Partia Razem wybrała nowe władze. Nie ma wśród nich najlepszej i najbardziej dziś rozpoznawalnej posłanki tego ugrupowania czyli Pauliny Matysiak. I to wcale nie dlatego, że nie chciała. Po prostu po cwaniacku wykluczono ją z możliwości startu w wyborach - pisze Rafał Woś.
Partia Razem - ideały nie idą w parze z praktyką
„Inna polityka jest możliwa” - dokładnie pod tym hasłem dekadę temu inaugurowały swoją działalność Razemki. Zandberg i spółka mieli być nową jakością w polskiej polityce. Tak na poziomie treści (więcej prawdziwie lewicowych polityk), jak i formy. Razem miała być więc instytucją hiperdemokratyczną - z płaską hierarchią, z rozproszonym przywództwem i partią będącą ze sobą samą w stałym dialogu dzięki wewnętrznym platformom komunikacyjnym. Czy Razemki spełniły te marzenia o innej polityce? Nie za bardzo. Prawie 10 lat później partia stanowi modelowe studium przypadku, jak teoria i piękne ideały rozmijają się z codzienną praktyką.
Nigdzie zaś nie widać tego lepiej, niż na przykładzie posłanki Razem Pauliny Matysiak.
Może odnotowaliście, że w ostatnich dniach w Razem odbyły się wybory nowych władz. Były one konieczne, ponieważ w wyniku niedawnego rozłamu z ugrupowania odeszło kilka prominentnych działaczek, które chciały dalej popierać rząd Donalda Tuska. I nie uśmiechało im się przejście do oficjalnej i pełnoskalowej opozycji.
Adrian Zandberg i Aleksandra Owca nowymi szefami Razem
Wybory na szefów (Razem ma z zasady podwójne męsko-żeńskie kierownictwo) partii wygrali Adrian Zandberg (tu zaskoczenia nie było) oraz Aleksandra Owca z Krakowa. Nigdy w życiu nie słyszeliście o pani Aleksandrze? Nie martwcie się - ja też nie słyszałem, choć siedzę w temacie od dawna. Nie trzeba znać się jednak na polskiej lewicy jakoś szczególnie mocno, by wiedzieć, że obok Zandberga stać powinna stać dziś pewna posłanka z Kutna. Obecnie najbardziej rozpoznawalna i najwyżej oceniana polityczka Razem. Tak szczerze mówiąc politycznymi zasięgami przewyższająca już w tej chwili także i Zandberga. Mowa oczywiście o Paulinie Matysiak.
Dlaczego Matysiak nie stanęła na czele Razem? Pomyślicie pewnie, że nie chciała. Ale to nieprawda. Chciała i to bardzo. O czym mówiła nie raz i nie dwa. Może więc nie chciała jej mieć na czele sama partia. No cóż, niedawne wybory były znakomitą okazją, żeby się tego dowiedzieć. Niestety… nie dowiemy się. A to dlatego, że Pola Matysiak została z udziału w wyborach do władz Razem w dość podstępny sposób wykluczona. Pretekstem stało się jej - ciągnące się od wielu miesięcy - zawieszenie w prawach członkini partii. Tamta decyzja to pokłosie histerycznej reakcji zwolenników rządu Donalda Tuska na to, że Matysiak założyła wiosną inicjatywę Tak Dla Rozwoju, w której skład wchodzi także - o zgrozo - poseł PiS Marcin Horała. Przez parlamentarną Lewicę (stanowiącą polityczne zaplecze rządu uśmiechniętej Polski) taki krok został uznany za przełamanie plemiennej lojalności. Karą dla niesfornej posłanki była zaś polityczna banicja. Lewica Czarzastego i Żukowskiej rzuciła się więc na Matysiak, a Razemki (choć formalnie twór od środowisk dawnej SLD niezależny) pokornie się pod takim dictum ugięły. A może było to nawet dla Zandberga i spółki bardzo wygodne?
Czym Paulina Matysiak zgrzeszyła przeciwko partii?
Tylko, że - tu uwaga - władze Razem nie miały nigdy siły ani odwagi, żeby Matysiak za jej rzekomą „zbrodnię” osądzić. Nigdy nie zbudowano przekonującego oskarżenia, które by wykazało, co właściwie Matysiak zrobiła źle i w czym zgrzeszyła przeciwko „interesowi partii”. Takie oskarżenie nigdy nie zostało sformułowane i nigdy też nie pokazano go nawet członkom i członkiniom Razem, którzy - jako partyjny suweren - mieliby ostateczne słowo, czy im się polityczna działalność Matysiak podoba czy też nie. Istnieje wręcz podejrzenie (graniczące z pewnością), że gdyby taki akt oskarżenia kiedykolwiek stanął, to byłby kompletną kompromitacją krytyków posłanki z Kutna. A to dlatego, że musiałby płynąć z niego nieuchronny wniosek, że angażowanie się przez Matysiak w inicjatywy rozwoju Polski albo przełamywania plemienności tzw. wojny polsko-polskiej jest sprzeczny z interesem Razem. Ale przecież to byłby absurd.
Władze Razem zdecydowały się więc zagrać z Matysiak kompletnie po cwaniacku. To znaczy trzymać ją w stanie zawieszenia - niby członkini, a jednak nie członkini. Wiele wskazuje też na to, że Zandberg i spółka zaczęli się nawet obawiać rosnącej popularności swojej partyjnej koleżanki, która zaczęła wychodzić poza bezpieczną razemkową banieczkę. Taka Matysiak stawała się bowiem coraz bardziej popularna w partyjnych dołach - wśród działaczy spoza Warszawki czy Krakówka - którzy mają już serdecznie dość dreptania w miejscu pod rządami obecnego kierownictwa.
Lekcja posłanki z Kutna. Zandberg to "leśny dziadek"
W efekcie buntowniczka z Kutna miałaby dziś naprawdę realne szanse na to, by stanąć na czele partii. Aby temu zapobiec wymyślono więc właśnie trick z przedłużaniem zawieszenia - działacz zawieszony nie może bowiem zgłosić swojej kandydatury w wewnątrzpartyjnych wyborach. Chodzą nawet słuchy, że Matysiak proponowano „ugodę”. Odwieszenie w zamian za obietnicę niekandydowania. Bardzo przyznacie eleganckie i demokratyczne rozwiązanie.
Co dalej? Jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłoby szybkie zakończenie sprawy. Matysiak jest dziś dla Razem jedyną szansą na uniknięcie politycznej anihilacji w perspektywie nadchodzącego za trzy lata końca parlamentarnej kadencji. To by jednak wymagało odrobienia lekcji, którą posłanka z Kutna zadała Zandbergowi i pozostałym szarym eminencjom partii. Razem musi zrozumieć, że kto się nie rozwija, ten znika. Nie da się w nieskończoność powtarzać, że „teraz to już na pewno uda nam się to podejście pod budowę nowej sensownej lewicy”, a potem robić dokładnie to samo, co dotychczas. Trzeba się otwierać na nowe nastroje, trendy i alianse. I tak! Także z PiSem.
Matysiak to rozumie. Jej oponenci nie. Ale to ona ma polityczną rację. A nie leśne dziadki w typie Adriana Zandberga.
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka