„My z zatopionych wsi, my z wypasionych miast…” – to wydaje się być najcelniejszy komentarz do wyników wyborów prezydenckich w naszym Kraju. Oczywiście metaforyczny, bo ani wsie nie są zatopione, ani miasta wypasione. Coś w tym jednak jest i - jak czytam dziś w Dzienniku Polska - podział na Polskę A i B pogłębia się i nie ma wielkiej nadziei na zrównoważony rozwój.
Słyszę w komentarzach, że nikt nie przegrał tych wyborów - wszyscy zadowoleni, łącznie z Napieralskim, no, może tylko Pawlak i PSL nieco przygaszeni, ale tak generalnie każdy coś uzyskał. My mamy 2 mln głosów więcej niż w 2007 roku – napisałem mamy, jednak po prawdzie, to ma je Jarosław Kaczyński! Osiągnął sukces w bardzo dla siebie trudnej kampanii. Kroczył po linie i obserwowaliśmy to czasem z dużym niepokojem. Przeszedł jednak bezpiecznie i co więcej, przeprowadził nas, szeroko rozumianą prawicę, w sferę realnych możliwości politycznych.
Teraz niezwykle ważne będzie kontynuowanie tej strategii (nie lubię tego określenia ), więc raczej postawy politycznej, która, nie rezygnując ze swoich wartości, potrafi być ponad codziennym jazgotem partyjnym i widzieć swoje cele w dłuższej perspektywie. A mówiąc wprost, nie dać się prowokować i sprowadzać do personalnych rozgrywek; utrzymać ten stan duchowej siły, który widzieliśmy u Pana Jarosława w kampanii, a szczególnie w ostatniej rozmowie w „Kropce nad i”. Gdy się ma za sobą prawie pół Polski, tej aktywnej politycznie, uczestniczącej w wyborach, to nie jest niemożliwe. I gdy się wie, ze musimy wygrać sprawy dla Polski najważniejsze: wyjaśnienie katastrofy katyńskiej oraz utrzymanie pełnej władzy decyzyjnej w kwestii tzw. gazu łupkowego.
Czekają nas niezwykle trudne miesiące, może nawet, jeżeli nie będzie wcześniejszych wyborów parlamentarnych, półtora roku. Trudne, bo nie mam złudzeń – rząd nie podejmie żadnych koniecznych reform przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi, a bezczynność będzie się starał „przykryć” tym, co zawsze, czyli przeniesieniem dyskusji w sfery emocji personalnych i drugorzędnych z punktu widzenia funkcjonowania państwa i jego kondycji finansowej. Nie będą nam towarzyszyć w tym sporze opozycji z rządem obiektywne miedia – też nie mam złudzeń.
Chciałbym tylko, ale obawiam się, że to pobożne i bardzo nierealne życzenia, by druga strona zrezygnowała z języka wojny i fizycznej eksterminacji ( „wyrżnąć watahę”, „zabić i wypatroszyć”, itp ). By w ogóle zrezygnowała z tej barbarzyńskiej metody redukowania politycznego przeciwnika do istot gorszego gatunku, metody dobrze opisanej przez Klemperera w klasycznej już pozycji „LTI”. Bo gdy się na poziomie języka uprzedmiotowi opozycję, to w bliskiej praktyce mogą się pojawiać sytuacje i wydarzenia naprawdę dramatyczne.
I na koniec sprawa najważniejsza. Zgoda, którą do rangi wyborczego hasła podniosła Platforma, może zaistnieć tylko wtedy, gdy jest oparta na Prawdzie. A społeczeństwo w dużej części, prawie w połowie, ma świadomość, że tej Prawdy w życiu publicznym nie ma. I nie chodzi tylko o tragiczny los polskiej elity politycznej i intelektualnej pod Smoleńskiem, nie tylko. Jest wiele spraw, bardzo wiele, zafałszowanych. Nie trzeba ich wyliczać. Trzeba jednak powiedzieć: my mówiliśmy czasem niedobrym językiem i bolesnym, Jarosław Kaczyński potrafił za to przepraszać niejeden raz, a nawet od tego języka całkowicie i wiem, że na trwałe, odstąpić. Ale nigdy nie mówiliśmy o zabijaniu!
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka