Kilka dni temu pożegnaliśmy naszą wspaniałą aktorkę, Barbarę Kraftównę. Aktorkę „piankową ” o wielkim talencie komicznym, ale także dramatycznym. Na scenach teatralnych zasłynęła z ról witkiewiczowskich, zaś do historii polskiego kina przejdzie jej wspaniała rola Felicji w „ Jak być kochaną” wg. opowiadania K. Brandysa, i w reżyserii W. Hasa.
Najkrócej, o czym jest ten film?
Felicja gwiazda słuchowiska radiowego, leci samolotem do Paryża. Jednocześnie wspomina wydarzenie z czasów 2WS. Wtedy to, dała schronienie we własnym mieszkaniu, Wiktorowi ( Z. Cybulski), oskarżonemu o zabójstwo volksdeutscha. Dała więc Wiktorowi bezpieczeństwo, i to praktycznie przez całą wojnę. Dała mu także miłość. Niestety, ta miłość była jednostronna.
Może dlatego, że ta jej wielka miłość była pułapką, matnią dla Wiktora? Może tak...
Już po wojnie, Wiktor, próbuje żyć na swoich warunkach, wyswobodzony od kobiety, i jej miłości. Lecz cóż z tego? Jest człowiekiem bez biografii, bez zmierzenia się z okupacją. Wiktor infantylnie próbuje stworzyć sobie jakąkolwiek biografie- opowiada - jak to dzielnie walczył z Niemcami, ale to tylko opowieści z rodzaju mchu, paproci i wódki, dla ludzi poznanych w knajpie. W końcu Felicja jeszcze raz, od nowa, próbuje kontynuować tą miłość. Lecz finał jest tragiczny. Wiktor popełnia samobójstwo wyskakując prze okno
Ale był też inny wątek. Równoległy. Inny plan czasowy. Ileś tam lat po wojnie. Kiedy to Felicja leci samolotem do Paryża, wraca do wspomnień z czasów wojny, ale także próbuje zrozumieć siebie. Tamtą miłość, i ten spokój, jaki teraz osiągnęła. Ten spokój nie jest jednak pozbawiony sarkazmu i ironii. O pasażerze w samolocie siedzącym tuż obok ( W. Gliński) opowiada tak - „Ten mój sąsiad z zapalniczką ma bardzo higieniczny wygląd - pachnie czymś mało używanym. Elektryczny masaż, sok pomarańczowy, owsianka (...) Nie ma obrączki, ale mój nos czuje przy nim kobietę. Rano: dzień dobry kochanie, wieczorem dobranoc, kochanie. Można zwariować...”
Tak Felicja żyje, ma się nawet dobrze, jest znaną radiową aktorką, ale czy ów sarkazm i dystans, nie jest rodzajem wciąż niezagojonej rany?
Oto splątane losy ludzkie. Prawdziwy polski dramat. Bez naśladowania zachodnich wzorców. Autentyczny.
XXX
Uważa się, że tzw. „ Dobra zmiana” kojarzy się z PISem. Jednakże to tylko złudzenia, w dużych miastach, czyli tam gdzie samorząd zdominowany jest przez KO, zmiany w kulturze, zmiany w sztuce, dzieją się pod wyraźnym wpływem wręcz lewackich wartości. Właśnie tak jest w Warszawie rządzonej przez ekipę Trzaskowskiego. Od połowy tego roku dyrektorem Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy zostanie Monika Strzępka, która oczywiście wygrała konkurs i oczywiście złożyła odpowiednią koncepcje programową. I oczywiście, ta koncepcja, i ta nowa Pani dyrektor została zaakceptowana przez odpowiednią komisje.
Oczywiście, cały ten program to lewacka nowo mowa. Bełkot, liliputów w krainie wielkiej sztuki. Czego tam nie ma? Oczywiście, a jakże, obowiązkowo jest „ feministyczna instytucja kultury” Cały czas myślałem, że Teatr Dramatyczny, to teatr dramatyczny, i jego wyzwaniem i misją jest właśnie dramat. Klasyka tragedii i komedii. Wielkie światowe nazwiska. Ale jak się dziś okazuje, dziś sztuka musi być przede wszystkim feministyczna, postępowa i poszukująca w człowieku głownie jego seksualności.
Oto jedna z propozycji nowej Pani dyrektor.
„ Łukasz Twardowski. ( Reżyser) We współpracy z osobami związanymi z sexworkingiem przygotuje spektakl o pracownicach seksualnych. Na świecie coraz mocniej wybrzmiewają głosy domagające się uznania pracy seksualnej” Po prostu” za pracę. Sexworking wspiera także osoby z niepełnosprawnościami i różne procesy terapeutyczne (...) Spektakl będzie rozmontowywał uprzedzenia społeczne, z jakim w codziennym życiu muszą się zmierzyć sexworkerzy i sexworkerki”
Mój Boże... cóż za dziwny język owego programu. Twardy, konstrukcyjny, ahumanistyczny. Ma się wrażenie, że to jakiś wypis kierownika budowy z placu budowy. Ma się wrażenie, że to opis stalowych konstrukcji podpartych na seksualizmach, płciowych tożsamościach i innych Genderach. Przyznam, że mnie ten ich nowy lewacki język, i ten ich nowy człowiek, przeraża. I jeszcze to „ rozmontowanie” A co będzie z człowiekiem, który nie zechce być „ rozmontowany ”? Już teraz mam sny, że podjedzą do mnie w różowym cadillacu „ osoba związana z sexworkingiem”, czyli, po prostu, alfons w kiczowatym białym garniturze, i spuszcza mi łomot. Ponieważ wciąż nie pozbyłem się uprzedzeń społecznych
XXX
Tak ciekawostka. W trakcie całego filmu „ Jak być kochaną” nie było ani jednego pocałunku. Ani razu Felicja nie pocałowała Wiktora, i ani razu Wiktor nie pocałował Felicji. Tylko raz, na początku filmu Felicja położyła swoją dłoń na dłoni Wiktora. Tylko raz. To było tyle jedno ich cielesne zbliżenie. O ile można tak to nazwać. Cała reszta, była „ poza kadrem” pozostawiona wyobraźni widza.
A jeżeli w tym filmie był jakikolwiek seksualizm, to tylko brutalny, germańsko zwierzęcy. Oto żołdacy niemieccy gwałcą Felicje, a w tym czasie Wiktor leży schowany pod materacami w pokoju tuż obok.
I cóż mógłby wtedy zrobić? Rzucić się na Niemców z poduszkami? A gdyby to jednak zrobił, byłby to heroizm, czy głupota?
Napisałem, że to film bez pocałunków, i że to „ ciekawostka”, lecz to nie ciekawostka, to świadomy wybór artystyczny Hasa/ Brandysa. Wynikający z tego, że największe duchy artystyczne mają ambicje, a raczej tajemnicze przesłanie, aby ukazać miłość w sposób jak najmniej cielesny. Taki William Szekspir zaproponował swojemu Romeo i Julii, góra, dwa, trzy pocałunki. Dwa na balu maskowym, i jeden w scenie finałowej. Chyba nie więcej... Ponieważ miał być to dramat namiętnych dusz a nie dramat ciał. Z dramatem ciała należy pójść do przychodni psycho – seksualnej, a nie na deski teatru.
Całując umieram. – To ostanie słowa Romeo. Patos i tragizm i pocałunek. Szekspirowskie, trzy w jednym. Lecz ten ich tragizm nie jest już tragizmem antycznym. Nie wynika z losu, z fatum. To tragizm na wskroś ludzki. To tragizm nadmiaru emocji, burzy emocji, złych wyborów, tragizm przypadku. Z którym, na co dzień obcujemy.
Przy pewnej śmiałości interpretacyjnej, można powiedzieć, że Romeo I Julia, to dramat rodzinny, dramat małżeński, oboje przecież byli młodymi małżonkami a nie parą singli. Chociaż może we współczesnym teatrze Dramatycznym w Warszawie, ukazana będzie owa tragedia, jako tragedia singli. I wtedy będzie potrzebny Szekspir na miarę naszych czasów. Na miarę nowej lewackiej zmiany w Warszawie. I wtedy owa tragedia będzie się zaczynało tak:
- Dwa domy publiczne jednakowo sławne
Tam, gdzie rzecz się ta rozgrywa w Weronie
Pod najstraszliwszą z gwiazd, sexworkerów dwoje Romeo i Julia poczyniali swawole
XXX
Jednakże wróćmy do roku 1962 roku, i do filmu „ Jak być kochaną” To oczywiście ani tragedia grecka ani szekspirowska. To polski dramat. Wiktor ( Cybulski) ginie śmiercią samobójczą To okno przez które wyskoczy, wciąż jest w nim, wciąż jest w filmie. Tak, jakby c z e k a ł o na niego. Wiktor, w jednej z ostatnich scen gra, a raczej parafrazuje Maćka z „ Popiołu i diamentu” Tam, w „ Popiele” Maciek ginie ponieważ jego heroizm, jego los, nie przystawał do epoki. I do nowych komunistycznych czasów. W „ Jak być kochaną ” umiera, ponieważ czuł w sobie pustkę. A także nie odpowiedział na pytanie Felicji – Jak mam być pokochaną?
Oto splątane losy ludzkie. Losy polskie. On i Ona. Prawdziwy dramat. Zrealizowany, o dziwo, w szarych gomułkowskich latach, ponieważ wtedy byli wielcy artyści. Był Brandys. Był Has. Był Cybulski i oczywiście była Barbara Kraftówna
Polak. Heroizm. Śmierć. Miłość. Strzały. Góra śmieci. Okno. Samobójca. Może zbyt wiele tego. Zbyt wiele takich rekwizytów. Zbyt wiele krwi i łez. Może rzeczywiście potrzeba nam czegoś lżejszego. Nawet błahego.
Także śmiechu.
Niestety, ale historia toczy się dalej. I zawsze jest tak, ze historia dostarcza dramatów.
A teatr cierpliwie już na nie czeka.
Uzupełnienie
Kolejna „ ciekawostka”
W znanej ekranizacji „ Romeo i Julia” z 1996 roku ( Leonardo Di Caprio i Julia Danes) akcje przeniesiona we współczesne czasy, W realia subkultury i zwalczających się gangów. W filmie ukazana jest scena nocy poślubnej. Z odrobiną delikatnego seksualizmu. Przyznaje, bardzo gustownie pokazanej. Jednakże u Szekspira nie ma takiej poślubnej nocy. Taka scena – byłaby poza jego wyobraźnią i smakiem No i wtedy nie było kina... elżbietańskiego.
Czy wtedy, po tej premierze z 1996 roku, Szekspir „ przewracał się w grobie?
Z tego, co wiem, to nie
Inne tematy w dziale Kultura