Siostra zakonna, Maria Graczyk ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. W Zakonie przyjęła imię Leonia. W latach 1953-1955 przebywała wspólnie z Prymasem Wyszyńskim w ośrodkach internowania w Stoczku Warmińskim i w Prudniku. W rzeczywistości to współpracownik UB i SB o pseudonimach „Ptaszyńska” i " Ostrowska" W roku 1957/ 58 wystąpiła z zakonu. I rozpoczęła pracę, jako wykwalifikowany robotnik w zakładach „ Tewa” w Warszawie. Wcześniej nosiła habit, a w zakładzie pewnie biały fartuch. Ponieważ praca przy półprzewodnikach, tranzystorach i diodach wymaga naprawdę czystych rąk.
Gdzieś tak na początku lat 90- tych zapukałem do jej mieszkania uzbrojony w pączki elegancko zapakowane w pudełeczku z napisem „ Blikle” Czy to był trafiony prezencik? Sam nie wiem. Tym bardziej, że była już zakonnica mieszkała stosunkowo blisko zakładów 22 lipca, dawniej E. Wedel. I nawet tam, dolatywał gorzki zapach czekolady. Zapukałem raz i drugi. Cisza. W końcu otworzyła drzwi. Była to niska, raczej niegrzesząca urodą kobieta. Po chwili rozmowy na korytarzu, zaprosiła mnie do środka. Co już było sukcesem. Przecież mogła mnie nie zapraszać, zawołać milicje czy już wtedy policje, wszystko mogła... a jednak chciała ze mną rozmawiać. Pamiętam, że w niewielkim mieszkaniu miała typową meblościankę. Taką zwykłą, z bukową okleiną, taką, jaką miało wtedy miliony Polaków. Tylko, że na tych meblościankach zwykle stały jakieś pamiątki rodzinne, zdjęcia, lub jakieś kubki z napisem: Pamiątka z Krynicy Gorskiej. Jej meblościanka w zasadzie była pusta.
Zaraz przyniosła herbatę a ja rozpakowałem pudełko z pączkami. – Doniosę jeszcze talerzyki – powiedziała - a ja odpowiedziałem – dobrze - Chciałem jeszcze się przyjrzeć tej meblościance. Taka pusta meblościanka to smutna sprawa. Pusta meblościanka, to jak samotne puste życie. Może, dlatego chciała ze mną rozmawiać, a nie poszczuła mnie psem, zresztą psa też nie miała, ani kota. Przez chwilę piliśmy herbatę w milczeniu patrząc na siebie uważnie. Ona, była agentka, a raczej konfidentka, i ja. Kandydat na filmowego spowiednika.
- Tak jak już wspomniałem, chciałbym zrobić o pani film dokumentalny. Ciekawi mnie pani życie. Pani posługa Prymasowi. W trakcie odosobnienia. Wtedy w Prudniku. W Skoczku. Interesują mnie pani wspomnienia. Emocje. Nie wspomniałem nic o jej pracy agenturalnej. Miałem nadziej, że sama mi coś opowie. Odsłoni się. Najlepiej o tym, jak przekonano ją do współpracy. Jakich użyto argumentów? Czy to był strach? Szantaż? Może obietnica? Co ją ostatecznie przekonało? Przecież jakby nie było, musiała zdradzić Prymasa, ale także – w pewnym sensie - Boga.
Ale stara kobieta kluczyła. Nic nie chciała mi nic powiedzieć. Ewentualnie chciała jeszcze raz poczęstować mnie herbatą. - Może jeszcze herbaty? Gorącej. Nastawiłam cały czajniczek... – Kusiła.
- Dziękuje. Przecież wiem. że na początku lat 50- tych, jeszcze w zakonie malowała pani i rozlepiała plakaty z Stalinem, takie śmieszne ze świńską gębą. I za te plakaciki dostała pani 7 lat więzienia. I to w Grudziądzu. Bardzo ciężkim więźniu. W zimę, w celach, zamiast kaloryfera, to jedna rurka przy ścianie z ciepłą wodą. Spałyście na zimniej posadzce. Na dodatkowy koc, nawet taki z dziurami, trzeba było sobie zasłużyć. A na ciepły sweter uzyskać specjalną zgodę. Tego ludzie teraz nie rozumieją, że na noszenie sweterka trzeba było mieć specjalną zgodę. Kobiety tam wariowały, albo zostawały agentami celnymi...
- Nie byłam agentem celnym. Coś pan sobie ubzdurał.... Może jeszcze cieplej herbatki? Cały czajniczek mam.
Byłem u niej jeszcze raz. Ale już bez pączków. Przecież z daleka dolatywał gorzki zapach czekolady z zakładów 22 lipca, dawniej, E. Wedel. I znowu z nią rozmawiałem, próbowałem nakłonić, aby powiedziała coś więcej o sobie. Nawet sobie wyobraziłem, że będę takim jej aniołem. I, że ta stara kobieta wszystko mi wyzna. Najlepiej ze łzami w oczach. Łzy, to zawsze łzy. Opowie jak skłonili ją do współpracy. Obiecali, że darują część wyroku, tylko musi donosić na Prymasa... Tylko tyle. Nic więcej. Bo jak nie, to zabiorą jej ten jedyny dziurawy koc. Wydadzą zakaz chodzenia w sweterku. Jeżeli chce przeżyć to musi donosić na innych. Najlepiej, aby zaczęła od drobnych spraw, a potem to już pójdzie... Poza tym, doskonale wiedzą, że przez wojnę i przez złe odzywanie ma zęby w fatalnym stanie. I wszystko ją boli. Nawet w nocy. A oni naprawdę mają dobrych stomatologów. I nieprawdą jest to, że ubecja wybija zęby, ubecja jest także taka, że naprawia zęby. Wstawia także protezy. I bardzo zależy im na tym, żeby w końcu, po tym wszystkim, co ją w życiu spotkało, miała znowu ten swój szeroki i szczery uśmiech.
XXX
W roku 2005 ukazało się bardzo dobre opracowanie naukowe Piotra Bączka. Byłego szefa kontrwywiadu wojskowego. Pt. „ O Rozpracowaniu przez aparat bezpieczeństwa PRLu ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego na przykładzie tajnego współpracownika o pseudonimie - Ptaszynska”
Ciekawe. Oparte na kwerendzie materiałów archiwalnych. Otóż rzeczywiście, siostrę zakonną Leonie namówiono do współpracy, w więźniu w Grudziądzu, jako agenta celnego. Prawdopodobnie przy pomocy szantażu i obietnicy skrócenia wyroku. I co ciekawe, nie było tak, że do Stoczka i Prudnika, gdzie więziono Prymasa, skierowano przypadkowego agenta. Niesprawdzonego. Wcześniej, siostra zakonna o pseudonimie „ Ptaszyńska” złożyła bardzo obszerne donosy na poszukiwanego wtedy Ks. Prószyńskiego, zyskała tym samym zaufanie PRL- owskich służb. Przeszła także stosowne szkolenie z form konspiracji, może także nauczono ją – w razie, czego – Udawać greka i gadać o wszystkim i o niczym. Chociażby o czajniczku z herbatą. I dopiero tak przeszkolona i jako osoba godna zaufania, została „ podsunięta „ Prymasowi Wyszyńskiemu. Składała wtedy codziennie meldunki. A także pisała te swoje „ dzienniki” Te „dzienniki” Piała już innym stylem, bardziej osobistym, wyrażającym jej krytyczny stosunek do kościoła polskiego i do Prymasa. Jaki był cel tych dzienników? Prawdopodobnie władzę PRLu, chciały postawić ks. Prymasa przed sądem. Tak jak postawili, biskupa Kaczmarka, i owe dzienniki miały być jednym z dowodów. Tzw., głosem „ szeregowej” i oburzonej zakonnicy. Demaskującej obłudę polskiego kościoła. To miała być taka siostra zakonna „ Patriotka”, która, dzięki władzy ludowej przejrzała w końcu na oczy...
Potem, w roku 1956 roku siostra Graczyk, pseudonim „ Ptaszyńska” wróciła do swojego zakonu i dalej pisała meldunki/ donosy na siostry zakonne. W roku 57 czy 58, wystąpiła z zakonu, kiedy jej tajna współpraca z UB, stała już publicznie znana.
Pewnie, jako rodzaj wynagrodzenia dostała owe mieszkanie na warszawskiej Pradze i może ową meblościankę. Chociaż nie. UB nie dawał meblościanek, pewnie zarobiła na ten mebel w fabryce. Nie wyszła za mąż, nie miała dzieci. I chociaż pracowała jako robotnik wykwalifikowany w zakładach „ Teowa”, to można powiedzieć, że dalej prowadziła zakonne życie. A w każdym razie, życie w odosobnieniu. Pochodziła z małego miasteczka. Jej ojciec, ( mówiła mi o nim, jako o tatusiu) wyjechał przed wojną do pracy we Francji. Pracował tam, jako górnik. Być może właśnie tak skusili ją do współpracy. Mówili do niej – Popatrz obywatelko, jaka bida z nędza była w sanacyjnej Polsce. Nawet twój tatuś musiał zap... lać, jako górnik we Francji. A ty, co? Modlisz się. Klęczysz? Wzdychasz do nieba.. Robisz nie wiadomo co, a tu trzeba pomóc ludowej ojczyźnie. Zobacz tylko ile teraz się buduje? Nowe domy. Nowe drogi. Nowe mosty... Obywatelko popatrz na życie rozsądnie. Przecież nie Boga ci potrzeba, ale właśnie rozsądku... No i te twoje zęby. Nawet nie możesz uśmiechnąć się. A teraz ludzie się uśmiechają. Bo taki mamy system, że coraz więcej jest uśmiechniętych i szczęśliwych ludzi. A ty, co? Bez zębów.
Może właśnie tak ją kusili. Kusili i kusili, aż skusili. Diabły z UB.
Kardynał Wyszyński, to z pewnością to wielki człowiek. Potęga woli i moralności. Tytan pracy. Tam w Prudniku i Skoczku narzucił swojemu otoczeniu zdecydowany reżim pracy i modlitwy.
Dla uzmysłowienia taki był ów plan*
5.00 Wstanie.
5.45 Modlitwy poranne i rozmyślanie.
6.15 Msza święta księdza Stanisława.
7.00 Moja Msza święta.
8.15 Śniadanie i spacer.
9.00 Horce minores i cząstka różańca.
9.30 Prace osobiste.
13.00 Obiad i spacer (druga cząstka różańca).
15.00 Nieszpory i kompletorium.
15.30 Prace osobiste.
18.00 Matutinwn cum Laudibus.
19.00 Wieczerza.
20.00 Nabożeństwo różańcowe i modlitwy wieczorne.
20.45 Lektura prywatna.
22.00 Spoczynek.
Reżim samokształcenia się i modlitwy. Postanowienie wytrwania wobec barbarzyństwa komunizmu. Tak, to prawda, ale obok tych wielkich spraw istniały także małe sprawy. I żyli mali ludzie ze swoim strachem, zwątpieniem, nawet ze swoją zdradą. I ze swoimi wspomnieniami o dziurawym kocu i o swetrze, na noszenie, którego trzeba było uzyskać specjalną zgodę. Świętość, wielkość, zawsze dobrze jest widoczna na tle. I zawsze jest tak, że obok świętości, i heroizmu cnót, występuje małość. A nawet podłość. I zdrada. I zawsze jest tak, że niebo styka się z ziemią.
Nie wiem, co teraz dzieje się z siostrą Leonia? Pseudonim Ptaszyńska. Jeżeli żyje, to ma prawie sto lat. Wiec chyba oddała już ciało i duszę Bogu. No i tą sztuczną protezę, co jej ubecja podarowała.
W tekście wykorzystano
*Zapiski więzienne – Prymas Stefan Wyszyński.
Piotr Bączek
https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Studia_Redemptorystowskie/Studia_Redemptorystowskie-r2015-t-n13/Studia_Redemptorystowskie-r2015-t-n13-s317-335/Studia_Redemptorystowskie-r2015-t-n13-s317-335.pdf
Inne tematy w dziale Kultura