JK powinien wiedzieć, że Smoleńsk w 2010 stał się jego Waterloo, gdzie stracił armię i wszystkich najlepszych generałów. To był straszny błąd z niepowetowanymi stratami. W 2015 udało się zebrać niedobitki i stanąć przed nową szansą. Pytanie jak zostanie wykorzystana.
Śledztwo smoleńskie zaczyna się od nowa, a właściwie na poziomie państwa w ogóle się zaczyna. Najskuteczniej będzie można zbadać ślad polski i chyba to właśnie rozpoczęto. Jeśli poszlaki się potwierdzą, to jest szansa na zidentyfikowanie i ukaranie zdrajców. Taką samą zdradą jest działanie na szkodę Polski na użytek wewnętrzny, czy dla obcych mocarstw. Z obcymi mocarstwami rzecz w takich sprawach jest albo niezwykle trudna, albo wręcz ze względów międzynarodowej dyplomacji niemożliwa. Wolniewicz ma rację mówiąc, że suwerenność państw leży w rękach mocarstw (to jest realpolitik niezrozumiała dla ciasnego horyzontu pieniaczy np. z Gazety Polskiej). Takie postawienie sprawy pozwoli odzyskać jakieś pole negocjacyjnego manewru na wschodzie, którego w przeciwieństwie do Węgier, po Smoleńsku, nie mamy. Gdyby się bowiem okazało, że to „znowu Putin” (a może nawet nie sam !?), to Polski jeszcze długo nie będzie stać na taką reakcję jak Brytyjczyków wobec Litwinienki (a i to było sporym zaskoczeniem). Tak samo jak nie stać nas na "pójście na Moskwę" razem z Poroszenką ( o ile to w ogóle nie jest prowokacja). Te 4mld. mogą być wydane na kałachy i to kupione od Putina. 1 mld. dla Tatarów ma już zupełnie inny polityczny wymiar. Nie ma żadnego sensu wdawanie się w taką awanturę na rzecz 25-letniego i do tego sztucznego państwa. Byliśmy jedynymi, którym udało się kiedyś Moskwę zdobyć (padł Napoleon i Hitler), a i tak nie było po co tego trzymać. Za to modernizacja takiej np. Galicji (ważnej dla nas przecież historycznie) właśnie wspólnie z Ukraińcami (żeby Nowak, Wóycicki, Tokarczuk etc. nie musieli pleść o kolonialiźmie) warta byłaby tych 4mld. Nie możemy się przy tym jednak potykać o pomniki Bandery na każdym kroku. A to już zależy także od Moskwy w dużej mierze.
Wymaga to wszystko szalonej rozwagi z jednej strony i precyzyjnego doboru najbliższego otoczenia z drugiej. Dzieją się rzeczy co najmniej zastanawiające. Nagle odnajduje się „teczka Dukaczewskiego”. Tak sobie po prostu stała w archiwum (no może akurat nie w tym co trzeba, ale jednak) ku zdumieniu Cenckiewicza. Po odwołaniu Tuska do Brukseli (bo przecież sam sobie nie pojechał) wszystko się nagle i całkowicie rozpadło. Na „podwórku” pozostał wprawdzie też „haratający w gałę”, ale jednak zwykły grandziarz i opryszek, który ze swoimi kumplami z cmentarza próbuje jeszcze zasiać ferment w europejskim bastionie lewackiego „Gargamela”. To jednak jest z godziny na godzinę coraz mniej groźne, bo stoimy przed „Untergang” tego niemieckiego projektu. Mądry sojusz z GB, którego podstawę udało się stworzyć, powinien nas wyratować. Ważne, by żaden zatroskany „kret”, owładnięty doraźną korzyścią paru groszy, nie wysadził go w powietrze. Przyznać trzeba, że „Królik Europy” (certolący się fircykowato z Cameronem przed drzwiami na Downing Street) był raczej na „Putina Soft” krojony. Swych adwersarzy twierdzących publicznie , że ”ma Tole” też trzymał w więzieniu – jednego trzy lata, drugiego osiem miesięcy. O grupie dywersyjnej pod dowództwem Petru nawet nie warto wspominać. Coś się więc zmienia i to na zasadzie „przełożenia wajchy” . Nie wiadomo jednak na razie dlaczego i przez kogo. Trzeba mieć „ oczy i uszy” szeroko otwarte i być czujnym. Najgorszym byłoby popadnięcie w bezkrytyczną megalomanię z okrzykiem – to MY ! (czyli, jesteśmy jedynymi autorami tego sukcesu !).
JK jest przywódcą teoretycznym (bez własnej znajomości świata i języków) podejmującym walkę z także teoretycznym, fasadowym państwem. Są tacy co to doskonale widzą, wiedzą i będą próbować to zręcznie wykorzystywać. Są już pierwsze symptomy. Gala Człowieka Roku we „Wprost” sprawiała wrażenie coraz bardziej żenującej propagandówy. I nie chodzi o to, że wyróżnienie się nie należało. Wręcz przeciwnie, bo dokonała się rzeczywiście rzecz bez precedensu w ostatnim 25-leciu. „Ktoś” jednak postarał się i „zadbał” o to tym całym anturażem, żeby na gierkowską propagandówę było to wystylizowane. Już zupełnie żałosnym spektaklem było medialne obnoszenie się z ustawą „500+” jak z biblią po wygłoszeniu ewangelii (brakowało tylko kadzidła). Na gali „Wprost” Tyrmand próbował kilkakrotnie sprawy postawić „z głowy na nogi”. Ustawowe uregulowania socjalne są podejmowane czy modyfikowane przecież we wszystkich krajach Zachodniej Europy. Takiego kuriozalnego cyrku jednak jeszcze nie oglądano. Niewątpliwie gruntownie i ponad przeciętnie oczytany JK wdawał się za to w mało sensowną polemikę z bywałym i obytym na Wall Street Tyrmandem. Zebrana na gali, także światowa „śmietanka” , musiała przeżywać chyba niełatwe chwile. Z tej „bajki” to był jedynie młody wiekiem wydawca „Wprost” nie potrafiący wymówić żadnego „ą” (a jeno „om”). Przypadłość , aczkolwiek z trudem, wybaczalna JK mówiącemu jednak składnie i zawsze bez kartki, w wypadku wydawcy tak poważnego tygodnika jest w zasadzie nie do przyjęcia. Próba finansowego pompowania szkoły medialnej w Toruniu, przedsięwzięcia ciągle jeszcze na wyraźnie niskim poziomie, nie przyniesie splendoru ani temu rządowi , ani JK osobiście. A przecież istnieje absolutnie pilna potrzeba stworzenia prawicowego ogólnopolskiego rzetelnego dziennika, przyjaznego jednak wszystkim Polakom, bez którego nie wyobrażaliby sobie wypicia porannej kawy. GazWyb za niepowetowane szkody poczynione przez 25 lat Polsce i Polakom powinna być codziennie „wdeptywana w ziemię”. Ludziom nadal tam publikującym nie powinno się podawać ręki, a stare numery winny wisieć co najwyżej w toaletach.
Wydaje się, że są sprawy, których JK zupełnie nie czuje, na które jest jakby zupełnie nieodporny. To dało się już zauważyć podczas kampanii prezydenckiej w 2010 i zostało bardzo zręcznie wykorzystane przez zdradziecki komitet wyborczy Kluzik-Rostkowskiej do zrujnowania wizerunku i wydarcia niemal pewnego w tych warunkach sukcesu. Problem wydaje się być zresztą szerszy. Prosiliśmy już o wybaczenie i Niemców, i Żydów i patriarchę Cyryla. Było ciepłe wspominanie Gierka i „hajlowanie” („Sława Ukrainie, sława Gierojam”) na Majdanie (po czym Proszenko ustawowo nam zdefiniował bohaterów). Mamy więc „coś w sobie” i musimy cholernie uważać, by podejmując próbę budowy „drugiego” Budapesztu nie wyszedł nam „drugi” Phenian.
Teraz jednak sytuacja jest o niebo poważniejsza, bo bez precedensu od końca II wojny światowej. Teraz chodzi przecież o to, czy po smoleńskim Waterloo, JK nie zostanie popchnięty wraz z całą Polską do klęski. Nadzieja w tym, że próbuje aspirować do wzoru Marszałka Piłsudskiego.
Inne tematy w dziale Polityka