acepl acepl
47
BLOG

Demokracji ciąg dalszy...

acepl acepl Polityka Obserwuj notkę 0
Wypomina mi się - i całkiem słusznie - zbyt wyidealizowany obraz ateńskiej demokracji.
Zgadzam się, że nie zawsze było tak różowo, ale odmawiam racji twierdzącym że zawsze było znacznie gorzej. Bo nie było.

W kazdym razie chodzi o przeciwstawienie sobie filozofii antycznej i obecnej. Dziś nasz system polityczny, w którym rządzą (czyli podejmują decyzje polityczne, ustalają prawa itp) reprezentanci wybrani w powszechnych wyborach przez obywateli nie jest demokracją.

A ten system jest niczym innym jak mniej lub bardziej zmodyfikowaną republiką, po raz pierwszy wprowadzoną w starożytnym Rzymie.

Podobnież było we Francji i podobnie w USA. Ale USA jest dość specyficznym przykładem, który - według mnie - jest przede wszystkim za współczesne niezrozumienie Greków odpowiedzialny.

Otóż system polityczny USA wyewoluował przede wszystkim z prawa angielskiego, czego przykładów jest mnóstwo, od podziału i nazw jednostek administracyjnych poprzez większość najwcześniejszych przepisów prawa na jednostkach miar skończywszy. Ale bazowano również na systemie politycznym Królestwa, czasem jednak drastycznie coś zmieniając. Dodatkowo - co będę podkreślał cały czas - żródłem takich a nie innych sformułowań w amerykańskiej konstytucji była historia, a konkretnie działania pewnego pana o nazwisku Cromwell i osobiste przeżycia niektórych Ojców Założycieli z pobytu w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a konkretnie udziału w sejmikach i sejmach.

Tak, tak. Nasi przodkowie byli negatywną inspiracją dla amerykańskiej konstytucji, czego wyrazem jest system elektorski w wyborze prezydenta USA.

Ale dlaczego w ogóle się opierać na polskim eksperymencie pt. "Demokracja szlachecka"? Ano z kilku powodów:
1. mimo podkreślania - i to czasem chorobliwego - pochodzenia systemu (a czasem i rodu) od Rzymian był z gruntu demokratyczny, nie republikański.
3. wymagana jednomyślność
2. liberum veto

Pierwsza sprawa wymaga wyjaśnienia. Otóż w ówczesnej Polsce funkcjonowały - jak obecnie - sejmiki i Sejm. Ale w odróżnieniu od naszego ówczesny sejmik miał zupełnie inne zastosowanie, a mianowicie wybór posła na sejm i zatwierdzanie królewskich propozycji. Wybierano, jak było regułą, czyli jednogłośnie - i to zazwyczaj najbardziej poważanego albo najaktywniejszego politycznie przedstawiciela, wyposażano w szczegółowe - czasem bardzo - instrukcje i wysyłano na Zamek Królewski albo Sejm. Tam poseł ów negocjował z pozostałymi posłami i po powrocie uzyskiwał absolutorium od sejmiku albo nie.
System ten był alternatywą dla sejmu walnego, w którym miał prawo uczestniczenia każdy szlachcic, przedstawiciel miasta, urzednik i członek rady królewskiej. Żeby było śmieszniej, to sejm walny mógł być zastąpiony sejmami prowincjonalnymi a nawet sejmikami. Czyli zamiast zwoływać sejm król wysyłał swoje propozycje szlachcie "do domu".
Najważniejsze jest jednak to, że ewentualny reprezentant na sejmie (poseł) był ograniczony instrukcjami otrzymanymi na sejmiku lub sejmie prowincjonalnym. Koniec i basta.

Jednomyślność wszelkich ustaleń jest chyba zrozumiała nawet obecnie - w końcu jest nadal obowiązującą zasadą w WE i NATO i jakoś nikt się nie skarży. Wymagała ona więc już na starcie kompromisu między wszystkimi uczestnikami sejmu czy sejmiku.

Liberum veto było bezpiecznikiem wmontowanym przez samą szlachtę w razie uzurpacji władzy. Ale zamysł był bardziej egoistyczny tak naprawdę: miał na celu zabezpieczenie słynnej "złotej wolności". Bo ówczesnemu Polakowi największym zagrożeniem wydawało się być narzucenie sobie woli większości. Wolność oznaczała dokładnie to, co oznaczała: możliwość robienia wszystkiego, ale w granicach prawa. Które to prawo było tak mało restrykcyjne jak to tylko możliwe.
Że było także logicznym następstwem zasady jednomyślności to już w ogóle się nie mówi, bo niewygodne najwyraźniej.

To, że w ostateczności liberum veto zostało tak koszmarnie zniekształcone dwieście lat później to wina samej szlachty. Ale żeby być sprawiedliwym, to trzeba koniecznie powiedzieć, że ten, co wołał na sejmie "liberum veto" miał albo blisko do wyjścia albo był samobójcą, bo groziło to - dosłownie - rozsiekaniem przez pozostałych uczestników szablami na miejscu.

Wracając więc do USA: podczas pobytu w Polsce niektórzy byli świadkami wyboru nowego króla na sejmie walnym, który trwał tak długo jak długo nie było wśród szlachty jednomyślności. A w międzyczasie nasze praszczury watahami, w dodatku pijane w sztok, przewalały się po błoniach, strzelając do świeczników, obrazów, służby a czasem do siebie nawzajem...
Dlatego w USA słowa demokracja (ale podziękować też należy Madisonowi) miało raczej negatywne znaczenie (w debacie politycznej jego użycie groziło przedwczesnym zakończeniem kariery) i aż do czasu II W.ś. system amerykański określano jako republikański. Dopiero potem potrzebne było nośne hasło i wymyślono "wojnę o demokrację" w stylu amerykańskim...

Tym sposobem świat skończył na oligarchii, która wyewoluowała z republiki nazywanej demokracją.

Dla przypomnienia: nasza demokracja parlamentarna (o ile można w ogóle ten oksymoron traktować poważnie) byłaby w przybliżeniu demokracją wtedy, gdyby reprezentanci narodu byliby w jakikolwiek sposób odpowiedzialni przed wyborcami. A obecnie posła wyborcy nie mogą nawet jednogłośnie odwołać, nawet w referendum. A gdzie tu jakakolwiek inna odpowiedzialność? Dodatkowo system proporcjonalny ludziom którzy przegrali w wyborach pozwala i tak dostać się do sejmu, bo u nas głosuje się na listę a nie kandydata.
acepl
O mnie acepl

Niepoprawny politycznie idealista, dożywotni jeniec logiki i liczb... Nawet - a zwłaszcza - w polityce. Ponadto uczulony - i wyczulony - na bzdury. __   Głodne dzieci nie myślą o nauce: www.pajacyk.pl  __  Na wszelki wypadek: wyrażam zgodę na wykorzystywanie moich tekstów tutaj zamieszczanych w całości lub fragmentach pod warunkiem podania źródła. Czyli Autora. Czyli mnie: acepl.salon24.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka