Przyszedł do mnie człowiek, do Biura, jeden z tych, którzy nie zapisują się na rozmowę z posłem, by podzielić się radością z dobrej pracy, z udanego urlopu, czy też szczęściem spokojnej starości. Przyszedł, bo ma 59 lat, jest na zwolnieniu zbiorowym z Bumaru Łabędy i musi przeżyć najbliższe 7 lat za zasiłek w wysokości 680 zł. W takiej jak on sytuacji jest dziś kilkuset, a w najbliższych tygodniach będzie ponad tysiąc pracowników Bumaru. I nie można mieć pewności, że na tym się skończy. Ale jest to człowiek nadziei, wierzy, że coś się zmieni, bo przecież tak się długo żyć nie da, a poseł coś zrobi i tam „na górze” zmienią ustawę. Więc poseł napisze interpelację i nawet wie, jaka będzie odpowiedź. Nie odziera jednak prostego człowieka ze złudzeń, prosi o cierpliwość i umawia się na następną rozmowę, po otrzymaniu odpowiedzi właściwego ministra. A sam pozostaje ze swoim smutkiem. Bo przecież wie, że gdy większość społeczeństwa boryka się ze swoją codziennością i niedostatkiem, to tam, „na szczytach” biznesowych i politycznych elit zwycięża często pospolita zachłanność. Zachłanność nieograniczona, niecofająca się przed przekraczaniem granic przyzwoitości i prawa. Coraz to słyszymy o nowej aferze, tym razem Czorsztynowej, ma też i Zabrze swoją sensację kryminalno-polityczną, związaną z byłym prezydentem miasta. Pojawia się także nowy wątek w aferze hazardowej z doradcą PO i jednocześnie doradcą Casinos Poland w tle. Całkowicie nowy, bo dotyczy dopiero co uchwalonej ustawy. Prosty człowiek coś niecoś o tym słyszy, ale nie jest posłem, ani czytelnikiem blogu Kataryny, by znać rozmiary tych nadużyć i domyślać się, jakich niebotycznych kwot pieniężnych dotyczą. On ma swój zasiłek, chciałby godnie przeżyć każdy miesiąc i od czasu do czasu kupić wnukom na imieniny drobny prezent. A tu się nie da! Więc chciałby wrócić do pracy albo przynajmniej znaleźć jakąkolwiek inną – nic z tego, bo ma swoje 59 lat, zdrowie już nie bardzo i nikt za nim w żadnej pracy nie tęskni. Utrudzony pracownik na zasiłku powinien w gruncie rzeczy dziękować opatrzności, ze nie zaprasza go się na różne jubileusze i podsumowania, bo mógłby popaść w przygnębienie nieodwracalne i uświadomić sobie, jak bardzo jest nikomu niepotrzebny. Dobrze więc, że nie zabłąkał się przez przypadek np. na gliwicką uroczystość z okazji 20-lecia „okrągłego stołu”, bo usłyszałby tam wypowiedź jednego ze znaczących lokalnych polityków, podekscytowanego, jak nie przymierzając Joanna Szczepkowska, że oto mamy wymarzoną wolność, bo: „ czyż mogłem marzyć 20 lat temu, że przyjdą czasy, gdy rano zapakuję się z rodziną do samochodu i za kilkanaście godzin będę na Lazurowym Wybrzeżu?” Gdyby to usłyszał, co by pomyślał i co by powiedział, a potem co by uczynił? Na pewno nie skierowałby swoich kroków do Biura innego polityka i nie miałbym przyjemności, - tak, przyjemności – z nim porozmawiać. I przypomnieć sobie, że wtedy, tego 4 czerwca, słysząc tę precyzyjną definicję odzyskanej wolności, natrętnie brzmiał mi w uszach piękny i gorzki tekst wyśpiewywany w tamtych latach peerelowskich przez Rodowicz: „Są dwa światy i jedno słońce, które u nas słabiej coś świeci, ty masz może wielkie pieniądze, ja mam dzieci”. I równie natrętna myśl – „do jasnej Anielki, przecież nic się nie zmieniło!” Tylko wtedy, te ponad 20 lat temu, był to zwrot do kogoś, kto jest na emigracji, na Zachodzie. A teraz oni są tu, z nami, pod tym samym słońcem. „Ale nam się porobiło” – pewno nie pamiętamy, kto to powiedział. Dlaczego o tym tyle piszę i zadręczam czytelników, jak jakiś literat pozytywistycznych czytanek. Otóż dlatego, że dziś, dzięki pani Fedak zauważyłem w refrenie tej piosenki jeszcze jedną różnicę – chodzi o dzieci. Kiedyś rodziny miały dzieci, dużo dzieci. Wiem coś o tym, bo sam mam 2 siostry i 5. braci. Ale w moim dzieciństwie, pamiętam, wszędzie naokoło było sporo dzieci. Same rodziny wielodzietne, według dzisiejszej definicji, w której wielodzietność zaczyna się od trojga dzieci. Dziś pod tym względem zajmujemy przedostatnie miejsce w Europie. Zauważyła to pani minister i zareagowała z właściwą sobie przenikliwością przyczynowo-skutkową – każde następne dziecko w rodzinie otrzyma większe becikowe. Media już z uznaniem i zazdrością piszą o możliwości dorobienia się na rodzeniu dzieci – niektóre media, te niezbyt mądre – i o gwałtownym przyroście demograficznym. Studzi entuzjazm rezolutna wypowiedź nagabywanej przez reporterkę tv młodej mamy: „nie będę rodzić szóste dziecko tylko po to, by dostać 6 tys. zł.” Rodziny wielodzietne wiedzą dobrze, że becikowe, chociaż jest pięknym i potrzebnym podarunkiem, „ nie załatwia” żadnych egzystencjalnych problemów. Bo dziś przypada na jedno dziecko do 5 roku życia 68 zł. zasiłku rodzinnego, tymczasem w krajach, które oderwały się już od zapaści demograficznej ten zasiłek kształtuje się na poziomie 150-200 euro. Z naszym zasiłkiem rodziny wielodzietne mogą tylko wegetować. A ponieważ w tej materii nic się w naszym kraju nie zmieniło od 60 lat, dlatego wiem, o czym piszę. Na koniec coś jednak krzepiącego. Gościliśmy we wtorek w Katowicach i Gliwicach Jarosława Kaczyńskiego. Zaledwie na konferencji prasowej pan Jarosław wypowiedział się krytycznie o zaleganiu z zapłatą wobec Bumaru za wyremontowane czołgi, pieniądze od razu się znalazły. Ministerstwo Obrony Narodowej oznajmiło, ze należności już ureguluje i coś tam jeszcze przy okazji obiecało. Do ludzi zawitała nadzieja. I do mnie też – może interpelacja jednak będzie skuteczna? A z nadzieją i trochę wstydu za chwile zwątpienia. Jakbym zapomniał, czego uczyłem przez ładnych parę lat. I jakbym nie czytał u poety: „Skałom trzeba stać i grozić,/ obłokom deszcze przewozić,/ błyskawicom grzmieć i ginąć,/ a mnie płynąć,płynąć,płynąć." Byle nie z prądem.
Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i wiem, ile jej zawdzięczam. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty przez te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka