Wladyslaw Broniewski
"Bar pod zdechlym psem"
Zanim sie serce rozelka,
- czemu - a bo ja wiem? -
warto zajrzec do szkielka
w barze "Pod Zdechlym Psem".
Hulal po miescie listopad,
dmuchal w ulice jak w flet,
w drzwiach otwartych mnie dopadl,
razem do baru wszedl.
"Siadaj, poborco lisci,
siewco zgryzot wieczornych!
Czemus drzew nie oczyscil?
Kiepski z ciebie komornik.
Lepiej by z trzecim kompanem...
Zreszta - mozna i bez..."
Ledwiem to rzekl, juz stanal
trzeci moj kompan: bies.
"Czym to ja sie spodziewal
pic z takimi jak wy?
Pierwszy bedzie mi spiewal,
drugi bedzie mi wyl.
Cyrk! Kompania! Na zdrowie!
Pijmy glebokim szklem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze "Pod Zdechlym Psem"...
I ponioslo, ponioslo, ponioslo
na calego, na umor, na ostro.
I listopad pijany, i bies,
a mnie gardlo sie sciska od lez.
I ponioslo, ponioslo, ponioslo,
w sali uda o uda trze fokstrot,
wkolo chleja, caluja sie, wrzeszcza,
nieprzytomnie, glupawo, zlowieszczo,
przetaczaja sie fala pijana,
i tak - do bialego dnia...
Milczac pijemy pod sciana
diabel, listopad i ja.
"Diable, bierz moja dusze,
jesli jej jestes rad,
ale przezyc raz jeszcze musze
moje czterdziesci lat.
Daj w nowym zyciu, diable,
milosc i smierc, jak w tem,
wiatr burzliwy w zagle,
mysl - poza dobrem i zlem.
Znow bede bil sie i kochal,
bujnie, wspaniale zyl.
Radosc, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do zyl..."
Diabel byl w meloniku,
przekrzywil go: "Zyles dosc,
to dlatego przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i zlosc.
Glupios zycie roztrwonil.
Zycie - to jeden haust.
Slyszysz, jak kosa dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?
Na diabla mi dusza poety,
- tak diabel ze mnie drwi -
w wierszes wylal, niestety,
resztki czlowieczej krwi..."
Znikneli czort z listopadem,
rozwiali sie - gdzie? - bo ja wiem?
a ja na podloge padam
w barze "Pod Zdechlym Psem".
Szumi alkohol i wiecznosc...
Mrucza: "Zalal sie gosc"...
A ja: "Zgodzcie na Droge Mleczna
taksowke... ja juz mam dosc..."
Inne tematy w dziale Rozmaitości