v
Przed chwilą byłem świadkiem niezwykłej rozmowy w TV3 redaktora Mariusza Pietrasika z przyjaciółką Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka. Rozmowa dotyczyła dzisiejszej decyzji sądu, uniewinniającej praktycznie zabójcę Grzegorza. Pani (przepraszam, nazwiska nie pamiętam, może ktoś podpowie) nie otrząsnęła się jeszcze z szoku, z niedowierzania, z bólu. Wspominała cierpienie matki, które tak naprawdę ją zabiło – przeżyła syna zaledwie o trzy lata. Powiedziała też rzecz ważną, że Grzegorz nie zapowiadał się na dobrego poetę, on był już dobrym poetą.
Ale rozmowa stała się niezwykła dzięki nieoczekiwanej puencie. Spróbuję odtworzyć z pamięci:
- Jestem wstrząśnięta. Ja nie chce w takim kraju żyć.
- Dziękuję Pani, dziękuję Państwu, rozmawialiśmy z ( i tu pada zapomniane przeze mnie nazwisko).
- A Pan nie jest wstrząśnięty? Nieoczekiwanie, już po zakończeniu programu, ale jeszcze na wizji, otrzymuje dziennikarz pytanie. Zaskoczenie, chwila konsternacji.
- Ja… jestem i się zastanawiam, czy inne zbrodnie też nie zostaną osądzone.
- To dobrze, że Pan tak myśli, gdyby wszyscy tak myśleli, żylibyśmy w innym kraju.
Sądzę, że wszyscy rozumiemy niezwykłość tej sytuacji. Prosta kobieta, w tym najlepszym znaczeniu tego słowa, niepolityk i niedziennikarz, przyszła do studia na rozmowę!!! Rozmowę z drugim człowiekiem, w dodatku młodym człowiekiem, niewiele starszym od tamtego Grzegorza, którego dobrze pamięta. I oczekiwała tego, czego my wszyscy w takich sytuacjach oczekujemy: zrozumienia, odniesienia do wspólnych wartości, słowem - podobnych reakcji i uczuć. A spotkała się z dziennikarską rutyną. Prostym pytaniem jednak obudziła w nim prawdziwe uczucia.
To była dobra lekcja dla nas, polityków opozycji. Tak powinniśmy reagować, gdy się nas zaprasza na dyskusje o sprawach, które dla wszystkich, także i dla redaktora, są oczywiste i jednoznaczne. Podejmując dyskusję, współtworzymy fałszywą sytuację, że niby coś jest kontrowersyjne i można to coś różnie widzieć i oceniać. Czasem jednym naturalnym pytaniem można przywrócić rozmowie sens. Warto w tym wszystkim także pamiętać, jaka powinna być tak naprawdę rola dziennikarza. Mnożyć wątpliwości, piętrzyć punkty widzenia, imponować tolerancją wobec oczywistego tupetu i cynizmu? Ten sprzed 100 lat, z „Wesela”, przynajmniej miał wyrzuty sumienia i oceniał się surowo: „Usypiam duszę mą biedną i usypiam brata mego”. A dziś?
Właśnie! - a dziś przeczytałem w „Rzepie” artykuł, który każdego mógł obudzić z najgłębszego snu. Igor Janke napisał o manipulacjach Platformy przy aferze hazardowej to, o czym wszyscy wiedzą, ale mało kto ma odwagę głosić - i zadał proste pytanie: „Czy ciemny lud to kupi?”. Gratuluję i przepraszam, że czasem w intencje p. Igora wątpiłem.
Inna rzecz, czy to pytanie spełni tak magiczną rolę jak pytanie przyjaciółki matki Grzegorza.
To także sprawdzian dla mojej niepoprawnej nadziei.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka