Są teksty, które wolałbym żeby nie powstały, których wolałbym nie pisać. To jest jeden z nich, gdyż prowadzi do potwornie smutnej konkluzji i dotyka tematyki, o której im ciszej tym lepiej.
Z jednej strony mamy Grzegorza Schetynę, który na początek postanowił potarmosić za wąsy rosyjskiego niedźwiedzia i rozpatrywał ilu było Ukraińców w składzie sowieckiego Frontu Ukraińskiego, który wyzwalał Auschwitz. Dla Rosjan czułych na punkcie „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” to był siarczysty policzek. Po co? Potem podgrzała atmosferę stwierdzeniem, że obchody zakończenia II wojny światowej powinny się odbyć w Polsce … przez kompletny "przypadek" tuż przed naszymi wyborami prezydenckimi. Ostatnio nagle przypomniał sobie o smoleńskim wraku, jakby w obliczu tego co wcześniej nawywijał miał jakąkolwiek szansę na jego zwrot. Naiwność? Nie, premedytacja!
Z drugiej strony mamy Michała Kamińskiego, który z gracją hipopotama „omisiowuje” Olejnik, która zupełnie nie reaguje na rujnowanie naszej polityki zagranicznej względem USA i NATO. Stwierdza, że tacy tam Kwaśniewscy, Miller za bardzo zaufali Amerykanom i należy przestać im ufać. Mówiąc to wprost do kamer i mikrofonu - doradca premiera, przypominam. I to jest Miś na miarę naszych możliwości dyplomatycznych.
Z trzeciej strony mamy wizytę Orbana w Polsce, przed którym premier Kopacz nagle zgrywa już nie matkę Polkę, ale Chiraca w spódnicy, który mówi Węgrom, że straciły okazję żeby siedzieć cicho w sprawie Rosji, a Jarosław Kaczyński czyni niegodnym Orbana spotkania z nim, zapominając jednocześnie, że to Polska odrzuciła w swoim czasie „hołd lenny” Węgier ustami Donalda Tuska, który nie chciał rozbudowywać współpracy w ramach Europy Środkowej tylko ukierunkował się na Niemcy. Sami wepchnęliśmy Orbana w łapy rosyjskiego niedźwiedzia.
Powariowali?
Lata orientacji nas w polityce zagranicznej na USA, UE, Węgry i NATO, ocieplania stosunków z Rosją by teraz w 3 sekundy wszystko określić, że było do niczego? O ile jeszcze można zrozumieć ochłodzenie w stosunku do Rosji, która robi to co robi. O tyle dystansowanie się ostentacyjne od USA czy Węgier to naprawdę jakieś kuriozum. Ja rozumiem, że być może kierunki jakie wyznaczyli kiedyś Skubiszewski, Geremek, Kwaśniewski czy Lech Kaczyński z upływem czasu mogły się stać odrobinę zetlałe, można nabrać wątpliwości czy te sojusze spełnią swoje zadanie, czy warto było się ładować w Kiejkuty. Być może, mogli się nawet mylić, mogli nie rozumieć drugiej zasady jaką stosuje Wielka Brytania o braku przyjaźni, ale nigdy nie doprowadzili do tego, żeby polityka zagraniczna stała się ofiarą kampanii wyborczej. Nigdy w imię partykularnych interesów kampanijnych lub innych nie byli gotowi jej w tak ostentacyjny sposób podważać. Przy całej ułomności tych koncepcji w porównaniu do obecnych rozgrywających to byli mistrzowie, a teraz naszą politykę zagraniczną rozgrywają czeladnicy i to bez wyjątku.
Jedyne w czym jest nadzieja to, że po tych czeladnikach, którzy ewidentnie będą schodzić ze sceny, przyjdzie pokolenie mistrzów – terminatorów nie w tym infantylno-wyborczym rozumieniu jakie raczył nam zaprezentować pan Prezydent RP, ale zimnych maszyn dyplomatycznych, pragmatycznych drani, którzy nie będą mieli sympatii ale tylko interesy, a te interesy będą interesami Rzeczpospolitej.
Zapraszam na:
Twitter: https://twitter.com/MariuszGierej
Facebook: https://www.facebook.com/GierejMariusz
więcej innych tekstów na blogu: http://www.mariuszgierej.mpolska24.pl/
Komentarze
Pokaż komentarze (10)