1maud 1maud
602
BLOG

Smutne plantacje, zupa z ptasich gniazd

1maud 1maud Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Wstalismy sporo przed świtem. Z latarkami udalismy się na przystań, z której dwoma łodziami popłynęliśmy Kinabatanang River do miejsca w dżungli, gdzie mieliśmy rozpocząć tracking,kończący się przy Oxbow Lake. Już po chwili możemy zobaczyć fosforyzujące w ciemności oczy krokodyli, a po kilkunastu minutach, na rzece przywitało nas wschodzące słońce. Ptaki rozpoczęły swoje trele, ciut wcześniej. Tego się nie zapomina nigdy.

Mamy wysokie buty, długie spodnie,które miały zabezpieczyć nas zarówno przed ukąszeniami komarów jak podrapaniem, kiedy przedzieraliśmy się przez gęstsze krzewy. Po mniej więcej godzinie drogi przez dżunglę, z wyraźnie podniesionym poziomem adrenaliny, docieramy do jeziora. Przewodnik pokazuje nam w oddali,zarośnięte mangrowcami połacie ziemi-tam,jeszcze kilka lat temu, było drugie jezioro, powstałe w” opuszczonych „ meandrach rzeki. Mówi też, że i jezioro przed nami, czeka najprawdopodobniej ten sam los. Możemy podziwiać barwne dzioborożce i liczne stada gibbonów. Na kamieniu rozłożył się w słońcu spory waran, który bez ruchu zniósł sesję zdjęciową, urządzoną mu przez naszą ekipę. Wilgoć była ogromna, panie mogłyby spokojnie brać udział w konkursie miss mokrego podkoszulka. Po chwili chwyta nas tropikalna, krótka ulewa. Kompletnie przemoczeni wracamy do Lodge na śniadanie.Podczas zamiany ubrań na suche, wielu z nas ściąga z siebie pijawki.

 

Docieramy do przystani, z której zabiera nas bus w dalsza podróż. Kilkadziesiąt kilometrów plantacji palmowych po obu stronach drogi. Tak jakbyśmy wyjechali z Borneo. Asfaltowa droga dla ciężarówek odbierających olej wytwarzany z tych palm. Wędrujący do pracy ludzie na poboczach. Bardzo tania siła robocza, dzięki której świat kupuje niedrogi olej palmowy. Koncerny maja tutaj tysiące hektarów takich plantacji. Ani śladu dżungli, wykarczowali wszystko. Cieszą się Japończycy, potentat w exporcie drewna z Borneo. Cóż, globalizacja.

   

Kończą się plantacje i wjeżdżamy ponownie w strefę lasów deszczowych. Bus skręca w utwardzoną, wąską drogę i po chwili pniemy się pod górę. Droga ma kształt spirali. Kierowca zatrzymuje samochód na polanie, na której stoi długi, drewniany dom na palach.

Przed nami,w otaczających nas górach, jaskinie Gomantong. Czarna i Biała. Biała jest większa, leży wyżej i żeby do niej wejść,trzeba się wspiąć wyżej w góry. Naszym celem jest Czarna.

Wysoka na 90 metrów zamieszkała przez 2 mln ptaków. To im, tubylcy podbierają gniazda, ulepione ze śliny. Zbiór ma miejsce dwa razy do roku: po raz pierwszy, tuż po wybudowaniu pierwszego gniazda, przed złożeniem jajek,(ptaki budują gniazda od nowa) ponownie zbiór następuje po tym jak młode potrafią fruwać. Zbieracze wchodzą do jaskiń, kiedy ptaki wyfruwają z nich na wieczorny żer.

Sprzęt, jakim dysponują, to, ratanowe drabiny, bambusowe kije. Rząd wydaje specjalne licencje zbieraczom, którzy mieszkają raz z rodzinami w tzw. longhosue, tradycyjnym domu na Borneo. Mimo, iż dla nas ta ciężka i niebezpieczna praca wydaje się mało atrakcyjna- dla tubylców jest źródłem dużych, jak na warunki Borneo, ale przede wszystkim pewnych, zarobków.

Wchodzimy do Black Cave. Wejście z pełnego słońca w mrok jaskini powoduje, że przez parę minut nie widzę nic,poruszam się po omacku drewnianym pomostem, po ruchomym podłożu. Uderza nas fetor,z dominującym smrodem amoniaku pochodzącym z ptasiego guana. Kiedy wreszcie wzrok się akomoduje,widzę pod nogami tysiące ogromnych karakanów, mrówek i innych żyjątek.

Nie mogę oddychać...dusi mnie smród, uciekam z jaskini.

 

Podczas gdy część bardziej odporna na efekty węchowe, kontynuuje eksploracje jaskini, rozmawiam ze zbieraczami gniazd Jerzyków. Mówią mi o tym, ze wielu z nich,zostało kalekami po upadku z drabin, niektórzy przypłacili intratny zawód życiem. Ale nie tylko jaskinie zabijają. Licencje są limitowane. Zdarza się i tak, ze zbieracze muszą bronić się przed zabiciem przez amatorów na ich miejsce nie sa to wcale rzadkie przypadki. I wszystko po to, aby chińscy smakosze i ekstrawaganckie restauracje w Modnym Świecie, mogły skosztować zupy, której bazą jest ślina jerzyków,algi i przyprawy.

Naszej rozmowie przysłuchuje się ,plotąca z ratanu nową drabinę, stara kobieta, z widocznymi tatauażami(od palców do łokcia),której uszy sięgają do ramion. Ogromne dziury w płatkach uszu są śladem po ciężkich, mosiężnych ozdobach, które nosiła w młodości.

500 lat temu do porządzenia zupy potrzebne było gniazdo, dzisiaj można kupić w puszce konserwowej,extrakt śliny jerzyka. Nadal cena samych gniazd (dochodzi do tysięcy USD za kilogram. Za zbiór tego samego kilograma gniazd zbieracz otrzyma kilka dolarów. Smacznego!

 

http://en.wikipedia.org/wiki/Oxbow_lake

 

http://www.journeymalaysia.com/gomantongcave.htm

 http://pl.wikipedia.org/wiki/Zupa_z_jask%C3%B3%C5%82czych_gniazd

1maud
O mnie 1maud

Utwórz własną mapę podróży.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości