Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
1616
BLOG

Rok grozy

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Polityka Obserwuj notkę 37

            Tak nazwał mijający właśnie rok 2010 profesor UJ, redaktor Arcanów, Andrzej Nowak. W języku łacińskim, którego użył, określenie to jeszcze mocniej przeraża, lecz jednocześnie intryguje mistycznie: „annus horribilis”. I ten mistyczny sens chce widzieć w ostatnich 12 miesiącach J.M. Rymkiewicz: „Może to był święty rok Polaków. (…) Rok wydarzeń, poprzez które przedziera się światło świętości”.

           No cóż, przypomnijmy, chociaż tak bardzo nie chciałoby się do tego wracać – tragiczna śmierć naszej elity politycznej w Smoleńsku, dramatyczne w skutkach fale powodziowe w maju, lipcu i sierpniu, zabójstwo działacza politycznego ( PiS ) w Biurze Poselskim w Łodzi, zapaść na kolei ( autentyczne „horribilis” dla pasażerów), wstrząsające doniesienia o wigilijnych prześladowaniach chrześcijan w świecie muzułmańskim (przypomnę: co 3 minuty ginie męczeńską śmiercią wyznawca Chrystusa). A jeżeli mamy jeszcze siły, to wspomnijmy o upokarzającym Polskę śledztwie smoleńskim, o nie mniej upokarzających warunkach podpisanej umowy gazowej z Rosją, o rurze położonej zbyt płytko na dnie Bałtyku i uniemożliwiającej rozwój stoczni szczecińskiej, a może przede wszystkim o potężnym kryzysie finansów publicznych, odmierzanym „zegarem Balcerowicza”.

           W ostatnich dniach mogliśmy przeczytać w polskiej prasie różnej maści ciekawe wypowiedzi publicystów, podsumowujących mijający rok. Te analizy i próby syntezy różnią się od siebie dość często w tych obszarach, w których do głosu dochodzą emocje i partyjne sympatie, w jednym jednak aspekcie można zauważyć znaczną zbieżność diagnostyczną – otóż niemal wszyscy podkreślają, że nastąpił u nas zmierzch polityki rozumianej jako działanie dla dobra publicznego. Tej polityce nadano pogardliwą nazwę „dziewiętnastowiecznej” i zwrócono się gorliwie w stronę „nowoczesności”, czyli public relations. Co w praktyce oznacza „niewiele robić, dużo i miło mówić oraz dobrze wyglądać” (R. Matyja). Kult pijaru bezwzględnie redukuje działalność rządu, sprowadzając ją niemal do jednego celu - do utrzymania władzy.                                                                                              

Z takim prymatem lansu nad działalnością dla dobra Kraju mamy do czynienia od trzech lat. I kto wie, czy nie jest to najistotniejszy czynnik grozy mijającego roku. Ponieważ samo pojęcie public relations staje się dla coraz większej części społeczeństwa synonimem manipulacji i kłamstwa. A cóż może być gorszego w naszym życiu publicznym od kłamstwa? - chyba tylko akceptacja kłamstwa. Na szczęście wiemy i widzimy, że nie wszyscy uznają prymat lansu nad sensem pożytecznej działalności. Że coraz szersze grupy społeczne i polityczne gotowe są walczyć o idee. Już nie tylko te 19-wieczne, ale i staropolskie, wyznaczone rymem Kochanowskiego: „A jeśli komu droga otwarta do nieba,/ tym, co służą Ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba.” Tego się nie da wyszydzić i skarykaturować, chociaż wprzęgnięto w tę pracę siły potężne, „widne i dwupłciowe”.

           Dzisiaj, po parotygodniowym rozbracie z telewizją, zobaczyłem je znów. Wiodąca stacja powróciła do udowadniania winy pilotów Tu-154 i oczywiście psychicznej presji generała Błasika. Pojawili się nowi „eksperci”, już nie pan Hypki, ale pułkownicy Gruszczyk i Latkowski. Kogoś mi to ostatnie nazwisko przypomina – Kisiel w takich sytuacjach zwykł był wrzucać w nawias pytanie, „zgadnij, kotku, kogo?” Wywiad z tezą o nieodpowiedzialności śp Lecha Kaczyńskiego poprowadziła M. Olejnik. Szkoda, że nie zamknął tej dyskusji wcześniej, przepytywany przez nią minister Sasin.

           I oczywiście, by przypomnieć moherom i nam wszystkim, ze jesteśmy hienami, pojawił się z nową książką Gross. A jakże, wydaną przez Znak. Będzie więc z początkiem nowego roku trwał w najlepsze proces zohydzania Polski Polakom, którym już zaczęło się w głowie przewracać pod wpływem licznych uroczystości historycznych i publikacji IPN-u, przypominających heroizm i męczeństwo naszych przodków w XX wieku.

           Mimo wszystko nie potrafię być pesymistą. Codzienne życie przynosi przecież tyle serdecznych spotkań i wzruszających obserwacji. Jedną z nich się podzielę. Jakiś miesiąc temu, przy pierwszym śniegu, podziwiałem rano z okna mojego mieszkania ośnieżony krajobraz okolicy. W oddali Radiostacja, bliżej nieco Kościół św. Bartłomieja, a tuż obok, niemal w zasięgu ręki Szkoła i niskie budynki pawilonów handlowych. Niewielki ruch, ktoś odśnieżał samochód, ktoś wychodził ze sklepu. Nagle w tym krajobrazie pojawił się chłopczyk, chyba pierwszoklasista – i stałem się świadkiem poruszającej sceny. Tak ją wówczas, w chwilę później, utrwaliłem na papierze.

 „Widzę chłopca, jak z tornistrem na plecach drepcze do swojej pierwszej szkoły i klasy. Co parę kroków odwraca się i rączką pozdrawia kogoś w oknie na wysokim piętrze. Jest pełen miłości i ostatniego w drzwiach pożegnania. Nie widzę kobiety, ani jej czułego wzroku i delikatnych gestów dłoni. Ale wiem, że istnieje, że stoi tam jeszcze długo, chociaż syn zniknął już za rogiem miejscowego sklepu, obróciwszy się wcześniej po raz ostatni, już bez gestu, z pewną rezygnacją. I że parę godzin później spoglądać będzie przez to samo okno z niepokojem i wzbierającą tęsknotą”.

 Krucha, ulotna scenka, a przecież jest kamieniem węgielnym naszej niezniszczalnej ludzkiej wspólnoty, naszego człowieczeństwa. I naszą nadzieją. Trwajmy przy niej zawsze, nawet w trudnych chwilach - oby ich jednak nie było zbyt wiele! – Nowego Roku 2011.

                                                                       

           

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Polityka