Nie mogłam kontynuować relacji z kwarantanny z powodu wirusa. Nie korona, a komputerowego.
Tak naprawdę to dopiero drugiego dnia zaczęliśmy się organizować na dłuższy pobyt. Lista niezbędnych zakupów, lista tych, którzy w miarę niedaleko mieszkają i bez większego trudu mogą nam coś dowieźć.
Mieszkamy w apartamentowcu mającego charakter tzw. krótkoterminowego najmu. Jak się udało naszej rodziny wynająć to lokum na kilka godzin przed naszym przylotem-nie mam pojęcia, Po prostu dali rade. Tak miało być.
Zarówno drugiego dnia jak i dzisiaj nikt nas nie sprawdzał. Ale coś “musi być na rzeczy” ponieważ security w portierni naszego budynku zostało poinformowane o naszej kwarantannie. Nie wolno nam, nawet w maseczkach, wyjść poza obręb apartamentu.
Dostawy są pozostawiane na wycieraczce. Mało sympatycznie nie móc uściskać wnuczki, dziecka, zony.
Słuchamy wiadomości z TVP, szukamy ich w necie. Docierają do nas via Internet informacje od przyjaciół, których zostawiliśmy za oceanem. Do red. Gadowskiego zgłaszają się ludzie z informacjami do przekazania do decydentów. Co redaktor czyni, czasem przy naszej pomocy. Komentarz tygodnia został nagrany. Bo życie toczy się nadal.
Dzięki serdecznej pomocy pani z pobliskiej Żabki głód nam nie grozi. Dała nam swój numer telefonu i możemy liczyć na sprawną czasowo dostawę pod drzwi. Na kredyt. Chyba boi się brać gotówkę od nas...
Oczywiście jednym z głównych tematów naszych rozmów są porównania do tego, co widzieliśmy przy rozwoju lęku przed pandemią w USA i Kanadzie, a Polską. Na pewno mieliśmy wspólny mianownik: pierwszym wskaźnikiem niedoboru był brak papieru toaletowego. Dowcip o kichnięciu jednego człowieka z reakcją biegunki u 10 stał się absolutnie internacjonalny. Z innych ciekawostek to odkażanie barier przy wodospadzie Niagara i kompletny brak odkażania czegokolwiek na kanadyjskich lotniskach. Przynajmniej w momencie naszego wylotu.
Do ostatniej chwili nie byliśmy pewni czy uda nam się zamienić bilety z wylotem w USA na Kanadę. Korzystaliśmy w kontaktach z LOT z życzliwej pomocy konsula w Toronto. Dzięki temu mieliśmy pewność, że w przypadku fiaska wylotu 14 marca, tuz przed północą-wrócimy pierwszym lotem organizowanym przez polski rząd. Na szczęście wyjście awaryjne okazało się zbędne.
Docierają do nas różne analizy dotyczące pandemii. Wiele z nich ma charakter spiskowy. Wirus wypuszczony świadomie z laboratorium w Wuhan, gra rządów na ograniczenia swobód obywatelskich, gra rządów na odsunięcie od wpływu skorumpowanych globalistów finansowych itp.. Wreszcie gra cynicznych finansistów na spekulacje na skalę światową. Oliwy do dolał były przew. Komisji Zdrowia w Radzie Europy niemiecki lekarz dr Wordag. Twierdzący, że WHO zmieniły definicję pandemii z choroby o wielkiej sile na całym globie na chorobę występującą na całym świecie, bez względu na nasilenie. W konsekwencji wywołać niespotykaną panikę i działania ograniczające swobody obywatelskie.
Za jakiś czas pewnie będziemy mogli bardziej racjonalnie ocenić to czego jesteśmy świadkami. Zatrzymania się świata.
Wczoraj mój syn, którego koronawirus zatrzymał w Polsce, uniemożliwiając w najbliższym czasie szukania Polskich Śladów w Afryce , zamieścił na FB swoje refleksje. Zamieszczam je w całości.
Z dala od siebie, bliżej niż kiedykolwiek.
Mikro świat, przestrzeń w której się zamknąłem, dziś ogranicza się do małej włoskiej restauracji, w której czas mija ostatnio trochę inaczej.
Siedzę w miejscu, w którym 51 lat temu, mój dziadek przeniósł swoją cukiernię z Grunwaldzkiej, również w Gdańskim Wrzeszczu. Z tych okien, które są nad wcześniejszą cukiernią, a dzisiejszą restauracją, widziałem jako dziecko czołgi w stanie wojennym. Czekałem też w nich na wzrok przechodzącej dziewczyny w 8 klasie. Do dziś widzę miejsca, w których kładliśmy worki z piachem, aby nie wdarła woda, gdy przyszła powódź w 2001 roku. Stąd również wiele razy wyjeżdżałem do mojej Afryki, zawsze gdzieś tam z tyłu w obawie o malarię mózgową czy inne zarazy....
Dziś widzę kwiaciarnię, która jest tu również od zarania. Patrzę na łzy właścicielki, która wynosi kwiaty, część przyniosła do restauracji, a część wyrzuca na śmietnik- to ostatnia godzina jej działalności - do środka nikt już nie wchodzi po kwiaty. Przed chwilą był sąsiad, odebrał pizzę i powiedział, że nie ma już pracy, pracował w Norwegii, do której nie ma jak jechać. Po chwili rozmawiam z kolejnym, nie ma oszczędności, szef mu powiedział, że zadzwoni..... jego oczy są spuchnięte, mówi, że nie spał całą noc, nie ma żadnych oszczędności. Słyszę że 70 % ludzi w gastronomii straciło lub też straci pracę w najbliższym czasie.
Lęk, który dziś pojawia się w mojej głowie, związany z teoretycznym rozwojem sytuacji jest na smyczy, ale wije się w głowie i nie sposób o nim zapomnieć, o jego wielowymiarowości. Jest jak ból zęba, czuję że jest wciąż obecny i wiem, że prędko nie minie.
Obroty w restauracji zaczęły szybko spadać już tydzień temu. Świadomość tego, że można nie osiągnąć minimum pokrycia kosztów jest mrożąca. Świadomość, że są ludzie, którym trzeba zapłacić tym bardziej. Ten lęk jeszcze wzmaga gdy słyszę, że u moich znajomych, nie tylko z gastronomii ale i dla artystów, dziennikarzy, eventowców, szkoleniowców, zwykłych ludzi, którzy reprezentują wiele branż jest dokładnie tak samo.
Ci, którzy ugrywają coś dla siebie przy tej okazji, nic nie znaczą, w większości każdy coś traci.
Ale czy napewno tylko traci?
Krótki dystans tej sytuacji pokazuje, że jest kilka powierzchni na których odnalazłem kawałek siebie, który daje mi poczucie wspólnoty, taki Polski atawizm, odgrzewany przez dzieje raz na jakiś czas.
Znalazłem siłę do walki i jestem pełen nadziei, że postępujemy zgodnie i odpowiedzialnie, że to co robimy, nasza dyscyplina, praca, mobilizacja, przysłużą się dobru i razem przetrwamy ten trudny okres.
Czasem też słyszę i czytam również o tym, że organizacja naszego Państwa kuleje, że nie ma środków, respiratorów, że ktoś wjechał bez mierzenia temperatury na teren kraju, że generalnie jest kiepsko.
Czy u nas jest aż tak źle? Włochy, które zbagatelizowały wielkie niebezpieczeństwo? Wielka Brytania, której Premier legalizował wyrok na słabszych i zezwalał na organizowanie masowych imprez? Francuzi, otwierający jeszcze wczoraj lokale wyborcze w obliczu takiej liczby nowych zakażeń. Takich wątpliwości w etycznej ocenie działań największych państw zachodu jest znacznie więcej.
Zawsze patrzyłem się na zachód w poczuciu, że musimy coś gonić. Dziś zrozumiałem, że gonię chyba inne wartości i nie mam ochoty, aby moje Państwo postępowało analogicznie. Mam wrażenie, że dziś po prostu jestem w dobrym miejscu.
Sam, też nie zamierzam nic nie robić i udawać, że nic się nie dzieje. Trwam planując dalsze aktywności związane z moimi projektami i pomagając siostrze w prowadzeniu restauracji w nadziei, że ani Mama która jest na kwarantannie w Warszawie ani Tata, który nie może przestać brać leków obniżających odporność i 92 letni dziadek Włodek, nie zarażą się.
Wystarczy, abyśmy po prostu robili swoje, najlepiej jak umiemy i z myślą o innych.
Dlatego proszę Was, porzućcie nienawiść, wątpliwości, cały balast, który osłabia Was i Waszą odporność na tego niewidzialnego ludzkim okiem dezintegratora bytu i marzeń.
Jest czas abyśmy pomimo tego, że z dala od siebie, byli bliżej niż kiedykolwiek.
#wszystkieręcenapokład
Inne tematy w dziale Rozmaitości