To właśnie w tym miasteczku na zdjęciu, Cashel, które kiedyś było ważnym centrum politycznym i religijnym zaczyna się historia piwa Guinness. Rodzina Guinnessów, zarządzająca w połowie XVIII wieku należącym do miejscowego protestanckiego arcybiskupa browarem w Cashel, zapewne nie mógła się pogodzić ze swoim statusem społecznym. I dlatego wymyśliła sobie fałszywą genealogię. Przedstawiali się jako potomkowie znanej północnoirlandzkiej rodziny Magennisów. Młody Arthur, syn Richarda, głównego zarządcy arcybiskupiego browaru sprawił sobie nawet kubek z herbem Magennisów. Prawda wyszła na jaw dopiero w XXI wieku, kiedy zbadano DNA wielu rodzin z Irlandii Północnej. Okazało się, że prawdopodobieństwo pochodzenia Guinnessów od Maggenisów jest bardzo nikłe.
Badanie wskazywałoby, że Guinnessowie pochodzą od nieco mniej cenionego klanu McCartanów, co jeszcze nie byłoby takie najgorsze, bo McCartanowie też zrobili niezłą karierę - Marie Angelique McCartan była prababką Charlesa De Gaulle'a. Ale rodzina Guinnessów zdaniem badaczy nawet nie pochodziła od "tych" McCartanów, tylko jakichś popleczników tego klanu. Na dawnych terenach klanu McCartanów znajduje się niewielki przysiółek Guiness (przez jedno "n") i od niego prawdopodobnie wzięło się nazwisko znane dziś na całym świecie. Owen Guinness, dziadek słynnego założyciela browaru - Arthura najprawdopodobniej był tylko zwykłym dzierżawcą kawałka ziemi pod Dublinem. Mimo tych odkryć Wikipedia dalej trąbi o Guinnessach jako o "anglo-irlandzkiej arystokracji".
Tak wyglądało małe oszustwo. A na czym polega duże? Na podtrzymywaniu fałszywego poglądu, że Guinness jest piwem irlandzkim, co czynią zarówno media jak i właściciele pubów. Tymczasem receptura nie jest irlandzka (tylko walijska albo angielska), a o własności nie ma co nawet mówić. Firma jest częścią międzynarodowego alkoholowego giganta Diageo z siedzibą w Londynie, który daje światu między innymi Smirnoffa i Jasia Wędrowniczka.
Wracając do XVIII wieku - Richard Guinness, syn drobnego dzierżawcy ziemi nie byłby w stanie zostać zarządcą browaru, gdyby nie znalazł protektora w osobie arcybiskupa Cashel, Arthura Price. Arcybiskup był dostojnikiem Kościoła Irlandii. Kościół Irlandii był lokalnym odpowiednikiem kościoła anglikańskiego, wspierającym brytyjską władzę. Różne źródła podają, że to właśnie arcybiskup, Walijczyk z pochodzenia przywiózł ze sobą do Irlandii sposób produkcji piwa, który później wykorzystali Guinnessowie. Istnieje mit, że arcybiskup zapisał w spadku synowi Richarda Guinnessa- Arthurowi 100 funtów, za które kupił on swój pierwszy własny browar w Leixlip. Nowsze biografie wskazują, że pieniądze na zakup pochodziły jednak od Richarda Guinnessa, który był człowiekiem oszczędnym i sam zebrał potrzebną sumę. Dla ambitnego Arthura Leixlip to było za mało i po kilku latach kierowania zakładem, w 1759 r. udał się do Dublina, gdzie znalazł opuszczony browar i wziął go w dzierżawę za 45 funtów miesięcznie. Dzierżawa miała trwać do roku... 10759 (to nie pomyłka, umowa opiewała na 9 tysięcy lat). Co do dalszych losów tej umowy - przeważnie pisze się, że w końcu firma wykupiła na własność teren browaru, chociaż zetknąłem się też w Internecie z tekstem głoszącym, że umowa nadal obowiązuje. Wynajęty w 1759 roku teren niedaleko nie istniejącej już dziś Bramy Świętego Jakuba w Dublinie, przy której gromadzili się pielgrzymi udający się na pielgrzymkę do Composteli jest do dziś siedzibą głównego zakładu produkującego piwo Guinness w Irlandii.
Arthur Guinness, zakorzeniwszy się w Dublinie, starał się dołączyć do miejscowej angielskiej elity. Pod koniec XVIII wieku prasa oskarżała go nawet o szpiegostwo na rzecz władz. Jego następcy byli zwolennikami unii z Wielką Brytanią. Rodzina Guinnessów w 1913 roku wspierała finansowo ulsterskie protestanckie formacje paramilitarne, zapewne licząc na to, że uda im się zapobiec oderwaniu Irlandii od Wielkiej Brytanii. W czasie Powstania Wielkanocnego Guinnessowie jednoznacznie poparli brytyjskie wojsko, a po stłumieniu powstania wyrzucali z pracy osoby podejrzewane o sympatię dla republikanów. To wszystko pokazuje, że browar był w Dublinie takim samym filarem władzy jak uczelnia Trinity College albo protestancki Kościół Irlandii. W tej sytuacji nie może dziwić to, że po powstaniu Wolnego Państwa Irlandzkiego siedziba kierownictwa Guinnessa została przeniesiona z Dublina do Londynu i pozostawała tam aż do 1997 r., kiedy to firma weszła w skład giganta Diageo.
Żeby jednak nie traktować rodziny Guinnessów tylko jako zaprzańców - ich firma była chwalona za to, że stwarzała swoim pracownikom bardzo dobre warunki pracy, co zwłaszcza w XVIII i XIX wieku mocno kontrastowało z sytuacją większości społeczeństwa. Nieprzypadkowo największy strajk w historii Irlandii w 1913 roku praktycznie nie objął browaru. Rodzina Guinnessów restaurowała zabytki, wyposażała szpitale, zakładała parki, budowała mieszkania dla ubogich.
W XX wieku w marketingu nadal wykorzystywano związki Guinnessa z Irlandią, chociaż był taki moment, kiedy władze firmy zastanawiały się nad całkowitym zerwaniem z tym wizerunkiem. Na początku lat 80-tych, w czasie wielkiego nasilenia konfliktu w Ulsterze produkty irlandzkie nie kojarzyły się najlepiej. W dzisiejszych czasach, kiedy "irlandzkie" puby są rozpowszechnione na całym świecie, a Dzień Świętego Patryka dostarcza producentom piwa ogromnych zysków może się to wydawać nieprawdopodobne, ale kierownictwo Guinnessa rozważało reklamowanie swojego produktu jako piwa z zachodniego Londynu. Mało kto już pamięta, z czym kojarzyła się Irlandia w latach 80-tych i 90-tych. Ostatnio pewien naukowiec z uniwersytetu w Cork, który często podróżował za granicę stwierdził, że jest wdzięczny twórcom Al Kaidy, bo dzięki nim jako Irlandczyk przestał budzić terrorystyczne skojarzenia.
Edward Guinness, spec od public relations w firmie na początku lat 80-tych zastanawiał się, czy nie zacząć podkreślać faktu, że Guinness jest firmą angielską. Nie zrobił jednak tego i chyba później nie żałował. W miarę uspokajania się sytuacji w Irlandii Północnej powrócono do reklamowania Guinnessa jako piwa irlandzkiego. Warto jednak pamiętać, że produkcją tego piwa zawiaduje obecnie Diageo, londyńska firma-gigant, której czołowymi postaciami według Wikipedii są Franz Humer i Ivan Menezes, a nie elfy z Zielonej Wyspy.
Inne tematy w dziale Kultura