Zablokowanie przez prezydenta Dudę prawa o tzw. „mowie nienawiści” i (prawdopodobne) weto wobec obniżenia składki zdrowotnej to sprawy pozornie z dwóch bardzo różnych „parafii”. Dobrze jednak pokazują, jak bardzo potrzebujemy dziś głowy państwa zdolnej odrzucać poronione pomysły uśmiechniętej władzy.
Dwie różne sprawy, jeden wspólny mianownik
„Po zablokowaniu ustawy o mowie nienawiści prezydent zamierza zawetować obniżenie składki zdrowotnej, podniesionej do absurdalnego poziomu przez PiS. Jak zaczął, tak kończy. Zostało 105 dni. Wytrzymacie?” – napisał na X premier Donald Tusk. W zamyśle szefa rządu miała to być oczywiście przygana wobec prezydenta Dudy, który „przeszkadza” uśmiechniętym w rządzeniu. Wyszło jednak Tuskowi coś dokładnie przeciwnego. Tym wpisem lider uśmiechniętych przypomniał Polkom i Polakom, jak bardzo groźna będzie sytuacja, w której cała władza w kraju miałaby wpaść w ręce liberałów.
Głowa państwa bez władzy? Nie do końca
Powiedzmy sobie szczerze. Prezydent nie może w naszym systemie politycznym wiele. Trochę dlatego, że tak chcieli twórcy konstytucji z 1997 roku. A trochę z powodu awersji kolejnych gospodarzy „Dużego Pałacu” do rozpychania się i poszerzania zakresu swojego mandatu. Różne były oczywiście tej awersji przyczyny. Aleksander Kwaśniewski kontentował się „panowaniem” i nie palił do znoju „rządzenia”. Lech Kaczyński był zawsze lojalny wobec brata i jemu pozwalał grać pierwsze skrzypce w prowadzeniu polityki. Bronisław Komorowski nie udawał nawet, że ma jakąś wizję prezydentury, a każdego, kto mu taki brak wizji wypominał, wysyłał (jak pamiętamy) do lekarza-psychiatry. Andrzej Duda został prezydentem z tylnych ław poselskich i nigdy tego ograniczenia tak naprawdę nie przeskoczył. W efekcie mamy system, w którym prezydent jest głową państwa raczej malowaną. Doświadczył tego boleśnie choćby obecny prezydent – choćby wówczas, gdy działająca z polecenia rządu policja weszła mu bezceremonialnie do Pałacu, zatrzymując goszczących tam posłów Wąsika i Kamińskiego. Prezydent nie mógł z tym zrobić absolutnie nic – trzeba wszak pamiętać, że dbająca o bezpieczeństwo głowy państwa Służba Ochrony Państwa (SOP) służbowo odpowiada przed… ministrem spraw wewnętrznych.
Weto jako demokratyczny bezpiecznik
Ale jedno prezydent w Polsce faktycznie może. Sednem jego władzy jest blokowanie co bardziej kontrowersyjnych pomysłów ustawodawczych większości rządowej. I w III RP prezydenci nie raz i nie dwa z tego prawa korzystali. Kwaśniewski wetem zablokował kiedyś balcerowiczowskie sny o podatku liniowym. Albo – nie szukając aż tak daleko – prezydent Duda wetem pokrzyżował PiS-owi plany głębokich zmian w systemie sądownictwa. Oczywiście żadnemu rządowi się takie bloki nie podobają. To naturalne. Z drugiej jednak strony, jeśli brać poważnie leżącą u podstaw demokracji „teorię bezpieczników”, to przecież weto prezydenta jest takim najbardziej naturalnym i najbardziej demokratycznym bezpiecznikiem – już choćby z powodu bardzo mocnego mandatu, który prezydent dostał wprost od suwerena.
Dawno już nie mieliśmy w Polsce momentu, gdy widać to tak dobrze i wyraźnie. Oto prezydent Duda najpierw zablokował wejście w życie ustawy o tzw. mowie nienawiści – czyli prawa będącego w zasadzie otwartym uderzeniem w wolność słowa. A w dłuższym okresie grożącego kompletnym zakneblowaniem jakiejkolwiek sensownej rozmowy o sprawach publicznych czy krytyki władzy. Gdyby przepisy o rzekomej mowie nienawiści weszły w życie, to silni i wpływowi dostaliby do ręki narzędzia, by w majestacie prawa karać na podstawie absolutnego widzimisię i w sposób zupełnie nieadekwatny do sytuacji. Kolejną konsekwencją byłoby wyparcie „niepoprawnych” opinii oraz sądów poza radar oficjalnej opinii publicznej i stworzenie alternatywnego obiegu opinii. Koniec końców – to by i tak wybuchło. Tak jak podobne zakazy i podchody pod wykluczenie niewygodnych sądów uderzyły w twarz establishmentu w wielu krajach Europy Zachodniej – jeszcze mocniej podkręcając polityczną polaryzację.
Drugi poroniony pomysł, który wyszedł właśnie z uśmiechniętego Sejmu, to obniżka składki zdrowotnej. Przegłosowana – dodajmy – wbrew woli jednego z koalicjantów współtworzących obecną władzę. Niższa składka to mniej pieniędzy w systemie opieki zdrowotnej i to oddalenie nas o lata świetlne od szans na poprawę stanu zdrowia publicznego. Ale to także powrót do najgorszych patologii III RP, czyli do przerzucenia kosztów finansowania systemu na uczciwie pracujących na umowie o pracę. To także tworzenie zachęt, by znów wydawało się opłacalne wypychanie pracowników na fikcyjne samozatrudnienie. Samozatrudnienie, które w perspektywie lat 20 albo 30 oznacza dla takiego fikcyjnego przedsiębiorcy ograbienie go z szans na godziwą emeryturę – która by mu się należała, gdyby pracował na etacie.
Zablokowanie tych dwóch inicjatyw przez nieuśmiechniętego prezydenta Dudę to ważna zdobycz ostatnich dni, a także dowód, że bezpieczniki demokratyczne wciąż jeszcze w Polsce (mimo wszystko) działają.
Ale to także ważne memento – bo co będzie, jeśli Pałac zostanie w czerwcu wzięty przez kandydata liberałów, który takie prawa będzie podpisywał? W obliczu generalnego nieliczenia się przez uśmiechniętą władzę z jakimkolwiek głosem sprzeciwu ze strony opozycji, prezydent to ostatnia deska stojąca dziś między demokracją jeszcze jako tako dychającą a realną tyranią z przyklejonym uśmiechem Jokera.
na zdjęciu: Prezydent RP Andrzej Duda (L) podczas wystąpienia w Sejmie w Warszawie, 23 bm. W pierwszym dniu posiedzenia posłowie wysłuchali informacji ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w 2025 r (jm) PAP/Leszek Szymański
Inne tematy w dziale Polityka