korek789 korek789
484
BLOG

Jak amerykański "pirat" przeraził mieszkańców Belfastu

korek789 korek789 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

W kwietniu 1778 roku okręt Jego Królewskiej Mości "Drake" przebywał u wybrzeży Irlandii niedaleko Belfastu. Był to dawny statek kupiecki, po wybuchu amerykańskiej wojny o niepodległość przerobiony na okręt wojenny. Nie został jednak wyposażony w dodatkowe działa, posiadał tylko te, które zamontowali poprzedni właściciele. Ile ich było, trudno rozstrzygnąć, bo podaje się liczbę 14, 16 a nawet 20. Nie były to jednak zbyt imponujace działa, bo zaledwie 4-funtowe (waga wystrzeliwanych kul nie przekraczała 2 kilogramów). Okazały się niewystarczające w walce, którą okrętowi przyszło stoczyć 24 kwietnia. 

Przeciwnikiem HMS "Drake" miał być "Ranger", okręt, którego kapitanem był John Paul Jones. Jones był z pochodzenia Szkotem, dla Anglików był to zwykły pirat, dla Amerykanów jeden z pierwszych bohaterów ich floty. Jones pamiętał krzywdy wyrządzone przez Anglików Szkotom i to dostarczało mu dodatkowej motywacji do walki. Jego okręt "Ranger" miał przewagę ogniową nad "Drake". Był wyposażony w 18 nieco większych, 6-funtowych dział. Przepłynął Atlantyk do sojuszniczej Francji, która co prawda udzielała schronienia amerykańskim okrętom, ale zwlekała z podjęciem działań wojennych przeciw Anglii. Jones odrzucił propozycję Francuzów, aby przyjąć formalne zatrudnienie w ich marynarce i w razie napotkania przeważających sił angielskich przedstawić się jako kapitan marynarki francuskiej. Uznał, że nie ma upoważnienia Kongresu Stanów Zjednoczonych do takiego kroku. 

10 kwietnia 1778 r. "Ranger" wyruszył z francuskiego Brestu w kierunku Wielkiej Brytanii. John Paul Jones zdecydował, że będzie działał w okolicach rodzinnej Szkocji, na wodach, które dobrze znał. Problemem były dla niego liczne konflikty z załogą wywodzącą się głównie z Massachusetts i New Hampshire, która oczekiwała zdobycia wielkich łupów i szybkiego wzbogacenia się. Przy wybrzeżach Wielkiej Brytanii nie było jednak łatwo o łupy. W dodatku załoga musiała liczyć się z tym, że w razie schwytania przez Anglików nie byliby traktowani jak jeńcy. W 1776 r. parlament brytyjski przegłosował prawo głoszące, że wszyscy Amerykanie schwytani podczas walki na morzu mieli być traktowani jak zdrajcy i piraci (tymczasem pojmani przez Anglików żołnierze armii Jerzego Waszyngtona walczący na kontynencie amerykańskim byli traktowani jak normalni jeńcy).

Jak twierdził Jones, "Ranger" trafił na wybrzeże Irlandii przez przypadek. Rozpoczynając swoją kampanię z 1778 r. Szkot zamierzał zaatakować jeden z portów w Anglii, ale silny wiatr doprowadził go aż do zatoki Belfastu. Tam Jones przejął statek rybacki z 6-osobową irlandzką załogą, którą wykorzystał jako przewodników.  Dowiedziawszy się o zacumowanym niedaleko zamku Carrickfergus brytyjskim okręcie "Drake" chciał podjąć próbę zdobycia wrogiej jednostki w nocy przez zaskoczenie. Jak twierdził Jones, plan się nie powiódł, bo marynarz, który wypił wcześniej zbyt dużo brandy nie zdążył zarzucić kotwicy w odpowiednim momencie i nie udało się zacumować obok brytyjskiego okrętu.  Po tym niepowodzeniu Jones zaatakował port Whitehaven w północno-zachodniej Anglii. Wykorzystując nieobecność wartowników, którzy nie spodziewali się wroga Jones zajął miejscowy fort, zagwoździł jego działa i podpalił portowe budynki. Po dokonaniu zniszczenia popłynął w stronę Szkocji i podjął próbę porwania hrabiego Selkirk, mieszkającego na jednej z wysepek, z zamiarem wymiany na amerykańskich marynarzy pojmanych przez Anglików. Hrabiego nie było jednak na wyspie. Dla uspokojenia załogi, Jones pozwolił jej zabrać rodowe srebra hrabiego. Kiedy rankiem 24 kwietnia "Ranger" zbliżył się ponownie do Carrickfergus, załoga znów zaczęła się buntować, obawiając się walki z "Drake", na którym z pewnością nie było upragnionych cennych łupów. Mimo, że okręt Jonesa znowu oddalił się od wybrzeża, tym razem Brytyjczycy nie zamierzali pozostać w zatoce. Po poprzedniej wizycie "Rangera" angielski kapitan George Burdon postanowił wzmocnić załogę ze 100 do 160 osób. Liczył, że uda się dokonać abordażu na okręt amerykański i wówczas dodatkowe kilkadziesiąt osób załogi może odegrać dużą rolę. Ale w przeddzień bitwy okazało się, że nie ma surowca do przygotowania amunicji dla dodatkowych członków załogi - papieru, w który zawijano każdy nabój karabinowy. Kapitan Burdon był człowiekiem w podeszłym wieku, nękanym chorobami. Kilku innych kluczowych członków załogi "Drake" wyeliminowały z udziału w walce choroby lub nieszczęśliwe zdarzenia. Mimo to około 8 rano 24 kwietnia "Drake" zaczął pościg za "Rangerem". Towarzyszyły mu jachty należące do angloirlandzkich ziemian, którzy byli ciekawi, jak zakończy się spotkanie obu okrętów wojennych. Niepomyślny wiatr sprawił, że Brytyjczykom nie udało się zbliżyć do amerykańskiego okrętu. Wysłali więc na zwiady łódź z 8-osobową załogą. Jones postanowił, że wobec zwiadowców "Ranger" będzie udawał niewinnie wyglądający statek handlowy. Polecił ukryć działa i część załogi. Ten fortel umożliwił mu wzięcie do niewoli brytyjskich zwiadowców. Od nich Jones dowiedział się o zwiększonej liczebności załogi przeciwnika. Odtąd wiedział, że jedyną szansą dla niego jest skuteczny ostrzał. Kiedy okazało się, że szykuje się prawdziwa bitwa, jachty arystokratów z Belfastu i okolic oddaliły się na bezpieczną odległość. Co do tego, kto pierwszy otwarł ogień, zdania są podzielone. Faktem jednak było, że ostrzał amerykański miał większą moc. Działa "Drake" nie były w stanie odpowiedzieć równie skutecznie. Ponieważ były lekkie, były też niestabilne. Największy problem stanowiły działa na rufie, gdzie najbardziej kołysało i strzelanie z nich stwarzało zagrożenie dla artylerzystów. Brytyjska admiralicja zalecała, aby nie strzelać z 4 dział umieszczonych na rufie, które miały być tylko na pokaz. Kiedy amerykański pocisk zranił jednego z brytyjskich oficerów, sytuacja stała się trudna. Marynarze odpowiedzialni za dostarczanie prochu na pokład robili to coraz bardziej niechętnie i wolno, przez co "Drake" stracił kilka okazji do skutecznego ostrzału. W dodatku działa brytyjskiego okrętu nie robiły wielkiej krzywdy burtom "Rangera" (po bitwie w brytyjskiej prasie pojawiły się przypuszczenia, że marynarz odpowiedzialny za proch mógł być oszustem ukrywającym część zapasów dla własnej korzyści). W tej sytuacji Brytyjczycy próbowali celować w maszty i żagle, aby spowolnić okręt wroga i umożliwić abordaż, który stawał się ich jedyną szansą. Ale Jones wiedząc o dodatkowych ludziach na pokładzie "Drake" nie pozwalał na zbliżenie się do brytyjskiego okrętu. Oprócz pojedynku artylerii prowadzono także ostrzał z karabinów. I w tym elemencie Amerykanie byli skuteczniejsi. Wystrzał z karabinu śmiertelnie ranił kapitana Burdona. Ponadto wspomniany powyżej brak papieru do zawijania nabojów spowodował, że Anglicy ładowali swoje karabiny dłużej (o XVIII- wiecznych nabojach można przeczytać tu: http://ewolucjabroni.blogspot.com/2014/02/bron-palna-xviii-wieku.html). 

Żagle i maszty okrętu brytyjskiego zostały poważnie uszkodzone. Strzelcy nie mogąc odpowiadać szybko na ostrzał Amerykanów pochowali się. Na pokładzie "Drake" zostało tylko kilkanaście osób. John Walsh, dowodzacy okrętem po zranieniu Burdona zgodził się na kapitulację. Nie mógł jednak zgodnie ze zwyczajem opuścić flagi, bo została już wcześniej rozerwana podczas ostrzału, pomachał więc w zastępstwie swoim kapeluszem. Bitwa trwała nieco ponad godzinę. W drodze do Francji "Ranger" i przechwycony przez Jonesa "Drake" napotkały jeszcze jeden brytyjski statek handlowy, który również został zdobyty. Jones wziął w sumie około 200 jeńców, wypuścił natomiast sześciu irlandzkich rybaków, którzy byli jego przewodnikami, wynagradzając im finansowo utratę statku, który zatonął w trakcie działań bojowych. Przyniesione przez rybaków wieści o wyniku bitwy przeraziły arystokrację i kupców Belfastu, zaczęły się gorączkowe przygotowania do odparcia wroga, gdyby zdecydował się zaatakować miasto. Brytyjski okręt "Thetis" na wieść o porażce i śmierci kapitana Burdona wyruszył z Dublina, aby go pomścić, ale było już za  późno, aby dogonić flotyllę Jonesa, która udała się na północny zachód. Co prawda niektóre angielskie gazety pisały o zdobyciu "Rangera" przez Royal Navy, ale wieści te okazały się nieprawdziwe. Jones po opłynięciu zachodniego brzegu Irlandii dotarł do Francji.  

We Francji amerykańskiego kapitana przyjęto entuzjastycznie. Stał się międzynarodową sławą. Nic dziwnego, że gdy po latach Jones odszedł z marynarki amerykańskiej, został zaangażowany w 1787 r. przez carycę Katarzynę II jako admirał jej floty. Caryca liczyła, że w wojnie z Turcją Jones zdobędzie dla Rosji upragniony Konstantynopol. W czasie kampanii przeciwko Turkom odnosił sukcesy, ale dały mu się we znaki intrygi innych admirałów, oraz dowodzącego całą armią rosyjską księcia Potiomkina. Jones był także bojkotowany przez licznych oficerów brytyjskich pozostających w służbie Katarzyny II, którzy uważali go za zdrajcę. Odwołany do Petersburga, padł ofiarą posądzenia o zgwałcenie 12-latki. Zaprzeczał, że dokonał gwałtu, mówił tylko, że "zabawiał się" z dziewczyną, dając jej niewielkie sumy pieniędzy. Mimo, że nie był ostatecznie postawiony przed sądem, stracił reputację i wyjechał z Rosji. W 1789 r. Jones dotarł do Warszawy, gdzie został przyjęty z uprzejmością przez króla Stanisława Augusta i kilku magnatów. Z Warszawy wysłał list do carycy, w którym pisał o intrygach swoich wrogów i podkreślał gotowość dalszego służenia jej. List został jednak przechwycony przez szpiegów Potiomkina i nigdy nie dotarł do Katarzyny. Następnie admirał spotkał się z Tadeuszem Kościuszką. Poznali się dopiero wówczas, w Warszawie, bo w Ameryce nie mieli okazji się spotkać. Kościuszko był zdumiony, że Jones, bohater wojny o wolność służy rosyjskiej despotii (mimo wyjazdu z Rosji był nadal formalnie na służbie carycy, która udzieliła mu urlopu). Kościuszko rekomendował mu służbę we flocie wroga Rosji - Szwecji. Mimo działań Kościuszki Szwedzi ostatecznie nie przedstawili Jonesowi żadnej oferty. Szpiedzy Potiomkina przekazali jednak Katarzynie fałszywą informację, że Jones znalazł zatrudnienie w szwedzkiej flocie. Admirał nie mógł już powrócić do Petersburga. Wyemigrował do Francji i zmarł w Paryżu w 1792 roku.    

Bitwa morska w 1778 roku u wybrzeży Irlandii nie była bez znaczenia dla dalszej historii wyspy. Od razu rozpoczął się ruch w branży budowlanej, bo trzeba było wyremontować zaniedbane fortyfikacje w niektórych miastach portowych, a w niektórych wybudować je od zera. Firmy ubezpieczeniowe mogły liczyć na dużo większy zarobek, bo ryzyko dla statków handlowych znacznie wzrosło. Zaś Anglicy po przykrej nauczce jaką była morska kampania przeciwko amerykańskim "piratom" (bo Jones nie był jedynym kapitanem atakującym brytyjskie okręty u wybrzeży Irlandii) musieli sporo zmienić, jeśli chodzi o rządzenie Irlandczykami. Ci ostatni mogli na własne oczy zobaczyć, że flota brytyjska nie jest niezwyciężona. W obliczu francusko-amerykańskiego zagrożenia Anglicy musieli pójść na ustępstwa wobec Irlandczyków, aby zapewnić sobie ich lojalność. Oczywiście w XVIII wieku chodziło głównie o lojalność uprzywilejowanej warstwy, złożonej z protestantów, ale w tym czasie także irlandzkich protestantów Anglicy gnębili i wyzyskiwali, o czym świadczą pamflety Jonathana Swifta. W 1782 r. angielski rząd był zmuszony wzmocnić znaczenie parlamentu irlandzkich protestantów. Złagodzono też nieco dyskryminację katolików, którzy też zaczęli mieć znaczenie dla rządu, liczącego na dalszą rekrutację żołnierzy. Wojna o niepodległość Stanów Zjednoczonych rozbudziła aspiracje. Pod pretekstem obrony przed "piratami" zaczęto tworzyć oddziały ochotnicze. Pacyfikacja nastrojów nie była rzeczą łatwą. Dla Anglików już nic nie było takie proste jak dotychczas. Musieli wypracować nowe metody zarządzania Irlandią. Najważniejsze było to, aby cała ludność wyspy nie zjednoczyła się przeciwko nim. Musieli szukać sojuszników i musieli tworzyć w Irlandii ostre linie podziałów, żeby wygrywać jedne grupy przeciw drugim.          

korek789
O mnie korek789

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura