Cenię i nawet czytam często z zainteresowaniem felietony Piotra Skwiecińskiego. I nie chciałbym zmieniać zdania oraz przyzwyczajeń tylko dlatego, że zdarzył mu się „wypadek przy pracy”. Bo chyba tak trzeba nazwać to, co przeczytałem wczoraj późnym wieczorem w tygodniku braci Karnowskich. A może się mylę, może jestem przewrażliwiony i historyczne dywagacje pana Piotra są zupełnie dopuszczalną interpretacją konsekwencji traktatu ryskiego z 1921 roku? Bo o ten fakt historyczny chodzi. Może? Osądźcie sami, drodzy czytelnicy, jeżeli komukolwiek będzie się w ogóle chciało czytać o sprawach tak dziś nieaktualnych, w obliczu rozpoczynających się czterodniowych protestów świata pracy w Warszawie. O tym, co w Warszawie, napiszę jednak za parę dni, z autopsji, bo mam nadzieję tam w sobotę być i uczestniczyć. Dziś o pretensjach Ukraińców.
Piotr Skwieciński twierdzi, że żale naszych wschodnich sąsiadów są nieuzasadnione. Ponieważ dzięki traktatowi ryskiemu „radziecka Ukraina i radziecka Białoruś stały się, jako sygnatariusze traktatu, podmiotami prawa międzynarodowego. I już trudniej było je „zniknąć”.
Zostawmy puchatkowy język na boku i zapytajmy wprost: a prawo międzynarodowe uchroniło Ukrainę wschodnią przed ludobójstwem, jakim był Wielki Głód w latach 1932-33? Wyjątkowa w skali i okrucieństwie stalinowska zbrodnia. Traktat ryski uchronił przynajmniej Ukrainę zachodnią – za co nam się pięknie odwdzięczyli wołyńskim (i nie tylko) ludobójstwem.
Ukraińcy mogą mieć pretensje o Rygę, tak jak i my dzisiaj ustaleń tam zawartych nie bardzo rozumiemy. Wygraliśmy wojnę z sowietami, a traktat podpisaliśmy z pozycji przegranego państwa. To częsta koincydencja w naszej historii. Niestety.
Piotr Skwieciński napisał jeszcze: „Lata 20. i 30. były okresem, w którym na Ukrainie i Białorusi następowała tzw. korienizacja. Edukacja i urzędy stawały się ukraińskie i białoruskie, młode pokolenie poznawało swoje języki, rosyjski przestał być – jak za cara – jedyną przepustką do nowoczesności.”
Nie jestem znawcą historii Ukrainy, jednak coś niecoś pamiętam. Wiem też, jak mocno jest zrusyfikowana dzisiejsza wschodnia Ukraina. Może się jednak mylę? Może tu w komentarzach dowiem się, że pan Skwieciński ma rację. Całkowitą lub częściową.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura