na zdjęciu: dolina krzemowa, USA. fot. Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0
na zdjęciu: dolina krzemowa, USA. fot. Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0

Rok 2025. Liberałowie z odkrywają istnienie Doliny Krzemowej

Rafał Woś Rafał Woś Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 53
Dopóki miliarderzy big-techu zapewniali finansowe wsparcie liberalnym elitom, a Facebook, Google i stary Twitter cięły zasięgi ich ideowym wrogom, to wszystko było ok. Przestało być ok dopiero teraz, gdy te same metody sprawowania medialnej władzy zwrócone zostały przeciwko liberałom. Nagle establiszment po obu stronach Atlantyku odkrył jak fatalne skutki ma dla demokracji potęga Doliny Krzemowej. Too late, babe..

Bat na nieuśmiechnięte media

Polski rząd pichci w ministerstwie cyfryzacji projekt takiego prawa, które pozwoli blokować w internecie takich treści, co się rządowi nie będą podobały. Starczy, że władza uzna coś za „szerzenie mowy nienawiści”. I załatwione. Ale to oczywiście nie wicepremier Gawkowski ze swoją partyjną koleżanką Magdą Biejat sobie te rozwiązania wykoncypowali. Oni dostali wyraźny sygnał, że mogą. Podkładką jest przyjęta wcześniej przez Komisję Europejską nowelizacja tzw. aktu o usługach cyfrowych (DSA). Jej sednem jest zaś zapis odpowiedniego „Kodeksu postępowania w sprawie zwalczania nielegalnego nawoływania do mowy nienawiści w Internecie”. I niby mamy tu do czynienia z tzw. miękkim prawem. Czyli raczej z wytycznymi niż z twardymi regulacjami. W praktyce jednak polski rząd komunikuje to jako „harmonizowanie naszego prawa z prawem unijnym”. I tak z „miękkiego prawa” niepostrzeżenie zrobić się może prawo jak najbardziej twarde oraz zębate. Podstawa prawna do wyłączania dostępu do uznawanych za wrażliwe miejsc w internecie. Bacik na nieuśmiechnięte media w stylu X-sa albo TV Republika? Jak najbardziej! A kto zabroni?

W wielu krajach działa to z resztą identycznie. W miejscach takich jak Niemcy czy Francja liberalne elity są ciężko przerażone tym, że przy okazji następnych wyborów może czekać ich konieczność podzielenia się władzą z tzw. populistami. Oni się tych populistów (różnej maści) boją od dwóch dekad. I przez te dwie dekady testowali już przeróżne sposoby radzenia sobie z zagrożeniem dla własnego monopolu. Straszenie faszyzmem? Było! Udawanie, że zieloni są alternatywą dla chadecji, a socjaldemokracja i liberałowie to polityczni wrogowie? Było! Niszczenie przy pomocy unijnych sankcji tych krajów UE, gdzie populiści ośmielili się zyskać wpływ na rządy? Było. Robienie medialnych nagonek? Było! Wszystko to już mieliśmy. Ale nic nie pomogło na stałe. Populiści wciąż są silni, a obywatele coraz chętniej widzieliby ich u władzy. 


Ale wybory w USA w roku 2024 to już był Rubikon. Znienawidzony Donald Trump wrócił pomimo bezprecedensowej nagonki, robienia z niego największego zwyrodnialca w historii cywilizacji i prób przyklejenia mu zarzutów o gwałt sprzed… 25 lat. Wspomniałem o strzałach na wiecu w Pennsylwanii? I nic. Trump wygrał. Jest prezydentem. A liberałowie wschodniego i zachodniego wybrzeża USA muszą teraz ścierpieć bycie w opozycji. Europejski establiszment to widzi i wyje z przerażenia. Im się utrata władzy po prostu nie mieści w głowie. Arystokracja współczesnej demokracji liberalnej (wiem, oksymoron, ale taka prawda) nie lubi być w innej pozycji niż tylko za sterami rządów. W krajach takich jak Polska liberałowie poszli już tak daleko w łamaniu prawa, że dla nich utrata władzy to pewny kryminał. Cóż więc robić. Wszystkie ręce na pokład. Walczymy o przetrwanie!

Przełomowe odkrycie liberałów

Najnowszy plan jest więc taki, by… wyłączyć demokrację. A konkretnie wolne media. Właśnie taka jest tajemnica nagłego odkrycia „mowy nienawiści” w przestrzeni publicznej. Czy ktoś przy zdrowych zmysłach jest w stanie w to w ogóle uwierzyć? Nagle, w roku 2025 liberalny komentariat odkrywa problem i dochodzi też do wniosku, że platformy społecznościowe w stylu X-sa są zagrożeniem dla demokracji. Nagle serwuje się nam opowieść, że to źli miliarderzy z Doliny Krzemowej w stylu Elona Muska przejmują w ten sposób kontrolę nad naszymi głowami. I każą nam popierać złych Trumpów. 

To bardzo ciekawe, że debata ta odbywa się właśnie teraz. Jakoś tak się dziwnie składa, że wcześniej platformy społecznościowe nie przeszkadzały. Facebook/Meta nie była problemem, gdy kierowała firmą przyjaciółka Hillary Clinton i Baracka Obamy Sheryl Sandberg. Google był fajny, bo kierowali nim sponsorzy partii demokratycznej Page i Brin. Także Twitter nie był „zagrożeniem dla demokracji”, gdy po wyborach 2020 roku koncern zablokował konto wciąż urzędującemu prezydentowi Trumpowi. Wtedy miliarderzy z Doliny Krzemowej i ich wpływ na demokrację nie był żadnym palącym zagadnieniem. 


Przedziwnym trafem stał się nim jednak w momencie, gdy Twitter został kupiony przez Elona Muska - też miliardera, ale nie o takich poglądach jakie się liberalnemu establishmentowi podobają. Nagle nie ma właściwie dnia, by w ktoś gdzieś w liberalnym komentargiacie nie bił na alarm. Nie straszył, że to „przejęcie mediów przez nową plutokrację”. I że my obywatele nie możemy się zgodzić na to, by bogacze mówili nam, co mamy myśleć. 

Gdybym słyszał te głosy w roku 2012 albo 2014 albo - pal licho - nawet 2020 to bym mógł uwierzyć. Albo gdyby liberałowie równie mocno co dziś na Elona Muska pomstowali na takiego - powiedzmy - George’a Sorosa. Miliardera, który przez ostatnie 30 lat wydał pewnie z bilion na utwierdzanie liberalnego status quo w krajach takich jak Polska. 

Wtedy pomyślałbym, że intencje są szczere. 

Ale wtedy nie przeszkadzało.


Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj53 Obserwuj notkę
Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Pokaż komentarze (53)

Inne tematy w dziale Kultura