Dlaczego nie wierzę w „zadyszkę Nawrockiego”, „podmiankę na Czarnka”, „mijankę z Mentzenem” ani inne tego typu kampanijne fejki.
Mamy w tej kampanii moment zmasowanej wojny psychologicznej oraz celowej dezinformacji. Dysponujący przeważającymi środkami finansowymi sztab Rafała Trzaskowskiego nie waha się korzystać ze swojej medialnej przewagi. Nie ma dnia byśmy nie mieli jakiegoś doniesienia o niezadowoleniu PiSu z Karola Nawrockiego, o szykowanej podmiance kandydata albo wręcz o tym, że do drugiej tury wejdzie Konfederata Sławomir Mentzen. Dużo bardziej - co oczywiste - wygodny dla Trzaskowskiego.
Ta gra ma kilka niewykluczających się celów. Cel pierwszy - oczywisty - polega na złamaniu trzymającego się (jak dotąd) zaskakująco solidnie paktu o nieagresji pomiędzy PiSem a Konfederacją. Cel drugi to - też oczywiste - próba zasiania po stronie opozycji zwątpienia. Chodzi o to, by PiSiory i te ich 30 procent głosującej populacji zrozumieli, że w Polsce po 13 grudnia 2023 są obywatelami de facto drugiej kategorii. Nie przysługują im prawa polityczne którymi cieszy się opozycja w „normalnej demokracji”. Nie mają się do kogo odwołać ze swoimi żalami. I niech nie liczą na to, że cokolwiek się w tym temacie może zmienić. Chodzi o obudzenie po prawej stronie pewnego typu melancholii dobrze znanej sprzed roku 2015, a wyrażającej się w typowym prawackim jęczeniu, że „kra się nad nami domyka” i „wszyscy możni tego świata są przeciwko nam”.
Ingerencja w przebieg kampanii prezydenckiej
Ale wmawianie Polsce, że kampania Nawrockiego nie idzie ma również na celu odwrócenie uwagi od głębszych procesów systemowych. Głównie od tego, że jeszcze nigdy w historii III RP opozycja w trakcie procesu wyborczego nie miała tak bardzo pod górkę. Za PiSu największą z szykan, które dotknęły Rafała Trzaskowskiego (w wyborach prezydenckich) czy Donalda Tuska (w kampanii parlamentarnej) było to, że mogli w pełni zachwalać swoich wdzięków na falach mediów publicznych. Zaś w debacie prowadzący ewidentnie sprzyjał PiSowi i zadawał „tendencyjne pytania”. Straszna dyktatura prawda? Ale popatrzcie teraz w jakim miejscu jesteśmy dziś. Dziś na stronniczość „odzyskanej” TVP nikt już się nawet nie oburza, a pokazy obiektywizmu Doroty Wysockiej-Schnepf, Justyny Dobrosz-Oracz albo Reni Grochal nikogo już nie ruszają. A nie ruszają dlatego, że nasza demokracja ma przecież daleko poważniejsze problemy.
Choćby faktyczne (i bezprawne) wstrzymanie finansowania publicznego dla największej partii opozycyjnej, co w oczywisty sposób przekłada się na możliwości prowadzenia kampanii przez PiS. Albo taśmowe już wygaszanie immunitetów posłom opozycji - przeplatane ostatnio także zatrzymaniami i aresztowaniami. To też jest ingerencja w przebieg kampanii wyborczej polegająca na zastraszaniu, demobilizowaniu i uniemożliwianiu działania politycznego środowiska jednego z kandydatów na prezydenta.
Dziwne sondaże wyborcze
Do tego dochodzą dziwne sondaże. Przyzwyczailiśmy się już chyba do tego, że siły konkurujące z liberalnym establishmentem są w badaniach opinii permanentnie niedoszacowane. Sprawa stała się ewidentna przy okazji ostatnich wyborów w USA, gdy żaden z sondaży nie dawał zwycięstwa Donaldowi Trumpowi. Kiedy jednak nadszedł dzień wyborów to okazało się, że wygrał on, a nie wypadająca świetnie w badaniach ulubienica elit Kamala Harris. I to wygrał zdecydowanie. Wydaje się, że w obecnej kampanii przeżywamy coś podobnego także u nas.
Wygląda na to, że i u nas sondaż stał się normalnym elementem kampanii wyborczej takim jak spotkania z wyborcami w terenie albo obecność w mediach społecznościowych. Wiedzą o tym sami kandydaci, którzy zaczynają traktować słupki przywoływane przez media z coraz mniejszym nabożeństwem. Jak Sławomir Mentzen publicznie przyznający, że jego sondażowy wynik jest pompowany przez sztab… Rafała Trzaskowskiego. Na ilu jednak to „granie sondażami” podziała?
"Dwie Polski"
Wszystkie te próby zagadania kampanii niewiele jednak - jak się zdaje - w ostatecznym rozrachunku zmienią. Stawiam, że mimo wszystko przebieg tych wyborów będzie taki, jakiego spodziewamy się od miesięcy. To znaczy będzie on do samego końca starciem pomiędzy Polską Tuska (reprezentowaną przez Rafała Trzaskowskiego w roli wynajętego statysty) a Polską PiSu (reprezentowaną przez Karola Nawrockiego w roli wynajętego gladiatora). To do końca będzie walka pomiędzy próbą domknięcia swój projektu „demokracji walczącej”. A walką o prawo do bycia opozycją w rzeczywistości „uśmiechniętej Polski”.
Na przełomie maja i czerwca te dwie Polski wstaną i się policzą. A skutki tego „policzenia” pozostaną z nami na długo.
Rafał Woś
Fot: Wiec wyborczy Karola Nawrockiego, PAP/Mikołaj Kuras
Inne tematy w dziale Polityka