Musiałem parę dni ochłonąć, po tym co usłyszałem w niedzielę rano w Radio Z u Moniki Olejnik. Myślałem też, że mnie ktoś wyręczy, że ktoś jeszcze zwrócił, poza mną, uwagę na tę niezwykle znamienną wypowiedź Tuska i ją tu odpowiednio i lepiej ode mnie z analizuje. Czekałem, czytałem, ale chyba nic takiego się nie stało, więc zabieram się, niezbyt chętnie, do przedstawienia sprawy. Niezbyt chętnie, bo rzecz wywołuje we mnie wspomnienia, do których wracam bez przyjemności.
Gościem Olejnik był Donald Tusk, który, gdy rozmowa zeszła na temat afery hazardowej, w pewnej chwili powiedział ni mniej, ni więcej tak: „Mam nadzieję, ze tacy ludzie jak Mariusz Kamiński, nigdy już w Polsce nie będą pełnić ważnej funkcji”.
Sparaliżowało mnie, przyznam. Ta z pozoru życzeniowa wypowiedź i rzucona jakby od niechcenia, gdy się jej bliżej przyjrzeć, zawiera dość istotny komunikat. Ale o tym za chwilę. Najpierw osobiste wspomnienia.
Podobne słowa usłyszałem któregoś dnia bardzo dawno temu, chyba w roku 1984. Na ważnej naradzie ówczesnych władz partyjno-wojskowych zastanawiano się nad obsadą wakującego stanowiska kierownika wydziału kultury w miejski urzędzie. Były jakieś problemy ze znalezieniem odpowiedniego kandydata i ktoś nieśmiało przypomniał moje nazwisko. Reakcja była – jak mi to później przekazano - bardzo gwałtowna: „Ten pan nigdy już w Gliwicach nie będzie pełnił żadnej ważnej funkcji. Niech się cieszy, że pozwalamy mu pracować, bo dobrze uczy nasze dzieci”. Tak, uczyłem także ich dzieci i najpewniej im zawdzięczałem dość łagodny wymiar represji po 13 grudnia.
W parę miesięcy później zabrano mi i to – odsunięto mnie od młodzieży licealnej i skierowano do studium nauczycielskiego. Tam, wykładając literaturę dla dzieci młodzieży, miałem mieć mniejszą możliwość komentowania peerelowskiej rzeczywistości. Ale kiedy przygotowałem ze słuchaczami kabaret „W przedszkolu naszym nie jest źle” entuzjazm widzów sprawił, że rychło zmienił się dyrektor i w jego miejsce pojawił się słynny wojewódzki weryfikator. Rok później ,gdy wezwany do jego gabinetu szedłem tak naprawdę po odbiór zwolnienia, zdumiony usłyszałem: „ Pan wie, po co mnie tu przysłano. Ale już nie będzie miał pan ze mną kłopotów”. Padły też jakieś słowa uznania, dla mnie od tej akurat osoby nieistotne. Za kilka tygodni wszystko stało się jasne, rozpoczynały się przygotowania do obrad okrągłego stołu.
Skąd ta zapiekłość, którą na różnych etapach moich zawodowych i politycznych przypadków odczuwałem jeszcze nie raz i w III RP? Otóż kilka lat, dokładnie trzy i pół, byłem w PZPR. Od 1978 do 13 grudnia 81. W sierpniu 1980 roku zaproponowano mi ( sam się nie prosiłem ) stanowisko dyrektora najlepszego liceum. Powinienem być wdzięczny i wierny. A ja stworzyłem z tej szkoły bastion Solidarności. I uczyniłem jeszcze wiele innych zbrodni wobec PZPR-u, których, jak to dziś wiem, się łatwo nie zapomina. Z tą najbardziej spektakularną – niemalże udaną próbą odsunięcia osławionego sekretarza Żabińskiego od władzy. Były to dla mnie bardzo dramatyczne czasy, ale nie o tym jest ta notka.
Proszę, by nikt nie pomyślał choć przez moment, że porównuję się z Mariuszem Kamińskim. Nie mam prawa. Ja po prostu wykazałem się wystarczającą odwagą, by odpokutować naiwność z roku 1978. Naiwność, że PZPR się cywilizuje. Gdybyśmy stawili zdeterminowany opór wobec stanu wojennego, eksterminowano by nas z równą bezwzględnością, jak niezłomnych i wyklętych w latach 1944 - 56.
Wspomniałem o swoich doświadczeniach z tamtych lat, by ukazać podobieństwo osób, pozwalających sobie na groźbę w rodzaju „ten pan nigdy już żadnej funkcji pełnić nie będzie”. Nieważna jest merytoryczna przydatność dla kraju, najważniejszym kryterium staje się swoiście rozumiana lojalność. Tusk nie usunął Kamińskiego natychmiast po objęciu władzy, powinien mu więc być pan Mariusz wdzięczny. A tu taka zdrada - więc nigdy żadnych funkcji!
Wypowiedź Tuska różni się jednak w istotny sposób od tamtej sprzed lat. W jego wypowiedzi nie ma tej pewności, co u niegdysiejszego sekretarza. Tusk ma nadzieję, że dla M. Kamińskiego nie będzie ważnych zadań. Zauważmy – sformułowanie „mam nadzieję” jest typowym zwrotem do adresata. Warto sobie zadać pytanie: kto jest tym adresatem? Czy język tutaj nie zdradził Tuska? – przecież słyszymy: jest ktoś, kto o tym może zadecydować i tym kimś nie jestem ja. Gdyby Tusk był pewien swej siły i siły Platformy, usłyszelibyśmy: „Zapewniam, że tacy ludzie, jak M.K już nigdy….” . Ale nie usłyszeliśmy.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka