W zasadzie nie lubię poezji. Smakuje mi jak herbata posłodzona trzema łyżeczkami cukru. Oczywiście wypije, ale gdzieś tam ginie mi ta cierpkość na języku, którą czuje, gdy pije dobrą herbatę lub smakuje dobrą prozę.
Blogerka Malgor, z pewnością wyśmienity smakosz języka i poezji, ostatnio uraczyła nas prozą poetycką, nawet sympatyczną, odsyłającą na leśne dukty swojej wyobraźni. Lecz ja realista, programowy entuzjasta piwa i golonki, staram się twardo stąpać po ziemi. Żadne tam dukta leśne frukta i inne Dziewczynki pisane z dużej literaki.
A propos dziewczynek i realizmu. Ostatnio zaszedłem do gabinetu, lecz nie krzywych luster, tylko dentystycznego. I tam stomatolożka po wykonaniu zastrzyku znieczulającego nachyliła się nad moimi ustami i wymruczała - Szerzej. Szerzej! No pięknie Ten ząb tak lata, że usunę go panu palcami. - Zanim ja zdołałem cokolwiek powiedzieć już mi „ usunęła”. I to palcami. Jedyne moje pocieszenie, że była to naprawdę młoda i ładna stomatolożka. Znacznie ładniejsza, niż te, które występują w reklamach.
Tak, koniecznie chce realizmu, już czuje entropie tego świata w swoich kościach i zębach. Dlatego, coś tam klecę. Takie sobie wierszo – kletki. A więc proszę ... zapraszam. Będzie to historii o chłopcu. O chłopcu i dziewczynce. I o bardzo bardzo starym chłopcu.
XXX
Kartka papieru
Czekał na lato w mieście
Wtedy siadał w oknie i patrzył
Wystarcza mu kartka białego papieru
Zwinięta w lornetkę i oko
Na czarne dachy
Gałęzie anten
Kominy
Ptaki
Oto nadchodzą smolarze z wiadrami mleka
A wrony znudzone upalnym słońcem
Ruchem skrzydeł krakaniem
Znowu skaczą po dachu
Dla makijażu
Gdzieś daleko katedra fabryczna
Dzwoni na wiernych bez grosza
Przy duszy
Kobieta, co trzepie dywan na dole
Pot z czoła ociera aż w końcu zasypia
I z uniesioną ręką śni o wielkiej miłości
Wtem rzeźnik okno otwiera nożami błyska
Podobno zna bajkę o świńskim podgardle
Umie też śpiewać stepować i tańczyć
Biegle żongluje pięcioma skwarkami
Pora obiadu ktoś zabił rybę
Zapach oceanu i bezludnej wyspy
Spod trzynastki na drugim piętrze
Pirat wychodzi nieco pijany
Ahoj – woła do żony i tak sobie stoi
Na wieczór czeka i księżyc mokry
Od rumu
Lecz lato w mieście przemija
Jesień nadchodzi i zima
A chłopiec wciąż siedzi w oknie i patrzy
Wystarcza mu kartka białego papieru
XXX
Randka w ciemno
Razu pewnego późnym wieczorem
Gdy księżyc zmęczony głowę układa
Pajączek mały i muszka skrzydlata
Wpadli na siebie cokolwiek zdziwieni
Muszko kochana bzyknij mi słówko
Pajączku drogi pocałuj mnie czule
Pieszczą się i wiją upojeni chwilą
A kropla rosy po pajęczynie spływa
Kolacja to, czy raczej pożądanie
XXX
The End
Umarł w ostatnim dniu życia
Kaszel czy katar może tylko upadł
Została mu sekunda
Na dobre wspomnienia
Taki przyśpieszony film
Miliony klatek przez całe życie
Komedia bez tortów i skórek banana
Chaplin bez laseczki
Za stary na brzdąca
Umierał bez happy endu
Z biletem do kina w kieszeni
Inne tematy w dziale Kultura