Moi rodzice byli winni. I odpowiedzialni. Szczególnie za holocaust. I za tę egzekucję też. Moja Mama, świadek tej tragedii, mogła jej zapobiec, zatrzymać. Nie zatrzymała...Tak o tym wspomina 50 lat później.
Pół wieku temu
Była wiosna
miasto budziło się do życia
z szarych domów
wybiegli mieszkańcy
na spotkanie ze słońcem
Na skwerku
przy ulicy Świętokrzyskiej
zieleniły się kasztany
zwisały z nich pętle dla skazanych...
...skazanych za
mąkę
chleb
Judaizm
W powietrzu groza
strach i bezradność
wyrok w majestacie prawa
Minęło pół wieku
znowu jest wiosna
zielenią się te same
drzewa
zawsze
widzę na nich
ciemne sylwetki z gwiazdą
Chrzanów 1972
Rodzice nie wspominali lat wojny, nie wracali też w rozmowach do lat stalinowskich. Dla nas, starszego rodzeństwa, wymowniejsze było milczenie, które pamiętamy z tamtych dni. I trwoga, jaka sączyła się z szeptanych rozmów i ledwie słyszalnych słów: "zabrali", "zniknął", "spod siedemnastki", "wczoraj znów"...
O tej egzekucji w 1942 roku Mama też wspomniała tylko raz, przy okazji tych kilku wierszy napisanych w tragiczną 50. rocznicę. Spędzili mieszkańców i zmusili do patrzenia. Ktoś spuścił głowę, podniesiono mu ją uderzeniem kolby. "To było straszne...straszne... nie mogę o tym zapomnieć." I nigdy już do tego wspomnienia nie wróciła. Tak jak do paru innych zdarzeń z tamtego czasu, między innymi do "wyzwalania" Chrzanowa 27 stycznia 1945. "Tej strasznej nocy, tych krzyków rozpaczy i bólu, nie zapomnę do końca życia" - napisała krótko w swoim Pamiętniku.
Krenau 1942
Kiedy będziesz przechodził ulicami tego miasta
pomyśl -
uczcij Ich chwilą zadumy...
Oni tu żyją
w kamieniach
starych domach
zaułkach
Widzisz te drzewa?
wiatr obracał w gałęziach
pożółkłe gwiazdy
-spadały w naszą nieporadną pamięć-
a wróg chichotał
"Judy ich schon weg Abraham"
idź dalej
tu stała Synagoga
tu starcy z pejsami
w ukłonach wołali
Jahwe!
Czas zasiał bolesne miejsca
kwiatami i trawą...
czasem nocą
wiatr woła błagalne
Jahwe!
Chrzanów 1972
Moi biedni Rodzice, współsprawcy holocaustu. Z Pamiętników Mamy odczytujemy codzienną grozę okupacyjnych dni: w Rozalinie w 1939, w Warszawie w 1940-42, w Chrzanowie aż do "wyzwolenia". Brat Ojca wrócił z Gross Rosen i nikt go nie poznał - bo jak w szkielecie rozpoznać pięknego młodzieńca sprzed dwóch lat. Siostra Mamy wraz z narzeczonym uszli z życiem, bo ich z terenów dzisiejszej Ukrainy wcześniej wywieziono na Syberię, skąd po raz drugi zostali uratowani dzięki mobilizacji do Armii Andersa; nie zdążyli, przeszli z Berlingiem cały bojowy szlak aż do Berlina. I po raz trzeci też wyszli cało, mimo że ich "genialny" generał "Walter" z jakąś pijacką przyjemnością wysyłał polskich żołnierzy w bój bez wcześniejszej osłony artyleryjskiej. Szczęśliwi, że przeżyli, osiedli wreszcie jak najbliżej kresów, w podkarpackiej wsi.
Moi biedni Rodzice, biedni krewni. "Nieobrzezani pomocnicy śmierci", jak ich (tak, między innymi ich) beztrosko nazwał Miłosz. Dobrze, że odeszli, że nikt z bliskich z tamtego pokolenia nie żyje. Że oszczędzone im zostały dzisiejsze oskarżenia nikczemnego świata. I tylko nam, dzieciom, ścina krew w żyłach cynizm kłamstw.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura