Ostatnio przeczytałem kilka notek czy felietonów oceniających kampanie wyborczą P. Jakiego. Proponuje, więc spojrzeć na wybory do samorządu w Warszawie, a także w dużych miastach, w nieco szerszym wymiarze.
Zostawmy na boku konkretną analizę kampanii wyborczej P. Jakiego, i problem czy ta kampania mogłaby w różnych aspektach wyglądać inaczej. Zostawmy błędy jego sztabu. Jak również samego kandydata, który jednak zaprezentował się jako młody i energiczny polityk. Nieco upozowany na smukłego liberalnego YAPIS, w jasnej koszuli i niedbale zarzuconych szelkach. Lecz żaden wizerunek i tak nie miał żadnego znaczenia … Ponieważ P. Jaki, jaki by nie był, i jakim by nie dysponował programem, to i tak nie miał jakiejkolwiek szansy na wygranie wyborów w mieście Warszawa.
Nie miał … ponieważ nie tyle startował w wyborach samorządowych na urząd Prezydenta Warszawy, co w swoistym plebiscycie PIS – ANTYPIS. I w takim rozumieniu konfliktu nie miało żadnego znaczenia, kto był jego przeciwnikiem. Mógł być Trzaskowski, ale mogła to być sama Hanna Gronkiewicz – Waltz, a nawet sam burmistrz Legionowa z jego paniami od seksu. W tak opisanym konflikcie absolutnie nie miało znaczenia, czy P. Jaki wybuduje jedną czy dwie linie metra, jeden czy dwa mosty. I jeszcze w bonusie „ dorzuci” nowoczesną dzielnicę.
Jak ów ANTYPISIZM zdefiniować? I czy w ogóle jest to ważne? Odpowiedz, brzmi tak. Tym bardziej, że ów ANTYPISIZM stał się już oficjalnym politycznym językiem. Schetyna na konwencji, tuż po niedzielnym ogłoszeniu prawdopodobnych wyników, pochwalił się takimi oto słowy „ Zbudowaliśmy skuteczny antypis” A więc ów „ antypisizm” stał się doktryną. Doktryną polityczną KO. I być może wielu innych partii i organizacji. I właśnie ta zasada, ta doktryna, swoją najbardziej wyrazistą formę, a także polityczna skuteczność, uzyskała właśnie w Warszawie. Tym bardziej, że przyniosła zdecydowane zwycięstwo. I prawdopodobnie będzie – dla totalnej opozycji - jedyną receptą w kolejnych wyborach.
Kampanie antypisizmu można najkrócej scharakteryzować, jako kampanie „ Setki kwiatów” by użyć tu pewnego chińskie powiedzenie sprzed dziesiątków lat. Ponieważ środowisko ANTYPISIZMU jest bardzo zróżnicowane, od PO i Nowoczesnej, plus SLD i PSL a także KOD, który można jako zintegrowane środowisko polityczne stracił na znaczeniu, lecz powstało wiele towarzyskich grup, które w sposób bezpardonowy zwalcza PIS. Także PSL, ostatnie wybory postawiły przed ostateczną decyzją… Zaryzykować i pójść na przyszłe wybory samodzielnie? Czy też rozpłynąć się w KO? Dodatkowo do tego „ bukietu” należy dodać środowiska medialne. Nie tylko zagraniczne, nie tylko TVN czy Onet, ale także polskie. Chociażby WP, posługujący się klimatami „ Madzi z Sosnowca ” i „ Pudelka” a miedzy tymi - lekkostrawnymi tematami , zwykle sprytnie „ przemycane są ” antypisowskie artykuły. Plus rozliczne pisemka modowe, kulinarne, dawkujące, kropla po kropli, obraz Polski zawłaszczonej przez PIS. Polski jako kraju pozbawionego de – mo – kra - ci. To wszystko razem stanowi konsekwentny strumień informacyjny kształtujący poglądy mieszkańców wielkich miast, w tym oczywiście Warszawy. Lecz to tylko nadbudowa, powierzchnia zjawiska. Warszawiacy, w swojej masie, to ludzie jeszcze niezakorzenieni, lub słabo zakorzenieni. To jedno, lub dwu – pokoleniowe słoiki. Czerpiący wzory postępowania z łatwych liberalnych podpowiedzi. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, lecz pewnie jakiejś zdecydowanej większości. I nawet nie można mieć o to do nich pretensji. Takie są nieubłagalne obiektywne mechanizmy kształtowania tożsamości. Także postaw wyborczych. Ideały, tak jak smoking, dobrze leżą na człowieku dopiero w trzecim pokoleniu.
Czy PIS, a mówiąc szerzej obóz rządzącej w Polsce prawicy, może przeciwstawić się tej kampanii „ Setki kwiatów” I jak ma to uczynić? Ma do dyspozycji publiczne radio i telewizje, które – pozwolę sobie przypomnieć – zawsze były rządowe. Dziś, kiedy rządzi PIS, a także przed laty, kiedy rządziło SLD i PO. Kilka sprzyjających tytułów prasowych, I to chyba wszystko. Kluby Gazety Polskiej, które kiedyś były bardzo aktywne, dziś straciły na wigorze. I wydaje się, że spoczęły na zasłużonych laurach. To samo dotyczy prawicowych internautów, w roku 2015, aktywność tych środowisk była – moim zdaniem - bardziej intensywna. Oczywiście tą listę można uzupełnić, coś dodać, lub odjąć. Nie mniej siła i pluralizm przekazu, atrakcyjność kulturowa tych środowisk uległa osłabieniu. Co jest jakość zrozumiałe. Prawica osiągnęła sukces w wyborach 2015 i teraz zapadła w lekką drzemkę. Lecz na szczęście ten przekaz uległ osłabieniu tylko w środowisku wielkich miast. Ludność z mniejszych ośrodków, a także prowincji, najczęściej ( w zależności od terytorium Polski) ma swoje kulturowe zakorzenienie, a także swój praktyczny rozum, i w sposób jednoznaczny odczytuje poprawę swojego losu. Dzięki zwiększeniu zarobków, zmniejszeniu bezrobocia i wielkim programom socjalnym. Lecz ta sytuacja może z czasem ulec zmianie… Chociażby dlatego, ze człowiek łatwo przyzwyczaja się do dobrego i, wszelkie programy i pomoc, uznaje – z czasem - jako coś oczywistego.
Wracam do podstawowego pytania. Jaka powinna być oferta polskiej prawicy dla mieszkańców miast? W tym Warszawy… Myślę, że powinna to być także polityka „ Stu kwiatów” skutkująca pomnożeniem środków przekazów, ale także, a może przede wszystkim, nowych wartości. W takim razie – w tej nowej ofercie - nie powinna dominować jedna rządowo – pisowska prawica, lecz prawica w całym swoim bogactwie. Od prawicy liberalnej, aż po prawicę narodowościową. Skandalicznym jest fakt, że telewizja jak i radio publiczne bardziej otwarte jest na środowiska SLD owskie, niż na prawicę inną niż PIS i Kukiz 15. Błędem jest rugowanie prawicy narodowej z obiegu publicznego. Nawet gdy ta prawica w wielu swoich poczynaniach nie wykazuje się mądrością polityczną. Na Salonie 24 prezentuje swoje poglądy - ©Wawel, który zarzuca PIS owi połowiczność. Jednakże to prawica narodowościowa oscyluje na poziomie 1- 2 % poparcia i to raczej jej należy zarzucić ową „ połowiczność” Wtedy środowisko narodowej prawicy podwoi swoje poparcie do oszałamiających 2- 4% . Pozwoliłem sobie na odrobinę ironii, ale mimo wszystko, szkoda jest, że ta prawica nie wystawiła jakiegoś sensownego kandydata w wyborach prezydenckich w Warszawie. No nic… było minęło, przed nami kolejne wybory. Chociażby te do PE
Wróćmy do Patryka Jakiego. Gdyby w Warszawie byli także inni poważni kandydaci prawicowi. Inni poza M. Jakubiakiem i pewnym śmiesznym panem w muszce, wtedy sam Patryk Jaki nie musiałby spalać się w nierozsądnych obietnicach. Mógłby pozwolić sobie na pewien luz i dystans, a zarazem jego oferta programowa byłaby bardziej przemyślana i zdystansowana. Brak pełnej prawicowej oferty. Całej gamy. Brak owych „ Setki kwiatów” spowodowało dziwna sytuacje wyborczą w Warszawie. Którą można obrazowo porównać do szamotania się w jakiejś zawiesinie, a nawet bagnie? Im bardziej Patryk Jaki się starał, tym bardziej się zapadał. Im bardziej chciał, tym mniej mógł. Nie mógł już rozsądnie i umiarkowanie deklarować, wiec deklarował ponad miarę i topił się chwytając czego popadnie. Nawet owej „ dzielnicy przyszłości”
Chociaż taka dzielnica w Warszawie już jest. To elegancka dzielnica, która nazywa się - Miasteczko Wilanów, zwane także Lemingradem. Składa się z urbanistycznie „ starannie poukładanych’ kolorowych budynków o wdzięku pudełek do butów. I tam 80 % ludzi w 2015 głosowało na chrabiego Komorowskiego. I tam też – jakby na przekór - stoi wielka Świątynie Opatrzności Bożej – określana przez mieszkańców owego Lemingradu jako - wielka wyciskarka do cytryn. Tak, brutalne i cyniczne to określenie, ale właśnie tak to jest. Taki tam panuje język i świadomość, a nawet zwierzęcy antyklerykalizm, i należy to z całą mocą stwierdzić. A także to, że ten plebiscyt PIS – ANTYPIS ma wszelkie cechy WOJNY KULTUROWEJ. Wojny, która wybuchła przed P. Jakim z całą mocą swojego nowoczesnego i eleganckiego barbarzyństwa, nihilizmu i absolutnego braku empatii. Podejrzewam, że większość zamieszkujących ową elegancką dzielnicę, ma gdzieś owe 40 000 ludzi wyrzuconych ze swoich mieszkań. I raczej ich głowę zaprząta problem wymiany bateryjki do pilota podziemnego garażu.
Powoli zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego i to właśnie w dużych miastach rozegra się istotna batalia o głosy wyborców. Czy znowu czeka nas powtórka z rozrywki? Kolejne zwycięstwo KO w Warszawie? A więc najwyższa pora na strategiczną refleksje … BATALIA PIS – ANTYPIS MA WŁAŚNIE WSZELKIE ZNAMIONA WOJNY KULTUROWEJ. Nie o chleb lecz o idee. Ta wojna już trwa w Europie, a swoje apogeum znajdzie właśnie, w przyszłorocznych wyborach do PE. I wtedy PIS stanie przed wyborem określonej polityki wobec Brukseli, która jednak nie może zostać utożsamiona, jako polityka anty- europejska. Tym bardziej PIS nie może dać się oskarżyć o Polexit. Czeka więc nas znowu silna polaryzacja, rozedrganie emocji bazującej na strachu anty -europejskim, a to wszystko nie służy PIS owi w dużych miastach. I może dobrze byłoby aby PISowi wyrosła po prawej stronie jakaś radykalna prawica, punktująca dyktaturę n elit brukselskich. Jej lewicowe a raczej lewackie odchylenia. Lepiej więc dla PISu, aby przybrał rolę pana dobrodzieja i „ dobrego policjanta” Tak to wygląda z pozycji pragmatycznej i chłodnej socjotechniki. Znaczy to także, że PIS, w wielu miejscach powinien ustąpić, lub zakamuflować swoje intencje, a także powinien dopuścić politykę „ Setki kwiatów”. Setki prawic, wielu punktów widzenia. Powinien także pomóc i wyzwolić energię w wielu środowiskach konserwatywnych. Nawet kosztem własnej popularności. Tak, może to i paradoks. Lecz mniej PISu to w efekcie więcej PISu. Więcej prawicy. Mniej znaczy więcej.
Ten postulat szczególnie adresuje do władz Telewizji i Radia Publicznego.
`
Inne tematy w dziale Polityka