Radosław Sikorski. Polityk obyty, nowoczesny, wydawać by się mogło - wprowadzający nową jakość do polskiej polityki. Ucieszyłem się z jego kandydatury w prawyborach platformy obywatelskiej. Ucieszyłem się po pierwsze dlatego, że od dawna pasował mi on do roli głowy państwa. Taki lew salonowy. Z taką jakąś niepolską twarzą. Bez tej ziemniaczano-buraczanej naleciałości. Twarze większości polskich polityków nie są dla mnie zbyt przekonywujące, mało w nich klasy. A twarz pana Radosława klasę ma. Będzie nas godnie reprezentował za granicą. Wreszcie (po elektryku, alkoholiku i biegunkowcu) doczekamy się prezydenta z prawdziwego zdarzenia!
Takie myśli towarzyszyły mi aż do rozpoczęcia platformerskich prawyborów. A konkretniej do wystąpienia obecnego szefa MSZ na wiecu PO w Bydgoszczy. Wydawać by się mogło nic wielkiego, w zasadzie super - kolejny równy koleś, który dowalił Kaczyńskiemu. Ponadto zrobił to w sposób niezwykle wysublimowany, zwracając (po raz już który?) uwagę na miernej jakości wzrost prezydenta. Przyznaję. Przymykałem oko na "wyrzynanie watah", czy też słynną "aferę" o stówę pożyczoną prezydentowi podczas jednej z oficjalnych mszy świętych. Choć były to zachowania nie przystające politykowi, opierającemu swój wizerunek na wizji "oksfordzkiego dżentelmena", to jednak puszczałem je mimo uszu. W mojej głowie wciąż tkwił obraz Sikorskiego jako polityka trochę z innej bajki. Incydent Bydgoski sprawił , że zaczął on jawić mi się jako zakochany w sobie bufon. I nie przekonają mnie tłumaczenia, że głosił to, co chcieli usłyszeć zgromadzeni na wiecu partyjniacy. Jego słowa o głowie państwa nie pasowały mi do jego dotychczasowego wizerunku, a skandowanie zdania "Były prezydent Lech Kaczyński" nasuwało mi na myśl bubkowatego przedszkolaka, zadowolonego z otrzymania nowego pistoletu na wodę, i tego że może za jego pomocą komuś bezkarnie podokuczać ( powszechnie wiadomo, kto jest przedszkolanką, która mu ten pistolecik wręczyła). Radosław Sikorski za swoje "niefortunne" słowa przeprosił, ale niesmak pozostał. Pan minister zasiał we mnie pierwsze wątpliwości.
Jak się okazało był to dopiero początek jego samobójczych bramek podczas prawyborów PO. Oglądając debatę, toczącą się pomiędzy dwójką czcigodnych kandydatów, doszedłem do wniosku że słynny mąż słynnej żony bije wszelkie rekordy sztuczności. Jego przyklejony uśmiech i wyuczone kiwanie głową stawały się wręcz irytujące. Widać było że w człowieku tym nie ma choćby krzty naturalności, że chce być opanowany i stara się być naturalny ale mu to nie wychodzi. Zamiast trwać w jednej konwencji (już nawet tej agresywnej), Radosław Sikorski założył maskę człowieka statecznego co spowodowało że stał się dla mnie nieco śliski, nieprzewidywalny, podporządkowujący wszystko pragnieniom wyborców, a przez to niewiarygodny. Po debacie miałem więc obraz człowieka zapatrzonego w siebie w sposób pozbawiony klasy, a na domiar złego nie przygotowanego do prowadzenia debaty w sposób "kontrolowanie naturalny". Stawał się też dla mnie coraz bardziej "ładnym Radkiem w krótkich spodenkach", kiedy to niejednokrotnie podkreślał że "w tandemie z premierem Donaldem Tuskiem, jest w stanie wprowadzić Polskę do europejskiej ligi mistrzów". Gdyby te słowa wypowiedział Bronisław Komorowski nie były by one dla mnie problemem, gdyż krajowe wróble ćwierkają że to właśnie marszałek sejmu może liczyć na poparcie prezesa rady ministrów. "Tandem" Radosława Sikorskiego był dla mnie jednak taką marną próbą podlizania się premierowi, z góry skazaną na porażkę z racji prawdopodobnego braku poparcia ze strony szefa rządu. O ile słowa wypowiedziane w trakcie debaty można jeszcze jakoś obronić, o tyle krótka pogawędka z Tuskiem podczas ostatniego zebrania Rady Ministrów wydaje mi się dość groteskowa. Oto poważny polityk, absolwent Oksfordu, żołnierz z Afganistanu, staje przed swoim przełożonym, i niczym mały chłopiec w krótkich spodenkach prosi o jego głos. W odpowiedzi dostaje tylko dopingujące "No, walcz". Tatuś więc zdopingował małego synka do walki, ale i tak wiadomo, że kibicuje jego starszemu bratu.
Oczywiście, sytuacja Sikorskiego we wciąż trwających prawyborach jest trudniejsza niż jego kontrkandydata. Jest w partii krócej, jego znajomości nie są tak rozbudowane, musi liczyć się z mniejszym zaufaniem partyjnych kolegów. Nie mniej jednak do tej pory budował swój wizerunek na pewnego rodzaju "salonowości", obyciu w świecie. I nawet kiedy zarzucano mu megalomanię, to odbierałem ją jako część składową jego imidżu. Prawybory platformy sprawiły, że do tej pory najlepszy w moim przekonaniu kandydat na prezydenta RP stał się tylko jednym z wielu i pokazał (a może nie chciał pokazać?), że wcale nie różni się aż tak bardzo od większości polskiej klasy politycznej. Z polityka budzącego szacunek stał się dla mnie Radkiem w krótkich spodenkach.
Jan Staszczyk