencji obiecuje usunąć kolejną ingerencją... W informatyce istnieje określenie "królik" na szczególną odmianę robaka, którego jedynym celem jest mnożenie się do chwili kiedy kończą się zasoby komputera (czy nawet całej sieci) i w efekcie zapaści systemu. Socjalizm jest właściwie jeszcze gorszy, bo wmawia zainteresowanym że to normalne.
Większość rozwiązań proponowanych przez ugrupowania klasy "KoLiber" albo tylko "Liber" jest określana jako - nie wiem właściwie czemu - radykalne. To nieprawda. Liberalizm gospodarczy kieruje się głównie starą mądrością: "W prostocie tkwi geniusz".
Radykalny to jest - bez urazy - A.M. Nicpoń ze swoim strzelaniem do lewaków.
Dlatego zawsze warto wracać do prostych metod i rozwiązań a następnie pilnować żeby się na powrót pasożyt nie zalągł... Czyli zdemontować większą część obecnego systemu i uświadamiać ludzi, że nie warto.
A po co ten cały, nieco przydługi, wywód?
Po to, żeby wykazać że alians z LPR nie jest przeze mnie odbierany jako ideologiczny. Oczywiście razi mnie w postawie Giertychów endecyzm albo nawet i jakieś elementy neofaszyzmu, ale nie mam z tym większego problemu gdyż osobiście uważam że faszyzm w dowolnej odmianie nie jest i nie będzie problemem. Owszem, jest niebezpieczny i należy tym postawom przeciwdziałać, ale się ich nie boję. Bo istotą faszyzmu jest ukierunkowana agresja. Teoria Darwina może i nie jest poprawna w nauce, ale jak najbardziej sprawdza się w polityce. A mówi, że z puli genetycznej danego gatunku osobniki najagresywniejsze eliminowane są najszybciej. Najczęściej przez inne osobniki z tegoż gatunku lub "własnoręcznie".
Szczerze mówiąc uważam, że w razie sukcesu koalicji xPR Giertychowi/Jurkowi i spółkom zostaną tylko dwa wyjścia: trwanie w błędzie i jeszcze szybsza niż obecnie marginalizacja albo pójście w stronę liberalizmu gospodarczego. Innymi słowy: jeśli LPR i PR nie upodobnią się do UPR, to - w razie powodzenia całego przedsięwzięcia - czeka je los jeszcze gorszy od tego, który spotkał dawną UW.
Strach ma wielkie oczy, ale czy czasem niektórzy nie wyobrażają sobie ich jeszcze większych niż pozostali?
Niepoprawny politycznie idealista, dożywotni jeniec logiki i liczb... Nawet - a zwłaszcza - w polityce. Ponadto uczulony - i wyczulony - na bzdury. __
Głodne dzieci nie myślą o nauce: www.pajacyk.pl __
Na wszelki wypadek: wyrażam zgodę na wykorzystywanie moich tekstów tutaj zamieszczanych w całości lub fragmentach pod warunkiem podania źródła. Czyli Autora. Czyli mnie: acepl.salon24.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka