Wysłuchałem konferencji ministra Millera jeszcze w Sejmie. W pociągu skreśliłem na gorąco swoje wrażenia. Teraz je wpisuję w komputer i przesyłam na salon. Świadomie nie czytam komentarzy - z pewnością ich już sporo - by się niczym nie sugerować i by mi nie przyszła chęć poprawiania świeżych, nie skażonych cudzymi refleksjami, opinii. By, po prostu, były moje.
Po prezentacji Raportu Millera wiadomo to, co wiadome było od dawna, od pierwszych, niepełnych przecież do dziś, stenogramów czarnych skrzynek. A więc od bardzo dawna. Że gdyby nie błędne naprowadzanie pilotów przez kontrolerów z wieży lotniska, to nawet nie najlepiej wyszkolony pilot poradziłby sobie bez problemów z lądowaniem. Nawet gdyby przyjąć informacje z Raportu, że major Protasiuk miał braki w wyszkoleniu i nie wylatał odpowiedniej ilości godzin na tego typu samolotach oraz rzadko lądował w warunkach trudnych, na lotniskach słabo uzbrojonych technicznie – nawet gdyby przyjąć. Ale i to nie odpowiada prawdzie. Był wystarczająco dobry.
Więc podstawową przyczyną tragedii stała się formuła, powtarzana przez kontrolerów jak mantra: „jesteście na kursie i na ścieżce”. Czy Rosjanie mówili to w złej wierze, czy też niesprawne były urządzenia na wieży kontrolnej, tego nie wiemy – bo zniknął zapis video. Prokuratura rosyjska, która go przejęła, stwierdziła po prostu, że nic się nie nagrało. A komisja nie zbadała samego urządzenia nagrywającego. Nie zbadała, bo jak wiemy, na lotnisku właściwie niczego nie badała. Pewnie z respektu wobec rosyjskiej władzy.
Lot był, okazało się, wojskowy. Kilka milionów telewidzów (czy poda się wyniki badań, ilu widzów usiadło o 10.00 rano przed telewizorami w dzisiejszy piątek?) usłyszało zdanie, które jeszcze wczoraj uchodziło za herezje.
Usłyszeliśmy też jednoznaczne potwierdzenie faktu, że piloci nie lądowali, że była to jedynie próba podejścia. I nie można kwestionować, że podjęli decyzję o odejściu.
Chociaż Raport z konferencji Millera wydaje się różnić od Raportu Anodiny to jednak w kilku istotnych sprawach budzi podobne odczucia radykalnego sprzeciwu. Pierwsza dotyczy awarii samolotu na wysokości 15. metrów i wyłączenia się wszystkich źródeł zasilania. Autorzy się uparli, że TU 154 rozbił się o ziemię do końca sprawny technicznie. Druga rzecz – minister „kurtuazyjnie” pominął kwestię odpowiedzialności swoich podwładnych, czyli BOR-u i generała (z łaski prezydenta Komorowskiego) Janickiego.
W swojej notce tutaj sprzed dwóch dni pisałem, że lot premiera Tuska 7. kwietnia był skoordynowany z przylotem premiera Putina i dlatego lotnisko smoleńskie było dobrze przygotowane i wyposażone w konieczne urządzenia. W takiej sytuacji niepotrzebny był BOR i niepotrzebny był w samolocie rosyjski lider. Ale trzy dni później, kiedy tych urządzeń już nie było i BOR, i lider byli niezbędni.
Na konferencji wiele mówiono o niedostatkach w systemie szkolenia pilotów. Krytykuje się też pracę zespołową załogi. Mocno akcentuje się ich rzekome błędy. Nie wiem, jak to jest w samym Raporcie, jeszcze nie przeczytałem, ale wysłuchując słów krytycznych o poległych, których przecież sprowadzono w śmiertelną pułapkę, bo tak to trzeba nazwać i tak to jednoznacznie wynika ze słów członków komisji Millera, to nie czuję się dobrze. Więcej – to myślę bardzo źle o autorach Raportu. Choć przyznam, że czuję jakąś ulgę, że to właśnie oni bronią teraz honoru generała Błasika, kwestionują istnienie jakichkolwiek nacisków czy spożywanie alkoholu. Szkoda, że tak późno, ale to lepiej, niż wcale.
Czy czuję się po tym Raporcie, właściwie po tej konferencji, lepiej? Nie wiem – jest jakaś ulga, że spora część prawdy została potwierdzona. Jest też żal i smutek, że przez ponad rok pozwalano na znieważanie pamięci poległych. Że wiedziano, jaka była prawda i nie prostowano oczywistych pomówień. A przy niektórych trwa się do dzisiaj.
Pytanie raczej, jak się dziś czują ci, którzy jeszcze przedwczoraj pod moją notką oskarżali pilotów o samobójcze lądowanie. I wszyscy, którzy nas tu i w wielu mediach oskarżali o chore fantazje i rusofobię. I którzy dalej będą się wyżywać, bo Raport nie całą prawdę ujawnia. No cóż, może po tylu kłamstwach tak od razu całej prawdy napisać nie można. Ludzie by nie wytrzymali – ci ludzie.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka