Andrzej Jarczewski protestuje. Zamknął się w wieży i wysyła w świat informacje o swojej sytuacji. Został skrzywdzony.
Wielu czuje się skrzywdzonych przez prezydenta miasta, ale protestują bardzo nieliczni. Andrzej protestuje, bo pozostały mu z tamtych lat, solidarnościowych, niepokorne przyzwyczajenia. Choć wydawało się - był taki czas - że się przyzwyczaił i uodpornił na niedoskonałość samorządowej praktyki. Tej gliwickiej szczególnie. Od dłuższego jednak czasu tropił i opisywał na swojej stronie "trąd w pałacu władzy".
Znam Andrzeja od kilkudziesięciu lat. W 1986 roku, kiedy go aresztowano, Halina, jego żona, była słuchaczką Studium Nauczycielskiego i w ciąży z kolejnym dzieckiem. Koleżanki z grupy i niektórzy z nas, nauczycieli, organizowali pomoc. Nie było jej łatwo, trójka małych dzieci w domu i czwarte w drodze. Była dzielna.
Andrzej, działacz podziemia, czasem pisarz i poeta, w przerwach polityk. Z usposobienia filozof, człowiek serdeczny. Spieraliśmy się, nawet dość często, nigdy jednak nie przekraczając granicy koleżeństwa. Andrzeja nie można było nie lubić.
Kiedy pół roku temu odwiedziłem go w Radiostacji, kiedy opowiadał o jej tajemnicach i mrocznej nieraz historii, pomyślałem - i pamiętam tę chwilę bardzo wyraziście - że ta oryginalna architektonicznie budowla czekała prawie sto lat na swojego lokatora. Przypasowali sobie - strzelista konstrukcja do Andrzeja, Andrzej do jej historii.
Klucznik Radiostacji - tak oficjalnie określał swoją funkcję i rozumieliśmy wszyscy, także swego czasu i jego zwierzchnik, że znaczy to coś więcej, niż urzędnik na stanowisku dyrektora. Bo Andrzej jest z tych, którzy dla swoich wizji dają całego siebie. Miejsce sierpniowej prowokacji z 1939 roku stało się w ostatnich latach największą atrakcją turystyczną Gliwic. Razem ze swoim Klucznikiem.
Powinno tak pozostać. Bo to jedyna rzecz, jaka się w ciągu 17 lat udała prezydentowi miasta. No, może jeszcze ruiny Teatru, dopóki żyła Ewa, pomysłodawczyni i potem dyrektorka tego magicznego miejsca. Dopóki żyła - zginęła razem z synem w pamiętnej katastrofie górskiej kolejki w Dolomitach.
Andrzej został odwołany ze stanowiska natychmiast po przegranych wyborach samorządowych. Jest przekonany, że z naruszeniem prawa. Ja wiem na pewno, że ze szkodą dla gliwickiego muzeum. I że to zwolnienie nie ma merytorycznie dobrego uzasadnienia, ma natomiast wszelkie cechy osobistej zemsty.
PS
Właśnie dowiaduję się, że w nocy antyterroryści zdjęli Andrzeja z wieży Radiostacji i umieścili, podobno, w "psychiatryku". Jestem w Warszawie i takie mam telefony z Gliwic. Będę informował o rozwoju sytuacji, bo staje się ona "obłędna, ale wielce rzeczywista", jak pisał 150 lat temu Norwid. W mieście prezydenta Frankiewicza wszystko jest możliwe.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka