Pamiętacie, jak kiedyś Szymon Hołownia rzewnie płakał nad szarganiem polskiej konstytucji przez złych złoczyńców? No to teraz wygląda na to, że ten sam Szymon Hołownia będzie sobie tą samą polską konstytucją. Nie będę kończył, bo przecież wiecie, na co się zanosi.
Woś: W Polsce miał miejsce antykonstytucyjny pucz
Podsumujmy dla tych, którzy - jakimś cudem - przegapili antykonstytucyjny pucz, który dokonał się w ostatnich miesiącach w naszej kochanej Polsce. Oto mamy sytuację, w której minister sprawiedliwości Adam Bodnar mówi tak (a mówi w stacji TVN24): „Decyzja będzie po stronie marszałka Hołowni, w jaki sposób przejść do porządku dziennego i czy przyjąć zaprzysiężenie nowego prezydenta”. Rozumiecie? Wedle tej jego dziwnej (i bezprawnej, o czym za chwilę) interpretacji to marszałek Sejmu zdecyduje, czy przyjąć zaprzysiężenie prezydenta wybranego przez Polki i Polaków. Problem w tym, że polski ustrój takiej roli marszałkowi Sejmu… wcale nie przyznaje. Bo nasz ustrój stanowi, że „ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy” – co jest wprost zapisane w art. 129 ust. 1 polskiej konstytucji. Z przepisami szczegółowymi zawartymi w ustawie o Sądzie Najwyższym, które każdy piśmienny obywatel może sobie przeczytać. Wśród nich także Szymon Hołownia. A nawet Adam Bodnar.
Co więcej, polska konstytucja stanowi także (art. 7), że „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. Jest to tzw. zasada praworządności. I znowu, każdy, kto tylko umie czytać, może się z niej dowiedzieć, że nawet tak ważne osobistości jak Adam Bodnar i Szymon Hołownia są zobowiązane do postępowania w swej służbie publicznej zgodnie z zasadami ustrojowymi. A nie według własnego: „bo mnie się wydaje, że to jednak marszałek decyduje”. Nie! Gdyby o ważności wyborów miał decydować marszałek Sejmu, to w konstytucji byłoby napisane: „o ważności wyboru prezydenta decyduje marszałek”. Ale tak napisane nie jest. I „kropka PE-EL” – jak mówiła kiedyś moja najstarsza córka.
"Uśmiechnięci zaplątali się we własne sznurowadła"
Oczywiście wszyscy wiemy, że „uśmiechnięci” zaplątali się we własne sznurowadła. Tak bardzo chcieli pognębić swoich wrogów z PiS-u i zablokować im pieniądze z budżetu państwa, że poszli na wojnę o legalność tej jednej izby Sądu Najwyższego, która akurat orzeka o wyniku wyborów. I teraz stoją przed wyborem: cofnąć się, co oznacza wyjść na kretynów oraz hipokrytów, bo de facto przyznają, że uznają decyzje tej izby, kiedy im wygodnie, a kiedy niewygodnie – to już nie. Albo grać dalej chojraków i tworzyć alternatywną rzeczywistość. Idąc tą drugą drogą, będą się jednak wkopywali jeszcze bardziej. To jak z kłamstwami. Chcąc wykpić się z jednego, człowiek kłamie po raz kolejny. Potem musi skłamać znowu, żeby poprzednie kłamstwo nie wyszło na jaw. I tak brnie. To właśnie jest przypadek ministra Bodnara, który w żywe oczy mówi coś odwrotnego niż stoi w konstytucji.
Bardzo podobnie zachowuje się minister finansów Andrzej Domański, wstrzymując wypłatę pieniędzy dla PiS-u, choć nawet prawnicy przychylni rządowi widzą, że to nielegalne. Obaj panowie gorliwie realizują oczywiście polityczną wolę swojego mocodawcy. Póki są kryci przez swojego premiera, nic im nie grozi. Ale co, jeśli utracą ten parasol? Co, jeśli premier uzna, że trzeba zrobić krok wstecz, a z wyżej wymienionych uczyni sobie wygodne „zderzaki”? Przecież wszyscy wiemy, że to – prędzej czy później – nastąpi. A pytanie brzmi tylko, czy Bodnar i Domański sami wcześniej nie pękną i nie rzucą tego wszystkiego w cholerę, składając rezygnację
"Hołownia zostaje na deser"
Hołownia zostaje na deser. On jeszcze ma czas. Niezbyt dużo, ale ma. W końcu jednak zgrywanie chojraka przez Tuska, Bodnara i Domańskiego w sprawie pieniędzy dla PiS-u uderzy także w niego. Wiosna wkrótce nadejdzie, a wraz z nią wybory. W obecnej sytuacji odpowiedzialność za ich uznanie zostanie przerzucona na niego. Wchodząc w te buty, Szymon Hołownia domknie trwający od roku antykonstytucyjny pucz w Polsce. Pewnie kiedyś ktoś go za to będzie chciał rozliczyć. A nawet jeśli nie sądowo, to zostaje jeszcze historia. Może zapisać się w niej jako jeden z niszczycieli polskiego ładu demokratycznego. I to jeszcze jako hipokryta, który najpierw płakał nad konstytucją, a potem sobie nią d… wytarł.
Nie zazdroszczę. Ale w sumie sam tego chciał.
Rafał Woś
Fot. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Źródło: PAP/Marcin Obara
Inne tematy w dziale Polityka