Jak wiadomo Krzyżaków nakręcił w 1960 r. Aleksander Ford. Pułkownik. Członek PPR, aktywista czasów stalinowskich. Film powstał na podstawie prozy Sienkiewicza. Niedawno w Brukseli otwarto Dom Historii Europejskiej, który ma stać się muzeum dla całej Europy. Przedstawiono tam Sienkiewicza, jako nacjonalistę. Zbliżony pogląd ma wiele środowisk w Polsce. Między innymi prof. Środa. Krytykuje ona polską szkołę, która kształci młodych ludzi w duchu patriotyzmu rodem z powieści Henryka Sienkiewicza. Gdyby najbliżej wybory parlamentarne wygrała opcja liberalno – lewicowa ( załóżmy taką alternatywną przyszłość) mająca silne związki z Brukselą i Berlinem, prawdopodobnie film” Krzyżacy” zostałby „ pułkownikiem” Co byłoby jakimś dziwnym chichotem historii. Aleksander Ford miał bardzo powikłane i tragiczne życie. Wyszłoby na to, że ten polski Żyd. Emigrant z 1968 roku, w wyniku ostatnich zakrętów historii, nakręcił bogoojczyźniany film o akcentach nacjonalistycznych. Pułkownik Ludowego Wojska Polskiego nakręcił „ Pułkownika” Gra słów. Chichot historii. Czasami od tego chichotu umierają ludzie. Nawet tacy potężni jak Aleksander Ford. Ale o tym za chwilę…
Wiadomo, nie należy rzucać książek na stos i podpalać, ale nie mam pojęcia, czy ta zasada dotyczy puszek z filmami. Tym bardziej, że celuloid pali się pięknie. I jak dymi. Wiem, bo jako dziecko robiłem kopciucha z taśmy filmowej. Może dlatego, mogę sobie wyobrazić jak nowy rząd, post pisowski, a także Bruksela, wydaje stosowną dyrektywę, i na dziedzińcu Ministerstwa Kultury w Warszawie, nowy minister podpala stos z filmami zakazanymi. Nacjonalistycznymi. Dym unosi się nad całym Krakowskim Przedmieściem i Zamkiem, pełznie w kierunku Wisły. W ten oto sposób zaczyna się nowa epoka. Epoka przewartościowania paradygmatu polskiej kultury. Znikają więc Krzyżacy, ale także Pan Wołodyjowski. Hajduczek. Kmicic. Także Staś i Nel. I tego samego dnia, zapada decyzja nakręcenia nowej wersji Krzyżaków 2.
Powiedzmy to sobie szczerze „ Krzyżacy „ Forda to średni film. Rodzaj batalistycznej „ Historii żółtej ciżemki” Tylko z większym budżetem. Ten sam typ narracji, tandetnej dekoracji. Kostiumów spod igły. Gra aktorska także w czasach premiery, wzbudzała liczne kontrowersje. Władysław Jagiełło grany przez Emila Karewicza to raczej jakiś oświecony monarcha, z tytułem bakałarza filozofii uzyskany na uniwersytecie w Bolonii, niż nieokrzesany Litwin. Ford był sprawnym kopistą , bez własnego stylu. Jako tako naśladował włoski neorealizm. Chociażby w „ 8 dniu tygodnia” Hłasko, scenarzysta, chciał wycofać swoje nazwisko z czołówki. Ale na pyskówce się skończyło. I jak zawsze Ford wyszedł cało z opresji. Chociaż nie do końca. Ale o tym potem …
Dlaczego Christopher Nolan? Może dlatego, że to twórca wielkich widowisk filmowych. Reżyser bardzo kreatywny. Nawet gotów byłbym przełknąć gorzką pigułkę w postaci tych dymów nad Krakowskim Przedmieściu i rządów brukselskiej lewicy, aby tylko zobaczyć jego wersje Krzyżaków. Wróćmy jednak na chwilę do „ Dunkierki” Jego ostatniego filmu. Mnie ten film urzeka poprzez intensywność obrazu, muzyki, płynnego montażu. Film wprost atakuje nasze oczy i uczy, wszystkie zmysły. Czy także serce i rozum? O tym za chwile… Na pewno jest to wielkie widowisko. Ewakuacja odbywała się także z portu, tylko cześć żołnierzy brytyjskich wywieziono z plaży. Jednak to plaża jest główną scena tego spektaklu. Może dlatego, że jest szeroka, piaszczysta, rozświetlona słońcem i klarowna w swoim obrazie i przesłaniu. Chociaż przesłanie - jakie by nie było - przynajmniej dla mnie, trudne jest do uchwycenia … Interesująca jest budowa filmu. Polifoniczna. Gdzie jeden watek trwa kilka dni. Drugi kilkanaście godzin. A trzeci, plus minus, dwie godziny, tyle, ile jest paliwa w baku angielskich myśliwców. Wszystko to razem jest inteligentnie skomponowane i tak podane, że aż zapiera dech w piersiach. Jednakże potem - po wyjściu z kina - można odnieść wrażenie, że jest to sugestywnie, ba, nawet magicznie opowiedziana fabuła, jednakże pusta w środku.
Coś jeszcze jest, czego absolutnie nie rozumiem, w tym pięknym widowisku. Mamy uciekających czy może lepiej ewakuujących się żołnierzy brytyjskich, ale ani razu nie widzimy żołnierzy niemieckich. Nie słyszymy słowa – Gestapowiec. Nazista. Niemiec. Tak jakby Dunkierkę otoczyły niewidzialne oddziały. Dziwny to zabieg „ wyczyszczenia „ z narracji, i z obrazu, wszystkiego co niemieckie. Myślę, że nie jest to podyktowane poprawnością polityczną, ale jakimś artystycznym pomysłem, którego także nie rozumiem.
Historia w tym filmie jest zredukowana do minimum, a nawet wcale jej nie ma. Tym bardziej jest to dziwne, że wydarzenia wojskowe czy polityczne wokół Dunkierki były intrygujące. I przez wielu badaczy 2 wojny światowej nazywane „ Cudem pod Dunkierką” Pytanie brzmi. Dlaczego niemieckie armie pancerne dokonały „ Blitzkriegu” i zatrzymały się na 20 -30 km przed Dunkierką? Zamiast jednym ciosem dobić Anglików. Co zmieniłoby sytuacje na froncie przez najbliżej miesiące, a nawet lata 2 WŚ. Odpowiedzi jest wiele. Mniej lub bardziej prawdopodobnych. Ale jak rozumiem, nie o tym jest film. Ten film nie jest o historii. Ten film jest wielkim widowiskiem. Tyle i aż tyle. Jest także wspaniałym widowiskiem z trudno zdefiniowanym przesłaniem. Może i dobrze, bo czy film musi mieć przesłanie? Czy to nie jest zbyt staromodny wymóg? Może wystarczy jak film wciska nas w fotel?
A teraz, jak mógłby wyglądać film Krzyżacy 2, w reżyserii Christophera Nolana? Z jego widzeniem widowiska filmowego „ uciekającego” od historii. A także, przy założeniu, zmiany kodu kulturowego w Polsce. Prawdopodobnie zrezygnowano by z Sienkiewicza i nakręcono ( tylko) BITWĘ POD GRUNWALDEM. Bez historii. Nawet w „ Krzyżakach” Forda zarysowany jest konflikt państwa polskiego i zakonu krzyżackiego. Sprawa handlu i statków ze zbożem, teraz, w tej nowej wersji, pewnie byłaby obciążeniem. Zrezygnowano by także z wątku miłosnego. I tego dialogu Danusi, tuż przed ścięciem Zbyszka z Bogdańca, jakże popularnego w przaśnej epoce gomułkowskiej - „ Nie do kata on należy, ale mój ci on. Mój!” Usunięto by także Maćka z Bogdańca, zresztą, kto dziś wie, gdzie leży ów Bogdaniec? Ja nie wiem. Może za dużo jeżdżę metrem? Może… Wystarczy, aby Nolan pokazał starcie dwóch żywiołów. Jeden bardziej cywilizowany, germański, ale także wspomagany przez Frankończyków. Rycerzy z Padwy, i znad Renii. A także Fryzyjczyków. Można powiedzieć cała Unia Europejska. Z drugiej strony, Polacy, a także Litwini. Żmudzini i Tatarzy. Nie wiem, czy Tatarzy przed bitwą wzniosą okrzyk - Allach Akbar, bo to sprawa delikatna, ale myślę, że mogliby śpiewać Bogurodzice dziewice, chociaż Tatarzy tego nie śpiewają. Więc nic by nie śpiewali. Zresztą tak samo nie śpiewaliby Krzyżacy, te swoje „ Kyrie eleison” Czy ktoś widział gdzieś na poligonie, czy nawet na wojnie, w telewizji, aby żołnierze śpiewali? Teraz się nie śpiewa. Msza przed bitwą także nie potrzebna. To dłużyzna. To samo te dwa gołe miecze. Po co nam miecze? Czy widz, powiedzmy w Brukseli, czy na dalekiej Florydzie, wie po co te miecze? Długosz pewnie przewraca się w grobie. Trudno. Niech się przewraca. Ważna jest opinia środowiska „ Krytyki Politycznej’ Obie strony konfliktu walczą więc w ciszy. Lub narastającej muzyce z syntetyzatorów. Bitwa także nie musi rozegrać się w lipcu. Data, pora, klimat podporządkowano by wyobraźni twórcy. Może Nolan wybrałby surowy klimat zimy. Wszechogarniająca biel. Biel, jako tło dla krwi. A może późną jesień? Melancholia śmierci. Umierania. Samą śmierć Wielkiego Mistrza Krzyżackiego, dzięki montażowi i ujęciu z kilku kamer, można by przedłużyć do kilku minut. Już nie śmierć nas interesuje, co sekwencja umierania. Wpatrywanie się w nią, klatka po klatce, ale z drugiej strony, istnieje ryzyko, że taka scena mogłaby spotkać się z uznaniem widowni polskiej, ale niekoniecznie niemieckiej. Salon Brukselki takie rozwiązanie pewnie by zakwestionował, jako zbyt nacjonalistyczne. No i sama bitwa w strugach deszczu. W błocie. Cudowna sprawa. Słowo - Jagiełło, pewnie by nie padło. Wystarczy Władysław i Witek. W „ Dunkierce” także nazwiska nie padają, ani szarże. To taki rodzaj demokratyzacji sztuki. Uproszczenia. Ponieważ widowisko, aby było widowiskiem, musi z pewnych kwestii zrezygnować. To oczywiste. Krzyże na płaszczach także niepotrzebne. Wystarczy jak umaczane są w błocie i krwi. Ten bój trwa do zmierzchu, nawet po zachodzie słońca. Sylwetki w strudze deszczu, w błocie, rozmazane. Słaniają się jak po zażyciu narkotyków, a może właśnie tak wygląda śmierć. Potem nadciąga czarna noc. Deszcz. Pioruny. W rozbłysku czasami coś widzimy, ostanie drgawki żyjących jeszcze rycerzy. A potem muzyka cichnie. Wybrzmienie … A my już wiemy, że Bitwy pod Grunwaldem nie wygrał nikt. Ani Polacy ani Litwini ani Zakon Krzyżacki, także ci rycerze, którzy ściągnęli z całej Europy. Po prostu w tej bitwie zginęli wszyscy. Właśnie tak kończy się Europa. W śmiertelnych konwulsjach. Cóż za widowisko...
Coś jeszcze chciałem dodać o Aleksandrze Fordzie. Reżyser powiesił się w małym hoteliku na Florydzie w kwietniu 1980 roku. Przed samobójstwem nagrał na kasetę, rodzaj listu, a raczej mowy pożegnalnej dla swojej żony. Amerykanki. I córek. Życie prywatne mu się rozleciało. Był samotnym 72 letnim mężczyzną. Bez pracy, zresztą, jaką prace można w tym wieku wykonywać. Praca na kasie w supermarkecie? To chyba żart. Jedyne, co potrafił robić to wielkie superprodukcje. Lecz wszystko się już skończyło. Epoka Stalinowska, którą współtworzył dala mu szanse, ale także, gdy się skończyła, to wyrzucono go poza nawias. Skończyły się jego możliwości towarzyskiego. Partyjne. Każde. Poza tym na Florydzie mało, kto wiedział, co to jest PZPR. I , że człowiek, który zarzuca sznur na żyrandol, to pułkownik Ludowego Wojska Polskiego. Podobno powiesił się na żyrandolu, ale ja w to nie wierze. Zwykle żyrandole – a szczególnie w takich podłych hotelikach – przymocowane są do małego haczyka. I Chociaż mówiono do niego – panie pułkowniku - to pewnie myślano „ Ty mały żydku” – bo rzeczywiście był niskim mężczyzną, raptem 160 cm wzrostu i drobnej postury. To mimo wszystko, pod wpływem ciężaru, musiałby zerwać ten żyrandol. I zamiast zakończyć życie jak bohater tragedii, zakończyłby swój los, jako komediant. I zamiast śmierci miałby bolesny upadek z krzesła. Uszkodzony sufit. Lecący tynk. I kurz. To wszystko. W Krzyżakach jest taka scena, gdy Zygfryd de Löwegdy grany przez Henryka Borowskiego ( doskonała kreacja aktorska) przymocowuje sznur do wielkiego samotnego drzewa, zakłada pętle na szyje, i wchodzi na końskie siodło. Tak kończy swoje tragiczne życie. Pewnie Aleksander Ford chciałby podobnie skończyć. Skoczyć z siodła. Ale pewnie miał tylko krzesło, może taboret … I tak to wszystko wygląda. Prawda życia i prawda ekranu.
Jak będzie wyglądało kino przyszłości? A szczególnie kino historyczne. Tym bardziej, że im dłużej żyjemy, tym więcej naszej historii przybywa. Może jest tak, że ludzie są już zmęczeni historią. Tak jak zmęczony jest stary człowiek tracący pamięć. Więc wystarcza tylko widowisko. Wojny na niby, gdzie pół śnimy a pół żyjemy. A psychodeliczna muzyka i psychodeliczna jazda kamery utrzymuje nas na granicy snu i jawy. Wydaje się, że jedyne, co nas trzyma przy tym pół życiu, to paczka popcornu.
Inne tematy w dziale Kultura