V. Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmował wrogów swego narodu.
(piąte „przykazanie” ukraińskiego nacjonalisty)
Jeśli komuś wydaje się, że owa nienawiść była wynikiem polityki II RP, znajduje się w poważnym błędzie. Już na początku XX wieku Mykoła Michnowśki, jeden z prominentnych przedstawicieli ukraińskiego nacjonalizmu wzywał: „Szanuj działaczy rodzinnego kraju, nienawidź jego wrogów, znieważaj przechrztów – odstępców, a będzie dobrze całemu twojemu narodowi i tobie.” Słowa te w czyn wprowadził Mirosław Siczyński dokonując w 1908r. zamachu na namiestnika Galicji hr. Andrzeja Potockiego, bynajmniej nie wrogiego Ukraińcom. Zamiast potępienia, zamachowca spotkała aprobata i poklask od rodaków. Jedna z ukraińskich gazet wyraziła nawet radość z „zaszlachtowania Potockiego”.
Wszelkie hamulce moralne puściły ukraińskim nacjonalistom po przegranych walkach o powstanie państwa ukraińskiego po I wojnie światowej. Dmytro Doncow, główny ideolog tego ruchu, „mag”, który „wyzwolił w ukraińskim człowieku zwierzę”, stworzył nową, darwinistyczną „moralność”, której założenia szokują człowieka wychowanego w tradycyjnej hierarchii wartości. Oto próbka jego zaraźliwej twórczości:
„Bez przemocy i bez żelaznej bezwzględności niczego nie stworzono w historii”
„Przemoc jest jedynym środkiem, jakim rozporządzają się… narody zbydlęciałe przez humanitaryzm, żeby odnaleźć swoją dawną zawziętość”
„żadne zasady nie mogą zapobiec temu, że słabszy ulega przemocy silniejszego. (...) Dlatego tylko filistrzy mogą absolutnie odrzucać i moralnie potępiać wojny, zabójstwa, przemoc – filistrzy i ludzie z obumarłym instynktem życia…”
Moralność Doncowa była wezwaniem do nienawiści, co on sam przyznawał: „z punktu widzenia tej moralności należy odczuwać nienawiść do wroga nawet wtedy, gdy on nam niczego złego nie zrobił”. Nic zatem dziwnego, że „ukąszona” tą szowinistyczną moralnością niewielka część narodu ukraińskiego wzięła na sztandary nienawiść, skierowaną często wobec tych, którzy „niczego złego nie zrobili.” Ukazują to przeróżne dokumenty ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego w międzywojniu:
W 1928 roku nacjonalistyczne pismo „Surma” zwróciła się do Ukraińców rekrutowanych do Wojska Polskiego: „Nie wolno wam dezerterować z armii polskiej, wprost przeciwnie: wszystkiemu przyglądajcie się tam dobrze i przysłuchujcie się co Polak robi albo zamyśla robić. Pielęgnujcie w swym sercu nienawiść do Polski.”
„Tylko propagandą wśród własnej społeczności można wywołać fanatyzm i nienawiść do wroga” (broszura UWO z 1929r.)
Według „Surmy” jednym z celów akcji sabotażowej z 1930 r. było „pogłębić nienawiść do Polski”.
„Te rewolucyjne akty uderzają […] we wszelkie ugodowe mrzonki, wytwarzają w duszach mas wrogość i nienawiść do okupanta, i kopią nieprzebytą przepaść między nami i nimi” (pismo „Junak” z 1933r.). Jak można zauważyć, według „Junaka” to nie sam „okupant” wzbudzał nienawiść (czyżby nie był aż tak zły?), lecz terrorystyczne akcje OUN poprzez wywołanie uprawnionej reakcji władz.
Na nic zdawały się apele nielicznych rozsądnych Ukraińców, takich jak stanisławowski metropolita Chomyszyn: „Historia splotła oba narody ze sobą nie na to, aby wzajemnie się zabijały, nienawidziły, niszczyły, lecz aby wzajemne stosunki ułożyły się ze sobą sprawiedliwie i spełniały tę wielką misję, jaka na Wschodzie czeka oba narody”. Zamiast zrozumienia, Chomyszyna spotykała krytyka i ostracyzm.
Odczłowieczenie ofiary
W tej „mowie nienawiści” przyszłe ofiary stawały się już nie ludźmi lecz zgoła zwierzętami, albo chwastami, które należy wyplenić. Piosenka opublikowana w 1932 r. w „Surmie” zapowiadała: „wyrżniemy dzikie nasienie aż do korzenia, wypalimy gadom wnętrzności”. W 1939 r. jeden z ideologów OUN, Ściborski, nazwał mniejszości narodowe na Ukrainie „pasożytniczą naroślą”. Pismo „Nationalist” w 1938 roku zamieściło „bajkę” w której Polacy zostali przedstawieni jako „ludzie-świnie”. Oto jak wyglądał Polak w oczach ukraińskich nacjonalistów:
„Obcy nie był podobny do nikogo z okolicznych wsi. Był niezwykle duży i otyły, miał wydęte policzki, małe usta, małe oczy i niezwykle brzydki świński nos i duże jak kalafior uszy. (...) Za nim przyszli inni (...) mali i duzi. I tak samo wszyscy byli brzydcy (...). Ze swojej natury byli kłótliwi, ich kobiety uśmiechały się głupio; wszyscy byli nieokrzesani, grubiańscy, gruboskórni, całkowicie świńscy w swoich zwyczajach, tak jak zwierzę, które uderzająco przypominali.”
Tak zdefiniowanego „Lacha” można było już bez skrupułów zabić, co było czynem chwalebnym według nowej doncowskiej moralności. Jak słusznie zauważają W. i E. Siemaszko, „niewyobrażalna wprost nienawiść, dla której nie może być żadnego uzasadnienia we wspólnej polsko-ukraińskiej przeszłości, znajdowała wyraz nie tylko w bezwzględnym unicestwianiu Polaków, ale i demonstrowaniu w trakcie lub bezpośrednio po zbrodni triumfu oraz profanowaniu zwłok.” Tylko ślepą nienawiścią można wyjaśnić okrutne mordy nacjonalistów ukraińskich dokonywane także na dzieciach:
Ofiara winna
By triumf nienawistnej moralności w pełni się dokonał, należało wskazać winnych niewątpliwej zbrodni. Skoro oprawca był bohaterem, winnym musiała zostać ofiara. Już w 1946 roku jeden z możliwych kierowników ludobójstwa ludności polskiej, Mykoła Łebed' wyraźnie to określił:
„Historyczna nienawiść Polaków wobec narodu ukraińskiego zbierała swoje żniwo. (...) Przekonana przez poprzednie rządy Polski do kolonizacji ziem ukraińskich, wychowana w duchu szowinistycznym i w ślepej nienawiści do wszystkiego co ukraińskie, polska ludność Wołynia i Polesia zdawała obecnie [w latach okupacji niemieckiej – przyp. Mohort] kolejny swój egzamin. (...) Zatem nic dziwnego, że cierpliwość narodu [ukraińskiego] się skończyła. (...) On przeszedł do samoobrony i odpłacił za wszystkie, wiekami nabrzmiałe krzywdy.”
„Narracja” stworzona przez Łebedia po dziś dzień znajduje swoich naśladowców. Dowiadujemy się od różnych pseudoekspertów, że to nie ten, kto atakował, był winny, lecz ofiara. Na pytanie dziennikarza GW „co mogło sprawić, że konflikt na Wołyniu stał się tak tragiczny?”, znany polski historyk Torzecki odpowiedział: „Tu działały czynniki emocjonalne, zadawnione urazy, porachunki, także sąsiedzkie. Na atak odpowiadano atakiem. (...) Można spytać, kto jest bardziej odpowiedzialny. Według mnie zawsze ten, kto ma władzę. Przed wojną Polacy, w czasie wojny Sowieci i Niemcy. Jednak uważam, że wzajemne oskarżanie się prowadzi donikąd.”(GW nr 161/2003). Oto kilkadziesiąt tysięcy zabitych Polaków staje się winnymi, a sprawcy lepiej nie osądzać, bo to szkodzi pojednaniu. Ostatnio na łamach opiniotwórczej „Ukraińskiej prawdy” niejaki Hrabowskij zadał pytanie„Czy ofiary UPA były niewinne?”. Wyszło mu, że jako „koloniści", były winne... Jest to popularne podejście wśród zachodnich Ukraińców.
I jak tu się dziwić, że w zbliżających się wyborach samorządowych na Ukrainie, faworytem w zachodnich obwodach jest partia wzywająca do „krwawej rewolucji”. Czy nieodrobiona lekcja historii sprawi, że ta znowu zatoczy swoje koło?
____________
Korzystałem z prac Władysława i Ewy Siemaszko, Lucyny Kulińskiej i Krzysztofa Łady.
Komentarze
Pokaż komentarze (24)