Historia lubi się powtarzać, często jako tragedia, a nieraz zwyczajnie farsa. Czasem mamy równocześnie i jedno i drugie. Zdumiewa mnie zawsze, gdy taką tragifarsę traktuje się serio. Tak było w ostatnich latach z każdą dyskusją wokół „książek” Grossa, tak jest i dzisiaj z naszą polską polityczną nierzeczywistością.
Co do trudnych relacji polsko – żydowskich w czasie okupacji i w latach tużpowojennych to wszystko zostało niegdyś napisane i powiedziane podczas gorących dyskusji wokół „Medalionów” Nałkowskiej i „Opowiadań” Borowskiego. Szczególnie w ostrej polemice między Zofią Kossak Szczucką a Tadeuszem Borowskim. Powinien te sprawy znać każdy maturzysta, więc powtarzanie tej dyskusji w 21 wieku i to w kontekście wyjątkowo mizernej i niewiarygodnej literatury było rzeczywiście widowiskiem dla mnie żałosnym. Wystawiało też chyba nie najlepsze świadectwo naszej polonistycznej edukacji w klasach maturalnych.
W przypadku otaczającej rzeczywistości moje zdumienie najczęściej przeradza się w przerażenie. Podobne temu, którego doświadcza każdy, czytając - proszę wybaczyć, że pozostanę przy Nałkowskiej – jej reportaż „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu”. Pamiętają państwo tę końcową scenę? Z pewnością tak, więc, jak mawiał Jowialski, „znacie, to posłuchajcie”.
Doktor Epstein, profesor z Pragi, przechodząc ulicą między blokami oświęcimskiego obozu w pogodny poranek letni, zobaczył dwoje małych dzieci... Siedziały w piasku drogi i przesuwały po nim jakieś patyczki. Zatrzymał się przy nich i zapytał:
-Co tu robicie, dzieci?
I otrzymał odpowiedź:
- My się bawimy w palenie Żydów.
Czy można było mieć pretensje do dzieci, że bawiły się w to, co wypełniało ich dziecięcy świat? Że bywały w tych zabawach okrutne, tak jak okrutna była obozowa rzeczywistość? Że wzrastały w odwróconym systemie wartości?
Sięgnąłem po drastyczny przykład i z góry proszę o wyrozumiałość, czasem jednak tak trzeba, by ostrzej pokazać zjawisko. To zjawisko otworzymy właśnie pytaniem: w co się dziś bawią dzieci peerelu? W różne rzeczy, ale niektórzy także w politykę. I bawią się tak, jak zapamiętali tę sferę życia z dzieciństwa i młodości. Że kiedyś z tym walczyli? Nie szkodzi, jest w życiu etap buntu, jest i etap asymilacji. Po prostu „prawda etapu”. Tym bardziej pożądana, że fascynująca, bo zwycięska. Zwłaszcza dla tych, dla których „Polska, to nienormalność”.
Na naszych oczach tworzą i utrwalają neopeerel. Z jednopartyjną hegemonią, z fasadową demokracją, z wszechogarniającym nas kłamstwem. I z tupetem, który niemal codziennie sączy się z mediów do naszych oczu i uszu. Tak jak od paru dni wypowiedzi polityków Platformy, komentujących ekscesy pseudokibiców w Bydgoszczy. Szczególnie wyrazisty był w tym Marszałek, oburzony „łamaniem prawa i podnoszeniem ręki na nasze państwo”. Słuchałem z niesmakiem, bo przecież zbyt dobrze pamiętam odmowę ujawnienia przez niego swoich bilingów, niezbędnych przecież w śledztwie hazardowym. Właśnie w imię prawa i silnego państwa.
Ani się Marszałek nie zaczerwienił, ani dziennikarka nie zdobyła się na najniewinniejsze , choćby odrobinę kłopotliwe pytanie. Takich pytań nie próbuje też zadawać społeczeństwo. Bo to jeszcze jedna, obok wymienionych wcześniej, cecha neopeerelu – przyzwyczajenie i rezygnacja.
Do czasu. O tym też powinni pamiętać bawiący się w politykę dzieci peerelu Są przekonani, że budują system (tak, system, sami się do tego przyznają; nie demokrację, lecz system, dlatego nas nazywają „antysystemową opozycją”) na kilkadziesiąt, a może i więcej lat. A poeta ostrzegał: „ Którzy czekali błyskawic i gromów/ są zawiedzeni/ nie wiedzą, że staje się już.” Ten poeta - a lubią go szczególnie - napisał też: „Który skrzywdziłeś człowieka prostego…”
Więc do czasu. Ten czas nadchodzi – niesie go fatalna sytuacja finansowa Polski, coraz trudniejsze warunki życia, brak poczucia bezpieczeństwa w słabym państwie i bezczelność kłamstwa. Także tego, dotyczącego tragedii smoleńskiej. Warto wyjść do ludzi i z nimi rozmawiać – nawet ci, co nie chcą słuchać o polityce, mają już dość.
Powie ktoś – wszyscy jesteśmy dziećmi peerelu. Nie ma już tych ukształtowanych w niepodległej II Rzeczpospolitej. To prawda. Jednak nie wszyscy w polityce i działalności społecznej zdradzali w ostatnich 20 latach niebezpieczną fascynację peerelem i relatywizmem. Nie wszyscy. Warto sobie zadać trud i zgłębiać najnowszą historię Polski. Przypominać dzieje ostatnich lat. I odkrywać tych, którzy nie szli na kompromisy, nie „przechodzili przyspieszonego kursu padania na kolana”, nie wyrzekli się ideałów młodości. Warto – bo jest ich wielu. I coraz mniej skuteczne jest podważanie ich przyzwoitości szyderstwem, obmową, czy prostackim śmiechem. Coraz mniej.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka