Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Czy już cały PiS ją promuje?
„O FILMIE AGNIESZKI HOLLAND
Jestem zmęczony, a jednak nie mogę nie napisać kilku słów o „Zielonej granicy” Agnieszki Holland. Piszę więc tuż po powrocie z premiery.
Znając siebie wiem, że gdybym nie czuł potrzeby wypowiedzieć się teraz, niejako w odniesieniu do negatywnych i niepojętych opinii tych, którzy wypowiadają się nie ujrzawszy, szedłbym powoli, szerokim zdaniem, analizując rozpisanie przesłań, obrazów, nastrojów. Lecz – jak słyszę – czeka nas podobno cała konferencja prasowa wokół filmu, mam więc ochotę i przymus powiedzieć od razu i najkonkretniej, wyprzedzając dającą się przewidzieć głupotę i zlo: dziękuję za wielki film.
Po pierwsze, jeśli ktoś twierdzi, że film jest antypolski, to niczego nie zrozumiał. Nie dostrzegł znakomitych, bohaterskich młodych Polaków, którzy pragną pomóc tym, którzy cierpią. Są z kraju podobno chrześcijańskiego i są chrześcijanami bardziej niż ci, którzy walą się w piersi i kreślą znak krzyża, lecz gwiżdżą na ducha i literę Ewangelii, ze słynnym passusem z Ewangelii św. Mateusza rozdział 25 na czele, zawierającego jasną instrukcję Jezusa dla tych, którzy pragną zbawienia. Nakarmić, napoić, opatrzeć, przyjąć. Myślę, że aktywiści pokazani przez Agnieszkę Holland nie czują się (pewnie) katolikami, bo nie wierzą, że Kościół polski i katolicka Polska sami wierzą w to, na co się powołują. A przecież to oni, z grup pomocowych, są chrześcijanami. To oni są skandalem. To oni spełniają przykazanie miłości.
Co do oszczerstw, którymi rzekomo posługuje się reżyserka: czy nie jest na przykład prawdą, że polscy pogranicznicy przerzucili przez ogrodzenie z drutu kolczastego brzemienną Kongijkę? Bo jeśli to prawda, to wszystko w tym filmie jest prawdą nie tylko moralną, lecz również faktograficzną. I to zamyka tę kwestię. Jeżeli jakiś człowiek cierpiał i umarł wskutek braku pomocy lub zadanego cierpienia, to prawdą jest każda scena filmu Agnieszki Holland.
Lecz film, który tak bardzo uraził polski rząd zanim ten go obejrzał, opowiada o wielu sprawach i może warto nie skupiać uwagi tylko na sobie, warto nie karmić się własną dumą zwłaszcza w chwili gdy ta mąci sumienie. Spróbujmy je wymienić i uporządkować. Otóż:
- film mówi o samych uchodźcach, o tym co znaczy być uchodźcą, człowiekiem mającym rację własnego losu, zdanym na innych; do treści Agnieszko Holland mogliby coś dopisać i Adam Mickiewicz, i Dante Alighieri, lecz czy ktoś w rządzie i w PiSie ich czyta?
- mówi o tym, jakie tragedie rodzą się w chwili, kiedy wydarzenie realne odbiera się tylko symbolicznie; wtedy rodzą się słowa puste, nie potrafiące przekazać prawdy o cierpieniu, upokorzeniu, świętość granicy (jak się okazuje pozorna) staje się ważniejsza od życia; i w tym zakresie jest to film o Polsce, która – jak premier – plecie o niej (Polsce) bzdury jak ta, że w rękach Donalda Tuska nasz kraj stanie się Lampedusą; przejmujący jest wątek pogranicznika, który staje się rozumny i ludzki dopiero w chwili kiedy sam spodziewa się dziecka; mówi więc i o tym, że nie doceniamy doświadczenia, bliskości z ludźmi, który czymś tam w sumie nieznacznym od nas się różnią;
- Agnieszka Holland spala dystans usadowienia w kojącej iluzji symbolizmu, dydaktyzmu, stereotypów, i tworzy emocję, poprzez którą do Polaków ma szansę dotrzeć świadomość uchodźczej tragedii, samego jej sedna jakim jest ból, a także absurd zakazów i nakazów, które rodzą cierpienie; kolejną zasługą reżyserki jest bezwzględny demontaż tezy, że jakimś usprawiedliwieniem okrucieństwa jest to, że plan przeprowadzenia uchodźców przez Polskę obmyślił Łukaszenka, a gościnność czy choćby humanitaryzm wobec migrantów oznaczałby uległość wobec wschodniego dyktatora;
- kolejną treścią i nauką jest takie oto doświadczenie, że okrucieństwo, którego się dopuszczamy, lub na które się godzimy, szkodzi naszemu własnemu życiu i życiu naszych bliskich, zaszczepia gangrenę w naszym własnym organizmie.
Owszem, ten film jest antyrządowy, lecz nie jest antypolski. Jest donosem na polską kulturę, która zasklepiła się w autocelebracji, nie przybliżając obywatelom ani cierpienia, ani miłości, ani aspiracji do przemiany na lepsze. Lecz – uwaga! Przecież w „Zielonej granicy” Polacy jednak dostępują przemiany. Odnoszą zwycięstwo nad sobą i własna kulturą spod znaku wódki i usia-siusia.
Przejmujący do szpiku, wspaniały film, w którym siedzimy po uszy od początku do końca, bez chwili znudzenia, w pełnym dyskomforcie współodpowiedzialności za to kim i jacy jesteśmy.
pS
Jeśli powiem, że stan, w który wprowadzał mnie film Agnieszki Holland, był bliski temu, w którym byłem oglądając "Katyń" Andrzeja Wajdy, zrozumiecie moje zmeczenie
Przepraszam za miejsca, w których bredzę, ale osuwam się razem z duszą na gościnną podlogę
Jarosław Mikołajewski”
*Przepraszam za miejsca, w których bredzę, ale osuwam się razem z duszą na gościnną podlogęJarosław Mikołajewski”* O, ten to zawsze potrafił skutecznie korzystać z gościnności : )Odpowiedz
Film miał pomóc KO-PO w wyborach, a nie pomoże.
W filmie jest dużo ojkofobii i ksenofili, czy wyborcy polscy kochają ojkofobię i ksenofilię?
- zdecydowana większość, Nie...
Ta pani się zagubiła. Nie rozumie co to jest: współczucie; wspólnota obywateli w kraju i w lokalnych społecznościach; co to jest sumienie. Ona ciągle pracując dla jakichś ciemnych sił, zgubiła prawdziwe uczucia i w to miejsce ma udawane - ona odgrywa swoją rolę, to widać i ludzi to nie pociąga.
powiedzmy sobie otwarcie , nie ukrywajmy , nie bójmy się prawdy ,to budzenie sumienia, to czecia droga , czyli czecia osoba w państwie zmierzająca za Szymonem płaczliwym zawodzić pod ścianą płaczu o prezydenturę lub choć misję premiera dla sumienia żydowskiego.
Z czasem (jak komuna słabła) można było przemycać do tych natrętnie pedagogicznych filmów różne aluzje tak ,żeby pośrednio krytykowały komunizm lub komunistów. Można było też na różne sposoby "ocieplać" wizerunek krytykowanych Polaków.
Agnieszka Holland wybrała właśnie ta drogę i zrobiła słusznie bo gdyby zaczęła chwalić komunistów to by pewnie zmarnowała swój talent i zniszczyła swoją karierę. A tak zrobiła parę dobrych filmów.
Tylko ,że teraz mamy wolny kraj i możemy mówić wprost. Co więcej zmieniła się nie tylko Polska zmienił się świat wokół nas.
Teraz (nawet dobrze zrobione) filmy z natrętną pedagogiką nie są za bardzo potrzebne. Potrzebujemy filmów które opisują rzeczywistość taka jaką jest.
Jeżeli kogoś taka rzeczywistość interesuje to polecam to co Rafał Otoka-Frąckiewicz w swojej recenzji filmu mówi o mafiach przemycających ludzi i o warszawce zarabiającej na emigrantach (niestety oba tematy są tylko zasygnalizowane) .
Polecam też twitty Klary Marii https://twitter.com/klarasoltan/status/1705688743334531152
Pokazują one prawdziwy świat którego w filmie Agnieszki Holland nie zobaczymy. Przemytników ludzi (coraz bardziej profesjonalnych) ,różne dziwne fundacje które bardzo chętnie płacą i coraz większe pieniądze. (np. https://www.salon24.pl/newsroom/1326836,niemcy-placa-za-sprowadzanie-imigrantow-do-wloch-rzym-zada-wyjasnien-od-berlina)
Abu Hassan (profesjonalny przemytnik opisany przez Marię Klarę) nadkłada drogi i przemyca ludzi przez granicę Białoruś -Litwa co jest optymistyczne. Ale później płaci i przewozi ich przez Polskę (co już takie optymistyczne nie jest)
Podobno w filmie Holland aktywiszcza nie biorą pieniędzy od kojotów , nie biorą też strażnicy graniczni (jeżeli to prawda to super !!!) lokalni mieszkańcy też nie biorą i nie uczestniczą w operacjach przemytników.
Nikt w lewicowo liberalnej warszawce też oczywiście nie bierze pieniędzy ani od przemytników ani od dziwnych fundacji i nikt nie żyje z emigrantów.W filmie tych pieniędzy w ogóle nie ma.
Bo ten film to tylko natrętnie pedagogiczna bajka o mądrej elicie (aktywiszczach) i głupim narodzie (strażnikach i chłopach).
I takie wątki by tą natrętną pedagogikę zepsuły. I pewnie też (gdyby Agnieszce Holland udało się trafić na coś dużego) zablokowałyby pieniądze na produkcje i dystrybucję filmu.
A na granicach cały czas "dzieje się" i będzie się działo. Ps. Jeżeli ktoś chce sobaczyć do czego doprowadzi rozwijający się przemyt ludzi to polecam "Sound of Freedom" .
Pozdrawiam
V