prawo cytatu
prawo cytatu
kierownik karuzeli kierownik karuzeli
278
BLOG

PISowska miłość do skrzynki pocztowej

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 W jednym z ostatnich numerach GW ukazał się wywiad z Olgą Tokarczuk. Ponieważ GW nie czytam i nie kupuje, zajrzałem do wydania internetowego. Niestety, chcieli ode mnie jakąś kasę za przeczytanie owego wywiadu, sięgnąłem więc do bezpłatnego omówienia wywiadu. W Onecie. I W polityce.  

Jedno zdanie z tego wywiadu mnie poruszyło.

Owe zdanie brzmiało:

„ I pójdziemy jak barany do wyborów?... Albo wyślemy na front swoich listonoszy”

Ciekawe, ale nie zastanowiło mnie to katastroficzne słowo „ Front” ani obraźliwe „ Barany” za to słowo „ Swoich” mnie poruszyło. A w zasadzie dwa słowa. „ Swoich listonoszy”. Zastanawia mnie, co nasza noblistka, mistrzyni słowa, mistrzyni budowania znaków i mitów, miała na myśli używając owych dwóch słów...

Lub jeszcze inaczej, jeżeli ona ma „ swoich listonoszy” to ja także mam swoich listonoszy. Oto krótka historia jednego z nich:

Pana M. poznałem w zakładzie dla niewidomych w Laskach pod Warszawą prowadzonym przez siostry zakonne. W zasadzie to młody przystojny chłopak w ciemnych okularach. Porusza się nawet sprawnie pomagając sobie laseczką. Mieszkam blisko Lasek, czasami tam wpadam, z powodów, o których nie chciałbym teraz mówić. W każdym razie, pan M, zapytał mnie, czy mogę mu pomoc w pewnej sprawie, to znaczy, musi on roznieść po okolicznych domach ulotki i jakieś listy czy petycje. I razem, tworząc zgraną grupę, widzącego z niewidzącym w trymiga uwiniemy się z tym zadaniem.

A zarazem, rozniesienie tych listów miały być formą terapii, przygody, poznania świata. Wyruszyliśmy kilka dni temu, korzystając z ładnej pogody, i z tego, że słońce tak przyjemnie rozświetlało pobliskie uliczki, domy, a także drzewa w koronach, w których gromadziło się już liczne rozśpiewane ptactwo. Mimo tak sprzyjających okoliczności przyrody, chciałem jak najszybciej uwinąć się z zadaniem. Przebywanie z osobą niewidomą – przynajmniej dla mnie – to pewnego rodzaju wyzwania, trzeba uważać nie tylko na każdy krok, co raczej na każde słowo, które może okazać się niezręczne. A nawet bolesne.

No dobrze, a więc pora zabrać się do pracy... Podchodziliśmy do każdego domu, do bramy czy furtki, gdzie była skrzynka i tam pan M, już sam wrzucał listy. Tylko, jak się okazało nie była to taka prosta sprawa, ponieważ on nigdy w życiu nie wrzucał listów do skrzynek, ani nawet nie wiedział jak owe skrzynki wyglądają. Co prawda wiedział, że takie skrzynki istnieją, może nawet korzystał ze skrzynek w urzędach pocztowych. Lecz skrzynki domowe to już całkowicie inna bajka. Musiał wiec je rozpoznać. Dosłownie. Palcami. Po – o – dotykać. Na początku bardzo się zdziwił, że skrzynki mogą mieć taką specjalną klapkę, którą należy podnieść a potem dopiero wrzucić list. Często ten list grzązł mu w wąskim otworze, więc musiał list lekko pchnąć. Czasami te skrzynki były po prostu skrzynkami, w miarę oczywistymi, przymocowanymi do muru czy bramy, i te skrzynki pan M. opanował dość szybko. Można powiedzieć, że nawet zaprzyjaźnił się z nimi. Ale były także inne, wmurowane, ukryte, które musiał palcami poszukać, i dopiero podnieść klapkę. To były skrzynki najtrudniejsze, prawie nie do zdobycia, ale jak zauważyłem, te skrzynki dały panu M. najwięcej satysfakcji.

Oczywiście chciałem mu pomóc. Czasami nawet jego rękę naprowadzić, podnieść mu klapkę, znaleźć otwór, lecz on nie chciał żadnej pomocy. Jedno co chciał, to być sam na sam z tą skrzynką.

Skrzynki były różne. Co dom to inne? Miały swoja fakturę i wielkość. Jedne były płaskie inne wykonane z pięknej tłoczonej mosiężnej blachy. Strojne. Nawet kute. Z pięknym napisem: SKRZYNKA POCZTOWA. Jakby była jakakolwiek wątpliwość, że do tej skrzynki można włożyć cokolwiek innego niż pocztę. Były to raczej skrzynki dla bogaczy, ale były też skrzynki dla średniej klasy, masowe, kupione w Castoramie. Były także skrzynki biedaków, a może skrzynki pocztowe ludzi, którzy już dawno przestali czekać na listy. Może nawet zapomnieli jak wygląda listonosz. I te skrzynki były zardzewiałe, lub też pokryte złuszczoną starą farbą. Lecz bez względu jakie to były skrzynki i do kogo należały, pan M. dotykał je z wielkim przejęciem. Jeszcze chwila i może nawet by je ucałował.

- Widzę, że bardzo lubi pan roznosić listy? – W końcu zapytałem.

- Bardzo. Bardzo... Gdybym nagle odzyskał wzrok, to natychmiast zostałbym listonoszem.

- To trudny zawód. Listonosze noszą ciężkie torby i bardzo mało zarabiają.

Lecz on tylko wzruszył ramionami. I chyba chciał abym zaprowadził go następnej skrzyneczki, a potem do następnej i następnej...

Gdy skończyliśmy naszą pracę. Chociaż należałoby raczej powiedzieć – miłosną przygodę – odprowadziłem go do jego pokoju w Laskach. Mieszkał w naprawdę małym pokoiku. Maciupkim. Co było bardzo dziwne, pan M jak tylko wszedł, to natychmiast zapali światło. A raczej szybkim ruchem wymacał kontakt i pod sufitem rozbłysła jedna żarówka. Goła. Bez abażura. Ale to i tak było bardzo dużo, ponieważ ta goła żarówka była tylko dla mnie.

On usiadł i ja usiadłem i naprawdę nie wiedziałem co mu jeszcze powiedzieć. On też milczał. Może wspominał ostatnie chwilę, gdy roznosił listy.

- Ma pan bardzo ładne buty. Brązowa skóra. To mokasyny, tak?

Zapytałem. Trochę głupio, bo w pytaniu kryła się jakaś sugestia, że niewidomi chodzą w brzydkich brudnych butach.

- Tak. To mokasyny. Siostra z zakładu poszła ze mną do CCC i pomogła mi je kupić. Podobają się panu? – Uniósł nogę.

- Bardzo...

- Mam jeszcze ładną koszule i kurtkę. Naprawdę szał.

- Rozumiem – pokiwałem głową, chociaż to „ kiwnięcie” było zbyteczne. – Pójdę już. Trochę się spieszę.

- Oczywiście – odpowiedział pan M. – mam jeszcze taką prośbę. Zostało mi jeszcze trochę listów do rozniesienia. Pomoże mi pan? Może jutro? Założę te buty, tą koszulę i kurtkę... Bardzo mi się podobają te skrzynki listowe. Jeszcze raz chciałby je podotykać.

- Oczywiście – odpowiedziałem – na mnie także zrobiły wielkie wrażenie –

Wyszedłem z jego pokoju. Tak, pan M. to prawdziwy listonosz. Listonosz listonoszy. Właśnie zakochał się w skrzynkach pocztowych. A może to on powinien roznosić te pakiety wyborcze? Miałby cudowną pracę. A także może wręcz miłość... Miłość do skrzynki pocztowej. Lecz to niej mój listonosz, ani pani Tokarczuk. Ani też nikogo... Jeżeli on do kogoś należy, to tylko do siebie i może do Boga. O ile Ten wszystko widzi?

PS.  Napisałem tą notkę niejako obok wielkiej bijatyki politycznej. O Pocztę Polską, o skrzynki, O wybory. Bardziej to opis mający ambicje być opisem literackim, niż publicystyką ciosaną siekierą. Mam więc prośbę do Redakcji Salonu 24, aby umieścić ją w dziale Kultura. I otagować jako literatura.

To samo dotyczy mojej poprzedniej notki. Pt. PISowski kult cargo

https://www.salon24.pl/u/24-24/1037349,pisowski-kult-cargo

To był rodzaj humoreski. Satyry na Antypisowca. Doprowadzonego do takiej formy nienawiści, która kończy się jego śmiercią. Mam także nadzieje, że rozróżnienie pomiędzy publicystyką a właśnie humoreską jest dla państwa czytelne.


Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura