Ktoś, kto mnie na tym forum zna (chociaż już niewielu takich zostało) wie, że obracałem się w w swoim życiu wśród artystów i to tych z najwyższej półki. Wie też, że sam miałem takie aspiracje i wie, że były one, jakby to delikatnie nazwać... zwieńczone fiaskiem. Jednak dusza artysty zawsze we mnie była obecna, co sobie powetuję dzisiaj smakowaniem muzyki i czasem pitoleniem na fortepianie.
Jednakowoż, deficyt pozostał. Niespełnienie, zawód, pretensje do Opatrzności (a zwłaszcza do kolegów!) kąsały mnie przez całe moje wyjałowione ze sztuki własnej życie. Ta smutna, skażona rozczarowaniem droga, powodowała nieodpartą, natrętną chęć zaistnienia. Zrobienia czegoś, co wyróżni mnie w społeczności, zrobienia czegoś spektakularnego, niebanalnego i szokującego zarazem. A wtedy...zagram im wszystkim...
Zacząłem opracowywać plany. Niestety, działałem zbyt opieszale, niczym PO wobec PIS-u. Kiedy postanowiłem rozwalić samolotem World Center, ubiegł mnie jakiś podobny do rdzennych obywateli południowej części kuli ziemskiej zlepek komórek. Postanowiłem więc wysadzić autobus w moim rodzinnym mieście i kiedy już wystrugałem z zapałek tyle siarki, że mógłbym wywalić w powietrze całą zajezdnię, pojawił się jakiś słoik, który zrobił to dzień wcześniej. To mnie, nie ukrywam, wkurzyło do tego stopnia, że musiałem przewartościować i nieco ograniczyć śmiałość poczynań, czyli uczynić je bardziej realnymi. Ponieważ, prócz sztuki gry na fortepianie, opanowałem też sztukę gry w szachy (co z tego, że na tym samym poziomie) odwołałem się do czegoś, o czym wcześniej nie dane mi było pomyśleć.
Mianowicie, do logiki.
Przemyślałem wszystkie warianty, wiele ruchów naprzód, wszelakie scenariusze, za i przeciw, nie chcę ale muszę, symulacje reakcji, stosunek kary do zysków i wyszło mi, że żeby zostać artystą, należy dać w mordę działaczowi Prolife, czy jakoś tam. Tanio, szybko, skutecznie.
Siedziałem już w pociągu do Krakowa, kiedy przez radio dotarła do mnie druzgocąca wiadomość...No tak, Maleńczuk. To jednak on będzie artystą...Pech, trzeba było tym o szóstej dwadzieścia ale nie, kurwa, pośpimy sobie...Ale wtopa.
To była katastrofa, zaorałem się jak to mówią o pół wieku młodsi ode mnie artyści. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść i takie tam smutne konstatacje.
A jednak, słonko zaświeciło, niebo zabłękitniało, księżyc szelmowsko mrugnął okiem, po czym zakrył oczka własnym kawałkiem rogala- wszystko naraz. Skąd ta euforia?
Ano stąd, że ja do kawy dolewam mleka. W ekspresie mam taką rurkę i czasem jej używam do spieniania tego produktu o kolorze podobnym do rdzennych zlepków komórek północnej części kuli ziemskiej. I niczym molierowski dureń, dowiedziałem się z internetu, że za dwa dni jednak stanę się artystą! Jak to możliwe? Jak to się stanie? Skąd ta iluminacja? I czemu już za dwa dni, skoro czekałem na to dziesiątki lat?
Dlatego, że za dwa dni wybieram się po mleko i kiedy już będę je miał, nikt przez co najmniej godzinę nie przeszkodzi mi w dziele ćwiczenia rysowania na kawie. A kiedy stworzę w filiżance dzieło pod tytułem "Serduszko", lub "Choinka" i tym podobne, kiedy namówię Was, byście docenili i kontemplowali tę dziedzinę twórczości, byście wzorem różnych warsztatów i studiów na Tubce podążali za wiedzą, jak zrobić na kawie kreski, docenicie ten nowy trend w światowej sztuce.
Latte Art.
Sztuka lania mleka do kawy.
Imponujące, ponadczasowe, energia i kosmos, energetyzujące, horyzontalne, wertykalne, porażające na wskroś, przestrzenne, przejmujące, wyraziste, nie do opisania. Oto, co stworzę za dwa dni, po kupnie mleka.
Latte Art.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To trochę poważniej...
Poziom zdziecinnienia ludzi w wieku około 40-stu lat w naszej Ojczyźnie, jest zatrważający. Nie chcą się uczyć, nie chcą pracować, badania pokazują, że marzeniem młodszych jest bycie yutuberami, uważają, że jakąś sztuką jest wspomniane przeze mnie Latte Art i traktują to śmiertelnie poważnie, skoro strony "Artystów" mają tysiące odsłon. Byle dureń uczy mnie w internecie, jak krok po kroku zrobić jajecznicę i co gorsza, uważa to za wiedzę na tyle tajemniczą, że dopiero on czy ona odkrywa ją światu. Jeszcze gorsza jest konstatacja, że oni naprawdę tak myślą. A jeszcze gorszą konstatacją jest to, że niestety mają rację.
Tworzy się jakiś przedziwny Świat, w którym świadomie produkuje się durni, rezerwując jednocześnie prawdziwą wiedzę dla wybranych. Powiecie, tak działało to zawsze i będziecie mieli rację ale jednak nie do końca. Za komuny jednak, prócz Historii i co za tym idzie Literatury w obrębie wiadomym, kształcono. Można postponować ówczesny ustrój edukacji ale nikt wtedy z beneficjentów tych szkół nie uznałby lania mleka do kawy za sztukę ani nie opierałby swojej przyszłości na takiej umiejętności Wtedy dyskutowaliśmy o Modiglianim czy Lautrecu. Oponentom od razu odpowiadam, że w tamtych czasach istniały ekspresy do kawy, co więcej, istniało nawet mleko.
To wszystko prowadzi do jednego...W razie zagrożenia Państwa, "Artysta" powie fuj jakiemukolwiek oporowi i będzie robił Latte okupantowi, bo nawet nie będzie czuł, że jest okupowany. Bo jest Artystą i każdy jego sztukę doceni.
To jest Świat chory i dla mnie przerażający. Na szczęście, nie będę już go długo znosił.
Żeby zagrać poprawnie najprostsze preludia Szopena.... zajęło mi to lata żmudnej pracy.
A i tak, było to słabe.
_____________________________________________________________________________________
Napisałem, bo coś odzyskałem z salonowych czeluści i bardzo się tym ucieszyłem.
Muza...Ciężko, gdy Jej nie ma.
Napisałem też, żeby jeden, bliski mi Człowiek nie podskakiwał, bo za dwa dni, też będę Maestro równym Mu... Jak tylko kupię mleko.....
Inne tematy w dziale Społeczeństwo