Budżet na polską prezydencję ma wynieść 429,5 mln zł*. To pułap europejskich stanów średnio-niskich. Lista deklarowanych priorytetów jest długa (więcej w archiwalnej nocie: http://2009.salon24.pl/294910,polska-euromatura), wyzwania, jakie postawił przed sobą polski rząd, są bardzo ambitne, zaś stopień przygotowania do prezydencji... niepokojący, o czym świadczy choćby dopiero przed kilkoma dniami oddany do użytku budynek-siedziba prezydencji.
Na szczęście nie musimy się "martwić" o promocję Polski. MSZ podpisało niedawno umowę z brukselską agencją PR Burson-Marsteller, kontrakt opiewa na kwotę bagatela 1,12 mln euro**. Przedmiotem umowy jest wzmocnienie wizerunku Polski oraz promocja priorytetów programowych Polskiej Prezydencji. Do zadań Burson-Marsteller należy przygotowanie wizyt studyjnych w Polsce dla dziennikarzy, szkolenie urzędników i rzeczników, a także monitorowanie zagranicznej prasy. Umowa będzie obowiązywała do marca 2012 r. Zatrudnienie belgijskiej firmy m.in. do wynajmowania hoteli w Polsce wzbudziło jednak wiele kontrowersji (http://wyborcza.pl/1,75477,9445072,Kontrakt_na_prezydencje_za_milion_euro.html).
Rzecznik Polskiej Prezydencji Konrad Niklewicz zapewnił, że zdaniem rządu właśnie ta agencja przeprowadzi wszystkie działania w sposób najbardziej profesjonalny i najkorzystniejszy dla naszego kraju. Co więcej podkreślił on fakt, że pieniądze dla Burson-Marsteller nie pochodzą z budżetu, tylko z "resztek" unijnych funduszy sprzed 2004 r., które rząd musiał na coś wydać, bo inaczej po prostu by przepadły. To bardzo ciekawe, pracując od 7 lat w Komisji Budżetowej PE nigdy nie słyszałam o podobnym zagospodarowywaniu "resztek". Sprawdzę przy okazji, skąd się wzięły...
Tymczasem na szczeblu rządowym pojawiają się coraz „ciekawsze” pomysły na promowanie Polskiej Prezydencji. Do osławionego już puszczanego bączka oraz zestawu mleko i miód dołączyły teraz pomysły ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Jego zdaniem 3 tys. pamięci USB w kształcie pocisku idealnie (i "pacyfistycznie") wypromuje nasz kraj. Do tego 15 tys. długopisów, 10 tys. sztuk teczek, 15 tys. papierowych toreb, 5 tys. breloków, 1 tys. filiżanek, 2 tys. bombek (choinkowych) i 300 sztuk krawatów, z nadrukami Wojska Polskiego oraz MON-u - a każdy obdarowany podda się szarmowi polskiej armii (http://tvp.info/informacje/polska/pociski-gadzet-na-polska-prezydencje-w-ue/4408886). Promocja oczywiście jest istotna, ale trzeba wiedzieć czemu ma służyć i kogo ma zachęcić. Już widzę euroelegantów paradujących w krawatach z logo MON...
Obserwowałam z bliska kilkanaście prezydencji, te udane nie opierały się na gadżetach. Co więcej, ostatnio modne zrobiło się właśnie "oszczędzanie" na długopisach czy teczkach itp, bo wszyscy mają tego pełne szuflady. Hiszpanie chwalili się wręcz brakiem gadżetów, zaproponowali za to instrument stabilizujący strefę euro, łącznie z sankcjami dla krajów, które nie przestrzegają paktu stabilności i rozwoju. Belgowie, także bez "pamiątek", a przeprowadzili całkiem sprawnie Unię przez "rafy budżetowe" (nie mając nawet w tym czasie swojego rządu...). Francuzi, którzy jak dotąd mieli największy budżet na prezydencję - mieli gadżety, ale z najwyższej półki. Designerskie: torby, eleganckie pióra, jedwabne krawaty... (zabrakło jednak zestawu dla pań, co nie omieszkały im wytknąć media). Węgrzy - obecnie dzierżący stery Unii - nie mają "pamiątek" ani też ambitnych planów. Zafundowali nam jak dotąd dwie porządne euroawantury: związane z własną kontrowersyjną ustawą medialną i podobnymi zmianami węgierskiej konstytucji.
Może na takim tle nasze pociski zrobią odpowiednie wrażenie.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg
* http://www.prezydencjaue.gov.pl/obszary-przygotowa/budet
** http://www.proto.pl/informacje/info?itemId=94994&rob=Milion_euro_dla_Burson-Marsteller_za_promocje_polskiej_prezydencji
http://euobserver.com/9/32194
http://wyborcza.pl/1,75477,9445072,Kontrakt_na_prezydencje_za_milion_euro.html
Inne tematy w dziale Polityka
