Przyglądając się osiągnięciom Rządu RP względem nowotworzonej eurodyplomacji, na razie w oczy rzuca się ich… brak.
Mimo nominacji dla Macieja Popowskiego, który z początkiem 2011 r. zamienił fotel szefa gabinetu Przewodniczącego PE Jerzego Buzka na administracyjne biurko jednego z zastępców sekretarza generalnego Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ), Polsce trudno pochwalić się sukcesami w rywalizacji o wpływy w unijnej dyplomacji.
Do tej pory szefowa Służby, Brytyjka Catherine Ashton, obsadziła 26 z 31 kierowniczych stanowisk w brukselskiej centrali ESDZ.: 6 stanowisk przypadło Wielkiej Brytanii, po 3 - Francji, Niemcom i Hiszpanii, po 2 - Włochom, Holandii i Szwecji, zaś tylko po 1 - Finlandii, Słowacji, Irlandii, Rumunii oraz Polsce.
Rząd RP, najwyraźniej zadowoliwszy się nominacją dla p.Popowskiego, odpuścił sobie walkę o 1-2 dodatkowe posady leżące w naszym zasięgu (a Hiszpanii - porównywanej często z Polską - to się udało). Co gorsza, jako duży kraj Unii daliśmy się znowu zmarginalizować. W konsekwencji "nowe" kraje będzie reprezentowało tylko 3 urzędników, podczas gdy "starą Piętnastkę" - 23. Układ sił w ESDZ jest oczywisty, jeśli spojrzeć na pokaźne zdobycze Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec, które zgarnęły prawie 50% puli (12 z 26 kierowniczych stanowisk).
Szczególne powody do zadowolenia może mieć Wielka Brytania, nazywana już w Brukseli wielką zwyciężczynią tego rozdania. Spora liczba nominacji (6) wydaje się nie być bez związku z narodowością Lady Ashton. Londyn może otwierać szampana także z innej przyczyny; w ręce Brytyjczyków trafiły strategiczne posady, m.in.: dyrektora ds. operacyjnych (David O'Sullivan), doradcy umocowanego bezpośrednio przy Ashton (Robert Cooper) czy szefa działu zasobów ludzkich (Patrick Child). Jak zauważa francuski korespondent i bloger Jean Quatremer, w tych warunkach trudno będzie przebić się nawet sekretarzowi generalnemu Służby, Francuzowi Pierre'owi Vimont, nie mówiąc już o jego zastępcach: Heldze Schmid i Macieju Popowskim. Tajemnicą poliszynela jest, że kandydatura Vimont - uznawanego za jednego z najlepszych europejskich dyplomatów - została narzucona Ashton przez państwa członkowskie. Ergo, pozycję Vimont trzeba było zrównoważyć... licznymi zastępcami i doradcami Ashton.
Oczywiście, nie należy bagatelizować wartości polskiej nominacji. Dla Warszawy nawet pośredni dostęp do ucha Lady Ashton to rzecz nie do przecenienia i zasób być może cenniejszy niż np. zwierzchnictwa nad poślednimi departamentami (choć niektórzy dyplomaci są pewnie odmiennego zdania). Ponadto ważna jest nie tylko obsada centrali ESDZ w Brukseli, lecz także podział ról w sieci 150 ambasad UE, rozsianych po całym świecie. Tutaj Polska ma (na razie tylko) 2 ambasadorskie nominacje : w Jordanii, gdzie placówką UE będzie kierowała ambasador Joanna Wronecka, i w Korei Południowej, za którą z ramienia Unii odpowiedzialny będzie ambasador Tomasz Kozłowski.
W szerszej perspektywie ciężko jednak zatrzeć wrażenie, że Polska nie wyciąga wniosków z wewnętrznych przepychanek w UE i wciąż gra w drugiej lidze. Trzy nominacje dla polskich urzędników w eurodyplomacji, same w sobie, nie świadczą źle o ambicjach gabinetu Donalda Tuska, lecz gdy wpisze się je w instytucjonalny pejzaż Unii, bledną w porównaniu z osiągnięciami pozostałych państw, które niepowodzenie w jednym rozdaniu potrafią przekuć w sukces w następnym. Dobrym przykładem są nasi zachodni sąsiedzi, którzy na początku trochę przespali rozgrywkę w ESDZ, ale odciskają piętno gdzie indziej. Choćby w Komisji Europejskiej, gdzie szefem gabinetu Jose Manuela Barroso jest Johannes Laitenberger czy w Parlamencie Europejskim, gdzie do niedawna rządził Hans-Gert Pottering, a lada moment stery obejmie Martin Schulz, zaś funkcję sekretarza generalnego od 2009 r. sprawuje Klaus Welle.
Rozsądnym posunięciem ze strony polskiego rządu byłoby regularne przypominanie europejskim partnerom o "geograficznych" parytetach, przy jednoczesnym promowaniu konkretnych kandydatów na wysokie urzędy. Okazji po temu nie zabraknie; w okresie gospodarczych zawirowań i unijnych szczytów premier Tusk potrafi spotkać się z przewodniczącym Barroso kilka razy w tygodniu. Tymczasowe sukcesy Polski, jak 2,5-letnia kadencja przewodniczącego PE dla Jerzego Buzka, nie powinny przesłaniać nam wspomnianego, instytucjonalnego pejzażu UE, kreowanego obecnie na wiele lat.
Jak dotychczas, po 7 latach członkostwa, Polskę na wysokich urzędniczych unijnych szczeblach widać jedynie dzięki dwóm jasnym punktom:
- w Komisji Europejskiej - jednym z 36 dyrektorów jest Jan Truszczyński,
- w sekretariacie Rady Unii Europejskiej dyrektoruje Jarosław Pietras.
Stać nas na więcej…
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego,
Lidia Geringer de Oedenberg
PS Strukturę centrali ESDZ w Brukseli można przeanalizować na własną rękę:
http://eeas.europa.eu/background/docs/eeas_prov_organisation_en.pdf