Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
644
BLOG

Nie wychodzi się w góry samotnie

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Polityka Obserwuj notkę 8

 


 

Zwłaszcza w góry skaliste. W Tatry. Tak mi się to przypomniało dzisiaj w trakcie słuchania wywiadu sprzed dwóch lat śp. Józefa Szaniawskiego.

Nie nazywa się Jaruzelskiego zdrajcą, przestępcą, a Kiszczaka sowieckim oficerem. To są przecież ludzie o delikatnej wrażliwości, o szczególnie wysublimowanym poczuciu własnej godności, a przede wszystkim to ludzie honoru. Zniosą wszystko: całe zło świata, które każe im wybierać między złem a złem, przyjmą po męsku dramat własnego, niegdyś własnego, narodu, pogodzą się antycznie, bo po stoicku, z rozpaczą swoich ofiar. Ale naruszać ich dobre imię? Służbę nazywać zdradą, poświęcenie przestępstwem, a słowa „sowiecki oficer” używać jak inwektywy? Tego się nie wybacza.

Jak można być zdrajcą Polski, gdy się jest generałem sowieckim? Gdzie przestępstwo stanu wojennego, skoro w dowód uznania i wdzięczności otrzymuje się zań w parę lat później najwyższe radzieckie odznaczenie? Jak można dzielnych żołnierzy tak odzierać z honoru i godności? To boli, odbiera sen, rujnuje zdrowie. Nie nada.

I po tym wszystkim Józef Szaniawski wyszedł sobie, jakby nigdy nic, na wycieczkę w góry. I już nie wrócił. „Tam gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.”

Ten komentarz słyszało się w peerelu często. Był jak w antycznym dramacie zaśpiew chóru, ostrzegał, pocieszał, usprawiedliwiał. Ot, taka mądrość etapu. Usłyszała te słowa rodzina śp. J. Szaniawskiego od premiera T. Mazowieckiego, gdy prosiła go o uwolnienie ostatniego więźnia politycznego. Premier mówił coś o cierpliwości, twierdził, że to jeszcze musi trochę potrwać, bo „tam gdzie drwa...” I posiedział J. Szaniawski jeszcze 3 miesiące.

Przypomniały mi te słowa tamten grudzień. To mogło być 6-7 dni po wprowadzeniu stanu wojennego. Kiedy nie poskutkowały groźby, próbujące wymusić podpisanie deklaracji lojalności, uruchomiono przyjaciół. Jeden z nich poprosił o pilną rozmowę. Kiedy się zjawiłem, był tam już wysoki rangą czynnik polityczny. Wracał prosto z jakiejś wojewódzkiej narady. Poufnie, z „życzliwości” dla mnie, a jakże, ostrzegał, że decyzje już zapadły. Wiało grozą. Podpisanie lojalki, przekonywał, może trochę złagodzić sankcje, ale i takiej gwarancji nie dawał. Bo zarzuty są wyjątkowo poważne. „Poważne?” – na jakiś czas wtedy przyjąłem postawę naiwnej ofiary. Przyjaciel pospieszył z wyjaśnieniem: „no wiesz, tam gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. „Nie jestem drewnem” - zareagowałem dość gwałtownie i opuściłem towarzystwo.

Przypomniały mi te słowa także i Westerplatte. 2009 rok. Historyczne kłamstwa rosyjskiego przywódcy i przejmujące, niezapomniane wystąpienie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Uczucie dumy i ten moment trwogi, gdy w obrazie telewizyjnym ujrzałem wracającego na swoje miejsce Prezydenta, a w tle siedzącego na krześle, rozkraczonego Putina. W którego spojrzeniu zobaczyłem śmierć. Przegoniłem tę myśl natychmiast, bo bywam przesądny i samospełniające się przeczucia nieraz mnie dręczą.

Nie jestem z sekty smoleńskiej. Bo sekta, to wiara - a ja wiem. Niemal od pierwszych chwil. Gdyby mi ktoś przedstawił chociaż jeden argument, a niechby i dowód, pozwalający domniemywać katastrofę, to byłbym w deklaracjach ostrożniejszy, bardziej dyplomatyczny. Ale nie znam takiego dowodu ani argumentu. Więc mówię i piszę od trzech lat, że to był zamach. Nie znam tylko sprawców. Podejrzewam, że nie mają narodowości i nie są obywatelami jednego państwa. To jednak wyjaśni kiedyś prawdziwe śledztwo.

Rocznica stanu wojennego przypomina ciągle te same od ponad 30 lat dyskusje – czy było to mniejsze zło i czy groziła nam interwencja sowiecka. A przecież dzisiaj już znamy wystarczająco wiele dokumentów i faktów, by móc w pełni rozumieć, co się wtedy wydarzyło i dlaczego w takim kształcie. Stan wojenny miał przygotowywać transformację komunizmu. I przygotował. Pozwolił na wyselekcjonowanie „właściwej” opozycji, tej o lewicowych przekonaniach i komunistycznych korzeniach czy uzależnieniach (tajni współpracownicy). I wyselekcjonował. Miał podzielić naród i podzielił. Skutecznie. Ci, którzy dziś zarzucają J. Kaczyńskiemu dzielenie Polaków, są wyjątkowo cyniczni i nikczemni. Ten podział był jednym z podstawowych celów stanu wojennego. I dlatego stłumić solidarnościowe powstanie musiały polskie siły militarne: wojsko, zomo, milicja, służby bezpieczeństwa. By skłócić Polaków, utrwalić na dziesięciolecia powojenne podziały, otworzyć niezagojone blizny, uniemożliwić narodową jedność.

Politycy kremlowscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że utopienie we krwi rewolucji solidarnościowej przez Rosjan będzie zbyt kosztowne militarnie i politycznie, a przede wszystkim przyniesie odwrotne od pożądanych konsekwencje. Bo jesteśmy tak „dziwnie” skonstruowani, że każda klęska nas odradza. Wzmacnia. Tą siłą, którą daje chrześcijaninowi cierpienie, krzyż. I tą, którą daje bezwzględny i okrutny wróg. Zło.

Więc to nie wchodziło w grę. Dziś widzimy i doświadczamy na własnej skórze, jak skutecznie i w interesie imperium rosyjskiego zrealizował ten scenariusz Jaruzelski. I jak wiernopoddańczo i oportunistycznie realizują go kolejne rządy w naszym kraju, z wyjątkiem krótkich chwil w latach 1992 i 2005-07. Z małą korektą – dziś o swoje zabiega też rozwijające się imperium niemieckie. I jest jeszcze groźniej.

Czy byłoby inaczej, gdyby nie Smoleńsk 2010? Jestem pewien, że bardzo inaczej. Korzystniej dla nas, bezpieczniej dla naszej suwerenności. A przede wszystkim żyłoby 96. ludzi. Jak to napisał Miłosz? - „Śmierć człowieka jest jak upadek potężnego państwa...”

W takim razie w Smoleńsku upadło potężne mocarstwo.

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka