Lubię góry. Chodziłem po nich, ale się nie wspinałem. Obserwowałem za to, tych wiszących na niedostępnych mi ścianach wielokrotnie parędziesiąt metrów ode mnie, gdy ja jadłem spokojnie śniadanie na bezpiecznym szlaku.
A teraz nie mogę zasnąć ani myśleić o czymś innym, niż o tym Tomku na Nagiej Górze. Też patrzę na to z boku, nic mi nie grozi, jest ciepło i przyjaźnie. Ale ten Tomek teraz tam jest, może żyje jeszcze o godzinie w której to piszę, może już nie. Może jeszcze będzie żył, gdy ja się obudzę.
Ale i tak umrze. Samotnie, czekając na ratunek.
To, czego dokonała ekipa ratująca partnerkę pana Tomasza, przejdzie do historii. Rozumiem, że ich wyczyn nie ma szans na powtórzenie w tej chwili, bo to jest ponad ludzkie możliwości. Prawdę mówiąc, wyrok wydał jeden z ratowników, kiedy oznajmił, że idą po kobietę a po paru sekundach milczenia dodał: po niego też, jeśli to będzie możliwe... Czyli, nie jest to możliwe.
Ale rozumiejąc, jak marny i mało sensowny jest mój tekst, jakoś chcę być przy tym człowieku. Bo jakoś ciężko mi z tą świadomością jego tragedii.
Tu i teraz.
Inne tematy w dziale Sport