Napisałam do pana prezydent a Grzelaka propozycją, aby przeprosił za przekłamania oraz np. wpłacił na rzecz Stowarzyszenia symboliczna kwotę 5 tysięcy złotych.
W odpowiedzi otrzymałam pismo od pana dyrektora gabinetu pana prezydenta p. Bonikowskiego, że Pan Prezydent nie widzi potrzeby ani przeprosin ani rekompensaty. Zmuszona byłam wyjaśnić ponownie Panu Prezydentowi oraz jego dyrektorowi :” Szanowny Panie Dyrektorze, jak rozumiem odpowiedź na moje pismo jest stanowiskiem pana Prezydenta Piotra Grzelaka.
O ile kwestia rekompensaty dla członków naszego Stowarzyszenia oraz mieszkańców protestujących przeciwko forsowanemu prze UM przebiegu linii tramwajowej jest kwestią honoru władz Gdańska, o tyle nie zmienia to faktu , że Pan Prezydent wprowadził mieszańców Gdańska w błąd (po prostu skłamał) w kwestii rzekomej liczby kilku restauracji prowadzonej przez rzekomych członków Stowarzyszenia. Pozwolę sobie powtórzyć : właścicielami restauracji Wreszcie są osoby, które nie były i nie są członkami Stowarzyszenia Dolina Królewska.
Z poważaniem
Małgorzata Fechner Puternicka
Nie pozostawiłam tez zupełnie sprawy Konwoju Gdańsk _Biała Cerkiew. Chociaż w tym przypadku to jest raczej działalność- póki co- wygaszająca. Część środków i energii przekierowaliśmy na pomoc dla pozostających matek z dziećmi(tych, które nie mają gdzie wrócić do domu), część na sfinansowanie paliwa, najczęściej do kanistrów dla ukraińskich samochodów, kursujących po dary z lub do Polski i wracających na Ukrainę. Problem leży tez z niemożliwości najczęściej potwierdzenia odbioru darów- teraz najczęściej trafiają w strefy walk. Ani twarzy ani miejsca pokazać nie można. A zaciemnione nie budzą pełnej wiarygodności dla darczyńców.
Zmieniała się sporo też forma pomocy. Na Ukrainie dziewczyny stworzyły szwalnie, dzięki czemu zamiast gotowych ubiorów ( w tym kamizelek) wysyłane są materiały. Wysyłane są także wyposażenia dla zniszczonych domostw- budowlankę sami ogarniają ( na tyle, o ile), ale brakuje wszystkiego. Od sztućców ukradzionych przez dzielne wojska rosyjskie, rowery, samochody, mikrofalówki, itp.
Te zajęcia to także skuteczna terapia, żeby oderwać myśli od złego samopoczucia i zagrożeń.
Wróćmy do krajowych spraw zdrowotnych. Obserwując zajęcia pana profesora po jego powrocie z urlopu wróciły wspomnienia sprzed lat. W 1973 roku udało mi się w trakcie studiów wyjechać do Wielkiej Brytanii. Nie bez znaczenia był fakt konieczności zapewnienia potencjalnego, wysokiego odszkodowania za 3 lata studiów w przypadku, gdybym nie wróciła do Polski…. Miałam zabezpieczone pieniądze na taniutki hotel, skromne jedzenie na jakieś 10 dni do dwóch tygodni. Bilet powrotny za to za 5 tygodni. Nie było innej opcji jak poszukać pracy. Na szczęście mój angielski okazał się zarozumiały dla Brytyjczyków. Dzięki temu szybko znalazłam prace w hotelu, jako chambermade. Właścicielem był Polak (pozostał po wojnie w GB), z to cała obsługa to Hiszpanie i kilku Polaków. Oprócz hotelu właściciel posiadał obok także dwie kamienice z apartamentami, wynajmowanymi głównie Arabom. Moja szefowa Hiszpanka zorientowała się szybko, że nie obijam się w pracy podobnie jak jej koleżanki z Hiszpanii i zaproponowała mi przygotowanie apartamentu dla nowej rodziny arabskiej. O szczegółach tej pracy nie będę będę pisać, ale jedno było jasne: w moim własnym domu to ja miałam pomoc do porządków i nie byłam przygotowana do fizycznego wysiłku, który na siebie nałożyłam. Po 5 dniach ciężkiej pracy wylądowałam w szpitalu, po utracie przytomności. I tu się zaczyna health story sprzed 50 lat! Trafiłam na londyński OIOM. Tam zbadano mi wszystkie niezbędne parametry zdrowotne. Wszelkie czynności wykonywały pielęgniarki - asystentki medyczne, a zlecenia dawał stażysta… Dla pewności, że moje odpowiedzi są prawidłowe- przyniesiono mi formularz języku polskim. Takie formularze były dostępne w kilkudziesięciu językach…. Kidy wszystkie dane były gotowe- zawalono samego lekarza. Stażysta zrelacjonował wyniki i podejrzenia przyczyn utraty przytomności. Lekarz zapytał mnie czy ciężko pracuję.. oczywiście zaprzeczyłam, bo nie miałam zgody na pracę. Dostałam receptę (koszt 1 funt za realizację recepty, bez względu na cenę medykamentu!) na leki witaminowe i wzmacniające oraz zalecenie, żeby jednak przez 3 dni dobrze wypoczęła i ni pojawiała się w pracy, której nie wykonuję….. Lekarz spędził przy mnie około 15 minut. Potem przeszedł do kolejnego chorego, przygotowanego w podobny sposób do diagnostyki- jak ja. Dzięki systemowi- mógł przyjąć wielu chorych na jednym dyżurze. Oczywiście nie wykonywał żadnych zapisów, rejestracji, ocen- to wykonywał personel pomocniczy, w tym stażyści.
W Polsce (ale nie tylko, o czym za chwilę) lekarz spędza przy wypełnianiu różnych papierów mnóstwo czasu. Dochodzi badanie, zlecenia itp. Trudno się dziwić, że tak trudno jest znaleźć się w gabinecie specjalisty.
Inne tematy w dziale Rozmaitości