fot. Tim Kennedy/Wikipedia
fot. Tim Kennedy/Wikipedia

Wyklęty lud ziemi powstał. I wybrał Trumpa

Rafał Woś Rafał Woś USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 28
Nienawidząca Trumpa lewica może się wściekać do woli. I może się do woli ekscytować Elonem Muskiem u boku prezydenta-elekta. Ale twarde dane są takie, że to ludowa Ameryka dała Trumpowi wyborcze zwycięstwo. Zaś Ameryka wielkiego pieniądza liże rany płacząc z powodu porażki swoich ukochanych demokratów.

W USA dokonała się rewolucja polityczna i klasowa

Do tej pory mogliśmy tylko snuć przypuszczenia. Teraz mamy już wyniki i wiemy na pewno. Oto w Ameryce dokonała się rewolucja polityczna i klasowa. Oto - pierwszy raz od czasów drugiej wojny biedniejsza część społeczeństwa USA wysłała do Białego Domu… republikanina. A nie demokratę. Oznacza to, że w Stanach domknął się trwający od dłuższego czasu proces bardzo głębokiej natury. Polega on na zamianie ról pomiędzy dwiema największymi partiami amerykańskiego duopolu. W jego efekcie demokraci nie są już partią, której siła opiera się o progresywny sojusz klas pracujących oraz inteligencji. Oto w czasach Kamali Harris i Joe Bidena dotarli do miejsca, w którym stali się domyślną partią wybieraną przez najlepiej sytuowanych Amerykanów. Republikanie weszli zaś w rolę partii schylającej się po poparcie wykluczonych i przegranych współczesnego kapitalizmu. Doczepiając do tego kilku „zbuntowanych” (ale kompletnie niereprezentatywnych dla swojej klasy) miliarderów- plutokratów w stylu Muska.


Oczywiście obraz ten nie jest kompatybilny z opowieściami jakimi karmią was od lat media i samozwańczy eksperci czerpiący swoją wiedzę o Ameryce z podręczników i sylabusów sprzed dwóch albo trzech dekad. Jedyne, co mogę w tej sytuacji zrobić, to zaproponować wam wyjście poza tę medialną papkę oraz zestaw dawno nieaktualnych klisz. A po drugiej stronie postawić zaś porcję twardych faktów. Gotowi?

Bogaci głosują na republikanów, biedni na demokratów

Jeśli tak, to spójrzcie proszę na początek na wieloletni trend. Weźmy wszystkie wybory, które miały miejsce w Ameryce po roku 1960. I prezydenckie i te do obu izb Kongresu. Spójrzmy na kogo głosowały w nich różne grupy dochodowe amerykańskiego społeczeństwa. Dla ułatwienia podzielmy populację Ameryki na trzy grupy. Jedną trzecią najbiedniejszych (klasa niższa), środkową tercję (klasa średnia) i jedną trzecią najbogatszych (klasa wyższa). Co widać?

W latach 60. demokraci regularnie biją republikanów wśród wyborców z klasy niższej i średniej (po 10 proc. przewagi w każdej z tych grup ). Republikanie trzymają się na głosach najbogatszych (20 proc. przewagi). Sytuacja nie ulega szczególnej zmianie w latach 70. W latach 80. (czasy Reagana) podział ról jest jeszcze bardziej wyraźny. Słabo zarabiający uciekają jeszcze mocniej do demokratów (20-30 proc. przewagi). Bogaci gromadzą się wokół republikanów (też 20 proc. przewagi). Klasa średnia delikatnie po stronie demokratów. W latach 90. (czasy Clintona) jest tak samo. Wśród klasy niższej demokraci wygrywają zwykle w 60 do 40. U najbogatszych republikanie mają podobnie.


Trwała zmiana trendu zaczyna się dopiero gdzieś koło wyborów roku 2008. To moment, gdy demokrata Barack Obama zostaje 44. prezydentem USA. Wynik tych wyborów jest jeszcze „klasyczny”. Biedna Ameryka jest demokratyczna (i to jak?! Obama zbiera w tej grupie 30-proc. przewagę głosów). Bogata Ameryka głosuje - jak Pan Bóg przykazał - na republikanów (30 proc. przewaga). Zaraz potem mamy jednak złamanie trendu. I to nie chwilowe, lecz stałe. Z wyborów na wybory przewaga demokratów wśród wyborców biedniejszych topnieje. Podobnie jak dominacja republikanów wśród najbogatszych. Nowa Ameryka, która lepi się z bankowych
bailoutów, konsekwencji globalizacji i wykwitu ideologii woke jest podglebiem.

W wyborach prezydenckich w USA 2024  trend się odwrócił

Ale dopiero wybory 2024 roku przynoszą (pierwszy raz w najnowszej historii) pełne odwrócenie. Po pierwsze dlatego, że demokratka Kamala Harris jest preferowaną kandydatką wyborców z klasy wyższej (kilka procent przewagi). Ale prawdziwa bomba to w zasadzie remis wśród wyborców najuboższych. A powtórzmy - mówimy tu o grupie społecznej, która w minionym półwieczu skłaniała się ku demokratom w stosunku - bywało - nawet 70 do 30!

Ale dowodów obrazujących od strony statystycznej omawiany tu proces jest przecież więcej. Zobaczcie zmianę poparcia między wyborami roku 2020 i 2024. Wśród zarabiających najsłabiej (mniej niż 50 tysięcy dolarów rocznie) przesunięcie od demokratów (Biden/Harris) do Trumpa jest 15 procentowe. Ale jeszcze więcej (ok. 20 proc.) wyborców bogatszych (zarobki 100 tysięcy i więcej) przepłynęło w tym czasie od Trumpa do demokratów. Znów to samo: Ameryka spracowana i niepewna idzie do republikanów. Ameryka syta i zadowolona swego reprezentanta widzi w demokratach.


Idźmy jeszcze dalej. Jeżeli podzielić wyborczą mapę Ameryki na hrabstwa (odpowiedniki naszych powiatów) i uszeregować je pod względem kondycji ekonomicznej, to gołym okiem widać to samo. Hrabstwa, w których gospodarczo nie idzie dobrze: Trump zyskuje znacząco w 376 a traci w 23. Hrabstwa, gdzie kondycja ekonomiczna jest „kwitnąca”: Trump zyskuje w 175, a traci w 85.
Albo jeszcze inaczej. Jeżeli wyróżnimy te amerykańskie hrabstwa, gdzie wyraźnie dominują miejsca pracy dla tzw. niebieskich kołnierzyków (amerykańskie określenie dla pracowników fizycznych), to tutaj Trump zyskał znacznie w porównaniu z rokiem 2020 aż w 167. Zaś stracił zaledwie w 6 (słownie „sześciu”) hrabstwach. W hrabstwach gdzie jest więcej białych kołnierzyków (prace biurowe, zarządcze albo w wolnych zawodach) te zyski były dalece mniej imponujące. I tak dalej i tak dalej...

Oczywiście nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Ja też nie wiem. Nie wiem czy Trump (i jego „nowi” republikanie) swoją „ludową” Amerykę zadowolą czy rozczarują. Po owocach poznacie. Jednak upieranie się, że to się nie dzieje i niedostrzeganie, że Donald J. Trump jest dziś prezydentem „wyklętego ludu amerykańskiej ziemi” wydaje mi abdykacją z myślenia. Taką abdykację zarzucam bardzo wielu polskim obserwatorom - zwłaszcza tym z „lewicy”. Oni zdecydowali, że skoro rzeczywistość nie przystaje do ich wyobrażeń (w których Trump powinien być agentem złej i wrednej plutokracji) to… tym gorzej dla rzeczywistości.

Rafał Woś

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj28 Obserwuj notkę
Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka