Kilka gorących i nieuporządkowanych refleksji bezpośrednio po debacie.
Zaimponować mógł Grzegorz Napieralski. Trudno - oceniać jednak trzeba w pewnym kontekście dotychczasowych możliwości kandydata, a te u pana Grzegorza nie oceniałem najlepiej. Po raz pierwszy dla mnie, a słyszałem go wiele razy, pojawił się jako dojrzały polityk, bez tego, zawsze mu do dziś towarzyszącego, gombrowiczowskiego „chłopięctwa”, jakiegoś skrępowania „dzieckiem podszytego”. Po jakimś czasie zaczął jednak tracić – tak gdzieś od pytania o in vitro. Przekazał wyraźny sygnał, że świat jest dla szczęśliwych i to najlepiej bez wysiłku z ich strony. Szczęście można kupić, najlepiej za państwowe pieniądze, a leczenie bezpłodności, skuteczniejsze niż in vitro, wymaga przecież trudu i poświęcenia.
Fatalnie też zakończył swój udział w debacie – postraszył Polaków IV RP i Jarosławem Kaczyńskim. „ Boję się IV RP – ja ją powstrzymam i obronię Polskę przed Jarosławem Kaczyńskim”. Powrócił Napieralski „dzieckiem podszyty” i wypada się tylko dziwić, dlaczego nie jest w Komitecie Honorowym Komorowskiego obok Kutza, Wajdy i Bartoszewskiego.
Waldemar Pawlak potwierdził opinię o sobie, jako o sprawnym i doświadczonym polityku. Z początkowych, dość „okrągłych” i ogólnych stwierdzeń przeszedł do wypowiedzi konkretnych i precyzyjnych. I wtedy okazywało się, że w wielu kwestiach jest bliski J. Kaczyńskiemu – podobnie widzi rolę Polski w polityce wobec krajów bałtyckich, Ukrainy i Gruzji, podobnie rozumie naszą obecność w Afganistanie oraz wzajemne relacje z Rosją. Jako jedyny podkreślił rosnące znaczenie Chin.
Bronisław Komorowski raził wyniosłością, samozadowoleniem i nawet nie specjalnie skrywanym poczuciem wyższości. Co druga wypowiedź sprowadzała się do uznania dla osiągnięć swojej formacji politycznej. Znakomicie sobie poradzili z dramatem powodzi i z tragedią smoleńską, odbiurokratyzowali państwo, doprowadzili do wzrostu gospodarczego, ułatwili przedsiębiorcom prowadzenie działalności gospodarczej, zapewnili Polsce bezpieczeństwo energetyczne (m.in. Gazoport), a ostatnie 20 lat to sukces naszego kraju. Jego pewność siebie może się udzielać tym tylko, którzy niewielki mają kontakt z rzeczywistością. Mnie wypada przyznać, że największym sukcesem Komorowskiego w debacie był brak kompromitujących merytorycznych wpadek. Złośliwi powiedzą – i pewno nie bez racji – ze przecież zasób gaf został już przez niego wyczerpany: Polskę wyprowadził z NATO, gaz łupkowy wydobywa metodą odkrywkową, a spotykanie się tragedią ludzką podczas powodzi to rzeczywiście przyjemność. Ja jednak twierdzę, że parę głupot do powiedzenia jeszcze zostało, więc – poza ściemą o sukcesach rządowych PO ( „ściemnia Pan” –wczoraj wypaliła w radiu Zet M. Olejnik D. Tuskowi, gdy zaczął tłumaczyć, że oni nic wspólnego z prywatyzacją szpitali nie mają), Komorowski wypadł nieźle.
Jarosław Kaczyński zaczął ostrożnie i zbyt ogólnie. Potem z pytania na pytanie było coraz lepiej. Już przy powodzi, a także w kwestii biurokracji i przyjaznego państwa pokazał się w roli polityka, który ma koncepcję i przygotowane plany. Nie gloryfikuje ostatnich 20 lat, mówi: „trzeba po raz pierwszy od 20 lat dostosować demokrację do potrzeb obywatela” i wymaga to wspólnej pracy wszystkich sił politycznych. Umiejętności szanowania się mimo różnicy poglądów i osiągania kompromisu.
Od pytania o in vitro zaczęła się zaznaczać wyrazistość Jarosława Kaczyńskiego i odwaga w prezentowaniu poglądów wykraczających poza ramy politycznej poprawności. „In vitro jest – podkreślił Kaczyński – na końcu problemu bezdzietności. Wcześniej jest wiele możliwości skutecznego leczenia i jako prezydent poprę przeznaczanie środków na leczenie.” I on tylko jeden miał w tej debacie odwagę (tak, wymaga to dzisiaj odwagi) wyznać, że jest katolikiem i to go zobowiązuje.
Nie brakło w debacie fragmentów polemicznych, utarczek słownych między Komorowskim i Kaczyńskim oraz Napieralskim i Komorowskim. Ożywiło to debatę, lecz pozostawiło niedosyt. Warto by przemyśleć koncepcję debaty tak, by dopuścić możliwość krótkich merytorycznych sporów, ograniczonych na przykład do 30 sekund.
Mnie zaimponowała dyscyplina wypowiedzi uczestników debaty – precyzyjnie mieścili się prawie bez wyjątków w czasie (od 60 do 90 sekund) i nie przeszkodziło im to w logicznym przekazywaniu treści. To ważna cecha kandydatów na prezydenta RP, nic tak bowiem nie drażni, jak gadanie o niczym.
Przeglądam jeszcze raz robione na bieżąco notatki i utwierdzam się w przekonaniu, że najbardziej konkretny w swoich odpowiedziach był Jarosław Kaczyński. O euro – tak, ale wówczas, gdy Polacy „nie będą mieli pustych kieszeni”, gdy gospodarczo będziemy silni. O polskiej wsi –„ nie może być dwóch Polsk.” Środki europejskie muszą być dla naszych rolników takie same jak w całej UE. O przedsiębiorcach – trzeba przygotować jedną ustawę, jak np. ta z czasów ministra Wilczka z 1988 roku. Bezpieczeństwo energetyczne – dywersyfikacja ( Gazoport to projekt PiS) i szanse związane z gazem łupkowym. Sceptycyzmowi Komorowskiego przeciwstawił poglądy jego partyjnych kolegów – Sikorskiego i Saryusza Wolskiego.
Wizja Polski jako lidera dla krajów bałtyckich oraz Ukrainy i Gruzji jest też u J. Kaczyńskiego jednoznaczna. Powinniśmy kontynuować politykę Piłsudskiego, Giedroycia i Lecha Kaczyńskiego. Formuła debaty oczywiście nie pozwoliła tej myśli rozwinąć, rozumiemy jednak, że tu nie chodzi o proste kontynuowanie np. działań Piłsudskiego, lecz o silniejszy związek Polski z w.w. krajami, o wytworzenie mocnej wspólnoty interesów (chociaż to słowo nie jest najszczęśliwsze).
Sprawę Afganistanu przeciął Kaczyński krótko: „Jesteśmy tam, bo to nasz obowiązek wobec NATO.” Ale trzeba dyskutować o czasie trwania naszej tam obecności. W strategicznych kierunkach naszej dyplomacji liczy się NATO i USA, choć należy ST. Zjednoczonym stawiać warunki. Ważna tak samo jest UE i stolice 5 największych państw europejskich. Jest także szansa na normalizację z Rosją i trzeba z tej szansy korzystać.
W minutowym podsumowaniu podkreślił J. Kaczyński rangę patriotyzmu rozwoju oraz konieczność wykorzystania powstałej teraz w społeczeństwie pozytywnej energii dla wspólnego rozwiązywania problemów i szukania kompromisu, pomimo różnicy zdań.
Interesujące też było podsumowanie W. Pawlaka. Zapowiedział konieczność „wzmocnienia siły głosu narodu” przez częstsze korzystanie z referendum. Zaproponował zmianę formuły Senatu, nie zdążyłem jednak zanotować szczegółów. Zaproponował też odwołanie się do „patriotyzmu zwycięskiego”, jako tego, który powinien kształtować pokolenia młodych Polaków.
Ta debata była potrzebna, pokazała wyraźnie to, co – mimo czasem pewnych podobieństw - różni najważniejszych kandydatów na urząd Prezydenta RP, zarówno w wymiarze ideowym i merytorycznym, jak i w aspekcie osobowościowym. Czy niezdecydowanych skłoni do podjęcia decyzji? – zobaczymy 20 czerwca.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka