Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
1218
BLOG

Smoleńsk a narodowa niepodległość

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Polityka Obserwuj notkę 29

 

 
 
            Z rozważań Ryszarda Legutki w „Debacie o patriotyzmie” (GPC – „Odbudujmy państwo” - czwartek, 4 kwietnia 2013)) jedno wynika na pewno – profesor nie jest wielbicielem I Rzeczypospolitej. Westchnienie w rodzaju: „Może ów twór (I RP) miał różne dobre strony, ale...”, nie pozostawia żadnych wątpliwości. Chwilę potem autor wyrokuje już wprost, że I RP była „w istocie polską chorobą.”
            I Rzeczypospolita – zdaniem profesora – dopiero później, już po swoim zgonie, została zmitologizowana, ubrązowiona. Choć jednocześnie – zauważa autor - ta sama literatura (przede wszystkim dziewiętnastowieczna) trafnie diagnozowała najpoważniejszą słabość tamtej Polski – tę mianowicie, że Polacy nie potrafią się zorganizować obywatelsko i gospodarczo.
            Mogę się w tych kwestiach nie zgadzać z cenionym przeze mnie autorem „Eseju o duszy polskiej”, ale nie mogę zaprzeczyć, że istnieją przesłanki pozwalające na stawianie takich ocen, a nawet na ich historyczne udokumentowanie. Tylko że trudno mnie – i wiem, że niejednemu czytelnikowi – taką diagnozę zaakceptować.
            Czytelnicza przekora znajduje zresztą rychłe potwierdzenie w dalszej części eseju. Znajdujemy w nim niemalże pean na cześć II Rzeczypospolitej. Krótszy, lecz w treści zbieżny z wystąpieniem śp. Janusza Kochanowskiego w Sejmie w 2009 roku, gdy ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich odsłaniał nicość 20-letnich dokonań III RP w porównaniu z Polską z lat 1918 – 39. Profesor Legutko w tamtej Polsce także widzi sukcesy obywatelskie, gospodarcze, administracyjne i oświatowe.
            Pytanie zatem dość zasadne do Profesora– skąd się w takim razie wzięła II RP, tak doskonale zorganizowana gospodarczo i administracyjnie? Wyrosła z ”polskiej choroby” tamtych staropolskich stuleci? Z chaosu i nieumiejętności społecznego organizowania się Polaków? Po 123 latach zaborów, czyli systematycznego wyniszczania polskich elit intelektualnych i patriotycznych? Wiemy, że to niemożliwe. By tak mogło się stać, musiały istnieć w polskiej mentalności pamięć i wiara w twórczą moc niepodległego społeczeństwa. Prawdziwie niepodległego. Moc odradzającą się zawsze w atmosferze autentycznej wolności. Wtedy, w latach 1918-21, po zwycięskich powstaniach (śląskich i wielkopolskim) oraz po wojnie z bolszewikami takie poczucie wolności było powszechne.
            W III RP mamy do czynienia z postępującą dezintegracją narodowej osobowości. Z taką diagnozą profesora Legutki każdy czytelnik GPC zgodzi się bez wahania. Ja również.
            Wiem, że tylko niewielki procent Polaków może, po kilku dekadach peerelu, mieć pewność, że uchroniło swą niezależność i integralność wewnętrzną. Z tych urodzonych po 1945 roku chyba nikt. Wybijanie się na niepodległość wewnętrzną, odzyskiwanie swej tożsamości jest trudniejsze z pewnością niż zwalczanie w sobie np. homoseksualnych czy jakichkolwiek innych niepożądanych skłonności. Wymaga pracy i wychowania w przekonaniu, że życie nie jest nam dane, tylko zadane. Nie wszyscy sobie z tym dobrze radzimy. Zwłaszcza teraz, gdy obecna Rzeczypospolita relatywizuje wszelkie wartości i proponuje ułatwiony styl życia bez wstydu i sumienia.
            Więc dotąd zgoda. Ale już przy takim oto zdaniu autora pojawia się ponownie moja nieufność. Konstatuje Legutko: „Nie ma ani jednego podstawowego celu, który nadawałby polskiemu narodowi i polskiemu państwu jednoczący sens...” Z podobnego przekonania, takie mam wrażenie, zrodził się przed ponad stu laty popularny do dziś dialog w „Weselu”, spuentowany kategorycznym, a przecież wymijającym: „...A to Polska właśnie.” W 1900 roku też – jak dziś Legutko – polski inteligent i artysta mógł się zdobyć tylko na taką próbę „rozumienia polskości, polskiego narodu i polskiego państwa.” By kilkanaście lat później jednoczący sens polskiego narodu widzieć w pełnej niepodległości, uzyskiwanej nie tylko w zbrojnej walce, ale także w codziennym organizacyjnym trudzie.
            Profesor Legutko jest przekonany, że dziś, na nasze pogubienie narodowe, moralne i każde inne lekarstwem jedynym jest państwo. Rozumiem, że silne państwo jako ten „podstawowy cel”, z którego wypływa dla Polaków „jednoczący sens”. Myślę, ze niezupełnie tak. Myślę, że nie ma szans na silne państwo, a więc i silny rząd, bez pełnej niepodległości. Narodowej niepodległości.
            Pozostaje poradzić sobie z określeniem, co to znaczy narodowa niepodległość. Niepodległy naród to taki, który umie sobie poradzić ze zdradą. Który potrafi ją zdefiniować, nazwać i wyeliminować ze swego, zwłaszcza politycznego, życia. Wiedzieli o tym starożytni (banicja), wiedziały o tym kolejne cywilizacje – przemijały, gdy zdradę relatywizowano, bądź gdy przypisywano jej wartości najwyższe (targowiczanie uważali się za prawdziwych obrońców Ojczyzny).
            Wanda Zwinogrodzka na stronie sąsiadującej z esejem profesora Legutki przejmująco pisze o chaosie moralnym, jaki każdemu z nas zgotował peerel. Chaos, z biegiem lat i dekad, zmienia się w normę. Smoleńsk ma ten proces usankcjonować – tragedię trzeba nazwać katastrofą, ofiary-sprawcami, kpinę i szyderstwo-śledztwem. Dlatego prawda o Smoleńsku jest tak fundamentalnie ważna. Bo wykracza poza nasz czas – dotyczy tego, co nazywam narodową niepodległością. Jeżeli zaakceptujemy kłamstwo smoleńskie, to nas nie ma. Nie ma narodu polskiego.
             Jeśli obronimy prawdę, to spełnimy to, o co chodzi autorowi artykułu „Odbudujmy państwo” i co akcentuje mocno w końcowej jego części: „Chodzi o państwo, które by wprzęgło większość Polaków w przedsięwzięcie, które (…) pozostałoby wspólnym celem.” Tym wspólnym celem jest ład moralny, to, co miała I Rzeczypospolita, a czego – moim skromnym zdaniem - nie dostrzegł Ryszard Legutko. 
            Dlatego, jak zawsze od trzech lat, będę w kolejną rocznicę na Krakowskim Przedmieściu.
           
           
           

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (29)

Inne tematy w dziale Polityka