Trochę o polskim turze i trochę o dobrym alkoholu.
Obywatel Cimoszko wstał dziś prawą nogą i to absolutnie wytrąciło go z równowagi. Podszedł do okna, ale za oknem zamiast żubrów i rysi jakieś buldożery, jakieś betoniary, jacyś zbrojarze – betoniarze... I jak tu żyć? Nawet ptaka się nie usłyszy tylko ten jazgot. I na co im ta zapora na granicy? Te słupy i te druty. Nie lepiej z Łukaszenko się dogadać. Pochwalić go. Dowartościować. Powiedzieć mu, że jest chłop jak rzepa, a ich baby, to jak nowalijki. Marchewki. Czy inne boćwiny. A tak, to tylko chłopa się drażni. Jeżeli Łukaszenko chce pokazać Kenijczykom Berlin to, niech pokazuje. Tego kota z Afganistanu też powinni wpuścić. Zresztą sam by się nim troskliwie zaopiekował – pomyślał.
Mleka nalał, pedigree dosypał. Dach na nocleg odstąpił. Podobno ten kot był już po stronie polskiej, ale PIS owscy siepacze zawołali – kici, kici, a kiedy biedak do nich podbiegł, to zastosowali wobec niego nielegalny push back
- Ku... aa! Jak tu żyć!? – Zaklął siarczyście obywatel Cimoszko. Tym bardziej, że z betoniary wylewał się beton, a zbrojarze prostowali już te swoje druty. Tak, na oko ci ludzie przypominają zbrojarzy i betoniarzy, ale tak naprawdę, nie wiadomo, kim oni są? A może to obsługa Pegazusa? Przyjechali po to, aby go osobiście podsłuchiwać. Notatki robić i komu trzeba raporty wysyłać. Dlatego ostatnio mało z kim gada. A przez telefon to tylko szyfrem. I zawsze udaje, że dzwoni do chemicznej pralni. Niemniej to, co teraz wyrabia się na granicy, to jest nie do wytrzymania.
Dosyć. Naprawdę dosyć! Otworzył okno i krzyknął – Uważajcie na rysia! Uważajcie! Czasami tędy przebiegnie...
Ale zbrojarze – betoniarze, spojrzeli tylko ze zdziwieniem na obywatela Cimoszkę. Chyba nie wiedzieli, co jest tu grane. Tylko jeden z nich, chyba majster coś odburknął. Chyba to, ze żaden Ryszard tu nie pracuje.
- Rysie. Rysie. Tylko, 200 ich w Polsce mamy. To koty, małe, ale dzikie. – Musiał im to w końcu powiedzieć. Wykrzyczeć całą prawdę. Niech wiedzą.
Zamknął okno i do kredensu podszedł. Tak, teraz ludzie absolutnie nie wiedzą ile może dać im zielony ład. I nowy europejski porządek. No i ta Natura 2 tyś. Z kredensu wyjął butelkę wódki. Dokładnie 0,5 litra. Była to dobra rosyjska Beluga. Droga jak diabli, ale teraz, kiedy mu się jako tako powodzi zamienił Stolichnaye właśnie na Belugę.
Wypił pół szklaneczki. Nie więcej. I wtedy w głowie rozległo się coś, co przypominało uderzenie pioruna. Tak, to było to. Postępowa Eureka z domieszką zielonego ładu.
- Czyż świat nie byłby piękny – gorączkowo myślał - gdyby afgańskie koty emigrowały do Polski, a polskie rysie swobodnie przemieszczały się w kierunku Mińska? Przecież Puszcza Białowiejska jest dla wszystkich. Może nawet powstałaby nowa odmiana koto- rysia. Z domieszką krwi białoruskiej. Powstałyby wtedy pewnie nowe bajki, nowy typ internacjonalistycznej wyobraźni. Już nie kot w butach, ale ruski koto – ryś w onucach. Piękna sprawa...
Zastanawiał się czy jeszcze sobie nie dolać, ale tą dolewkę zostawił na potem. Wrócił do łózka.
- Czy to utopia? Nie, to nie utopia. To marzenie, możliwe do realizacji. Ma racje ta pisarka, ta Tokarczuk, że polska magnateria, ci wielmoże, kolonizowali wschód, wykorzystywali chłopa pańszczyźnianego, ale tak naprawdę, można ich obarczyć jeszcze większym grzechem. Pozwolili na to, aby wymarł Tur. Ten polski król puszczy. I czy dziś, jak wejdzie się do Puszczy Białowieskiej, to takiego króla się zobaczy?
Może tylko PIS owskiego kornika.
Znowu wstał, tym razem uważał. Wstał jak trzeba - lewą nogą. Podszedł do kredensu, i tym razem nalał sobie szklaneczkę whisky. Whisky jest dobra, pije ją od pewnego czasu, aby udowodnić sobie ze jest człowiekiem elastycznym, gotowym na wszelkie zmiany i wiatry historii. Czy po szklaneczce whisky zagryzał? Nie. Robił, tak jak to pokazano w radzieckim filmie „ Los człowieka” Po pierwszej szklaneczce whisky nigdy nie zagryzał.
Znowu wrócił do łóżka, wciąż rozmyślając Tak, Niemcy w trakcie wojny próbowali genetycznie odtworzyć Tura, ale wyszła im krowo – byk z rogami. Nawet do Białowieży je przewieźli, i tu na wolność wypuścili. Może jeszcze gdzieś tu są. Cały zamienił się w słuch, aby usłyszeć niemieckiego tura, ale za oknem dochodziły krzyki zbrojarzy – betoniarzy obsługujących Pegazusa.
- Tur. Pegazus. Tur. Tur. Pegazus.... – Powoli zasypiał. Bieluga zmieszana z whisky robiła swoje. A kiedy już zasnął, przyśniła mu się Polska. Od morza do morza... to znaczy gór. Cudowna Polska. Dziewicza Polska. Polska, jako jeden olbrzymi park Jurajski. Żadnych mostów, żadnych dróg i przekopów, a tym bardziej międzynarodowych lotnisk. Polska, jako wielka pierwotna puszcza pełna koto – rysiów z domieszką krwi z Azji Mniejszej. Ale także pełna turów. Wielkich. Rogatych. Wykarmione na rzepie, marchwi i białoruskiej botwinie. Tury tak duże jak słonie i tak wysokie jak żyrafy. Prawdziwie wielkoruskie tury, dar natury i planu 5 letniego, i tego fivti coś tam z Brukseli.
Tak, to byłby tury na miarę naszych czasów. Zielony ład bez takiego tura skazany będzie na zagładę. No i przy okazji rozwiązano by problem Turowa. Śnił dalej... Po co nam te kopalnie i elektrownie. Wystarczy jak kopalnia Turów pełna będzie turów. – Szeptał przez sen obywatel Cimoszko.
Tak, to stolichnaya i whisky pita przemiennie robiła swoje.
Inne tematy w dziale Rozmaitości