Miałam dość długą przerwę w relacji z mojej choroby.
Z moich króciutkich włosów pozostał mi meszek na głowie(nieopierzony kurczak) oraz gustowna chusteczka, która braki zakrywa. Ale to naprawdę nie jest zmartwienie. Niestety, problemem jest zmuszanie się do jedzenia. W przeciwieństwie do wielu ludzi skarżących się na posmak metaliczny w ustach- ja wszystko odczuwałam, jako przesłodzone. Zawsze uwielbiałam czekoladę- teraz nie mogłam jej tknąć. Herbat, która od dziesięcioleci piję bez cukru- musi być złamaną smakowo plasterkiem gingeru, bo nie dam rady wypić A ta kawa, której wypijałam o 3 szklanki dziennie- też gorzką, ledwie w kilku łykach mi przechodzi. Takie to buty…
Niestety, wiąże się to również z nudnościami. Biorę leki antywymiotne, ale niestety pomaga tylko częściowo. Dlatego do jedzenia i picia muszę się przymuszać. Czekają mnie niedługo badania krwi, a od nich zależy czy będę mogła kontynuować plan terapii zgodny z potrzebą i zaleceniami lekarza. Trzeba zapomnieć o smakach i po prostu regenerować skutki obciążeń trującej chemii.
Niestety, radioterapia też niszczy czerwone krwinki i leukocyty. Najważniejsze jest więc zadbać o możliwość dalszego leczenia. Od skuteczności planu zależy szansa na wyzdrowienie lub szansa na życie. Czyli chory wyboru nie ma. TRZEBA.
Ale wróćmy do Amalfii Oraz Hiszpanii. Nad zatoką złamałam rękę. Pogotowie zawiozło mnie przychodni tuż nad brzegiem morza. Niestety. Rtg było, ale nie było ortopedy, który by zaopatrzył złamanie. Na to musiałam poczekać do następnego dnia. Służba medyczna wykazywała niesłychane ciepło w stosunku do mnie. Rano zawieziono mnie do szpitala, w którym warunki przypominały nasze polskie , sprzed 20 lat. Dużo serdeczności od personelu, ale warunki leczenia koszmar. Np. na tym samym piętrze była kardiologia i temperatura około 27 o C…..
Założono mi gips, ale decyzję co do dalszego postępowania przekazano do polskich lekarzy Czyli za 6 dni. Na szczęście udało się uniknąć operacji. Ale gips miałam przez 6 tygodni.
Kolejną przygodę z medycynę mieliśmy z Lesiem w Hiszpanii. Konkretnie na Majorce.
Brat naszego przyjaciela zapadł w śpiączkę po upadku z balkonu. Trafił na OIOM neurologiczny. Miałam porównanie sprzed lat z polskiego szpital ,o udarze krwotocznym mojej Mamusi. Różnica jak między soir de Paris a pisuar de Wars owie… Pokój chorego był jednoosobowy .Rozkładany fotel mógł służyć towarzyszącej choremu rodzinie. Pokój był duży, z łazienką, do której można było wjechać specjalnym łóżkiem do kąpieli….W szafkach były wszystkie ,niezbędne medykamenty, maści kosmetyczne itp. Największe wrażenie robiło jednak oprzyrządowanie diagnostyczne. Pomoc medyczna wjeżdżała z mały wózeczkiem, z rysikiem zaznaczającym dane takie jak saturacja, temperatura, ciśnienie, krótkie ekg….to wszystko po zaznaczenia trafiało do centralnej kartoteki pacjenta i można je było odczytać na komputerze ( z dużym ekranem telewizyjnym). To było 6 lat temu. Z wielką radością system podobnego zapisu(bez komputera dostępnego na miejscu) miałam okazję zobaczyć na onkologii. Pewnie jeszcze chwila i dorównamy Królewskiemu Szpitalowi z Majorki.
Niestety, nowy Rok zaczęłam fatalnie. Dopadł mnie jakiś wirus- bakteria i wylądowałam kolejny raz na KOR. Z wysoką gorączką…Ze względu na obciążenie wszystkich oddziałów przebywałam tam półtorej doby. Na szczęści opiekę miałam naprawdę wspaniałą. Niestety, nie mogę tego powiedzieć o pacjentach , najczęściej pijanych, przywiezionych z drobnymi urazami po pijackim upadku, ale za to niezwykle ordynarnie się zachowujących, agresywnych, ubliżających personelowi medycznemu. Koszmar.
Po kilku dniach leczenia antybiotykiem mogłam wrócić do domu. Dzięki młodym lekarzom, wieczorem 2 dnia trafiłam na oddział onkologiczny. Wreszcie mogłam się wyspać.
c.d.n.
Inne tematy w dziale Rozmaitości